Niebezpieczne, głodne, krwiożercze rekiny powracają. Czas na ostatnie spotkanie z Rekinandem i bohaterami, którzy próbują zniszczyć ten… żywioł z rybną domieszką. Przez ostatnie lata wakacje upływały pod znakiem rekinów i pił mechanicznych, teraz pora pożegnać tę abstrakcyjną, dziwną, odmóżdżającą produkcję. Co tym razem przygotowali dla nas twórcy filmowego cyklu?
Skłamałabym, gdybym napisała, że nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ta seria okazała się takim fenomenem. Muszę to wiedzieć, gdyż sama obejrzałam każdą jej część – na jednych filmach bawiłam się świetnie (pierwszych dwóch), inne sprawiły, że czasem uśmiechnęłam się pod nosem (trójeczka), a kolejne przyprawiły mnie o ból głowy (trzy ostatnie obrazy). Za każdym razem poziom zadziwienia pomysłowością autorów sięgał jednak zenitu. Nigdy nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać (oczywiście poza tornadem pełnym rekinów i familii Shepardów), jakie dziwne wizje twórców serii tym razem ujrzą światło dzienne. No właśnie – co takiego wyciągnął w tej części ze swojego kapelusza magik?
Rekiny!
Tym razem pogromca rekinów, nieustraszony władca pił mechanicznych, człowiek, któremu niestraszne tornada pełne krwiożerczych ryb cofa się w czasie. Chce raz i na zawsze rozwiązać problem Rekinanda, czyli powrócić do korzeni jego powstania i spróbować nie dopuścić do powstania wietrzno-szczękowego zagrożenia. Czeka go kilka skoków do różnych lat, ale w końcu… No dobrze, nie będę wam zdradzała zakończenia serii. Wiedzcie jednak, że Fin przeżyje wspaniałe przygody, pozna nietuzinkowe osoby i poczuje się jak superbohater! Just kidding!
Seria Rekinando to specyficzny twór, dlatego pozwolę sobie zawrzeć w niniejszej recenzji krótką instrukcję obsługi tej produkcji.
- Wyłączcie swój mózg. W filmie nagromadzono niezliczoną ilość nierealnych, wyssanych z palca, kopiących prawa rządzące światem w kolano wątków. Po co się wiec denerwować widokiem człowieka wychodzącego z gardzieli rekina? Lepiej o tym nie rozmyślać.
- Udajcie się na terapię. Najlepiej przed obejrzeniem produkcji, wiecie, profilaktycznie. W ten sposób będziecie spokojni i wyciszeni, więc żadne irracjonalne rozwiązania nie przyprawią was o chorobę psychiczną.
- Nie patrzcie na grę aktorską. Ten obraz to jedno wielkie przerysowanie, dlatego nie spodziewajcie się oscarowych roli, wielkich emocji i dialogów, które złapią za serce. Tu jest sztucznie, plastikowo, dlatego miejcie to na uwadze.
- Zastanówcie się. Nad tym, czy rzeczywiście jesteście gotowi, by zobaczyć tę serię. W końcu co się raz obejrzy, już się nie odobejrzy. Rekiny będą was prześladować do końca waszych dni! Dlatego zastanówcie się, czy warto w ogóle zapoznawać się z tymi obrazami.
Skoro już przygotowaliście się, mogę zacząć narzekać na szóstą odsłonę cyklu.
Piły!
Wiem, wiem – to, że nie napisze się za wiele dobrego o tym filmie, nie powinno być dla nikogo szokiem. W końcu ta produkcja to jakaś pomyłka, kto w ogóle wpadł na pomysł jej wyprodukowania. Ale wiecie, skoro zera na kontach się zgadzają, a musi tak być, w końcu powstało sześć odsłon serii, twórcy nie będą się przejmować negatywnymi opiniami. Przecież Rekinando oglądają ludzie na całym świecie, mówią o nim, nieważne, że źle – grunt, iż się o nim wspomina.
A prawda jest taka, iż pierwsza część była głupiutka, dziwna, nierealna, ale pamiętam, jak śmiałam się przy niej do rozpuku, przy drugiej zresztą też. Potem już nie było tak humorystycznie, ale nadal chciałam zobaczyć, co jeszcze można wymyślić.
Tym razem mamy rekiny ziejące ogniem i roborekiny, podróże w czasie, dinozaury, latanie na pterodaktylu, klony, Excalibur z ostrzem jak to piły mechanicznej, odbijanie meteorytów niczym baseballową piłkę … Twórcy nawiązują do Powrotu do przeszłości, Beverly Hills 9210, Planety małp, spotykamy Merlina, Morganę, Billy’ego Kida Benjamina Franklina. Pojawia się nawet Tori Spelling. Dzieje się, oj dzieje.
Wszystko przyprawia o mocny ból głowy, gdyż Ząb czasu nie jest dobry, nawet gdy weźmiemy poprawkę na wydźwięk produkcji, jej przeznaczenie i to, do jakiego gatunku należy. Nie śmieszy, zadziwia, ale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu, czuć, że twórcy sięgają po pomysły najniższych lotów. I bardzo dobrze, iż wreszcie powiedziano STOP, przynajmniej oficjalnie, gdyż co za dużo, to niezdrowo. Trudno oceniać ten film, bo każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że nie jest to dobra produkcja. Wiemy również, iż nie miała taką być – główne założenie twórców brzmiało: „zaskoczyć i rozśmieszyć”. I początkowo rzeczywiście widz czuł się zaintrygowany. W Zębie czasu czuć jednak zmęczenie materiałem. Wprawdzie nie napiszę, że skończyły się pomysły, ale zaczęto sięgać już po niezwykle kiczowate i żałosne idee.
Prawda jest taka, że jeśli obejrzeliście wcześniejsze odsłony cyklu, zobaczycie także i tę, z czystej ciekawości. Natomiast jeżeli poprzednie filmy to dla was spacer po potłuczonym szkle, ta część nie zmieni waszej opinii o serii, lepiej więc jej nie ruszać, niech sobie tkwi gdzieś w zawieszeniu. Ja obejrzałam, bo lubię testować granice mojej wytrzymałości.
Tytuł oryginalny:The Last Sharknado: It’s About Time
Reżyseria:Anthony C. Ferrante
Rok powstania: 2018
Czas trwania: 1 godzina 30 minut