Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

-

– Hej, macie jakieś plany na wieczór? Może wpadlibyście do nas, mam nową karciankę do ogrania.
– W sumie czemu nie, to niezły pomysł. Co to za gra?
– Nazywa się „Elekt”. Jest dość mroczna, ale zasady nie są zbyt skomplikowane.
– Spoko, to widzimy się za kilka godzin.
(Jakiś czas później)
– Nie, możesz przenosić jednostki tylko pomiędzy swoimi strefami i nie obchodzi mnie, że masz więcej tytułów. To ja zdobyłem przywilej, więc decyduję, co z berłem.
[Koniec rozgrywki]
– No już dobrze, wygrałeś: niech żyje cesarz! A teraz tasuj karty, gramy jeszcze raz. Tym razem nie pójdzie ci tak łatwo.

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

Zaskakująca nieświadomość

Kojarzycie uniwersum Klanarchii? Jeśli nie, nic nie szkodzi – do niedawna ja także nie zdawałem sobie sprawy z jego istnienia. To mroczny świat techno-fantasy, gdzie ostatni wolni ludzie opierają się siłom ciemności, wykorzystując do tego technologię Żaru. Muszę przyznać, że ten opis brzmi co najmniej intrygująco – niezdecydowanych co do zagłębienia się w Rubieże szczerze do tego zachęcam, w tym momencie jednakże ważniejsza wydaje się odpowiedź na pytanie: „Jaki to ma związek z grą?”. Otóż ogromny, ponieważ Elekt czerpie inspirację z twórczości Michała ‘Furiatha’ Markowskiego, twórcy wspomnianego systemu RPG. Czy zatem dogłębna znajomość Klanarchii, by móc rozpocząć przygodę z tą grą karcianą, to konieczność? Absolutnie nie! Nawet powierzchowna wiedza o postaciach i krainach może okazać się zbędna. Jestem tego najlepszym przykładem – w świat Elekta wszedłem bez żadnego uprzedniego przygotowania. Znacznie trudniej go opuścić.

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

Jedyne pierwsze wrażenie

Zacznijmy od podstaw: Elekt to gra karciana. Po otwarciu pudełka wewnątrz znajdziemy w sumie 96 kart różnego przeznaczenia, 38 żetonów, 3 planszetki stref oraz bardzo ważne dla rozgrywki berło. Należy także wspomnieć o 4 kartach pomocy, na których przejrzyście opisano przebieg rundy. Wszystkie wymienione powyżej przedmioty – wraz z całościowym opakowaniem – są wykonane w bardzo porządny sposób. Chylę czoła przed What The Frog, gdańskim wydawcą gry. Biorąc pod uwagę fakt, iż jest to debiut zespołu, dobrze wróży to przyszłym produkcjom. Wielu z was może wydawać się, że przesadzam, ale gdy po raz pierwszy przyjrzycie się bliżej zawartości gry, zrozumiecie moją radość. Dobrym przykładem na poparcie mojego wywodu – oczywiście oprócz jakości wykonania – są strunowe woreczki, dołączone do zestawu w sporej liczbie. Niby nic, przecież to tylko kilka groszy. A jednak nikt na nich nie oszczędzał, jak to zdarza się w niektórych wydawnictwach. Mała rzecz, a cieszy. Oczywiście osobną kwestią są same grafiki na kartach. Te w prosty sposób wprowadzają w klimat gry: często stonowane kolorystycznie, posiadające konkretną barwę jako główny motyw, przywodzą na myśl niebezpieczne czasy, pełne mroku i cierpienia. Jednakże czujcie się ostrzeżeni – nie wszystkim przypadną one do gustu. Ostatecznie świat Klanarchii właśnie taki jest: niepokojący, czasem wręcz przerażający. Elekt bardzo sprawnie łączy techno-fantasy, groteskę oraz przystępne zasady. A skoro już o tym mowa…

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

Pora sięgnąć po koronę

Na początku rundy każdy z graczy dobiera kartę, a te następnie są wykładane do jednej z trzech stref: Misji, Wpływów i Dworu. Gdy wszyscy zagrają po pięć jednostek, następuje walka wewnątrz wspomnianych obszarów. Postacie są oznaczone symbolami – okultyzmu, podstępu, przemocy oraz władzy. Kto posiada największą liczbę danego atrybutu,  otrzymuje możliwość wykonania dodatkowej akcji, kolejno: dołożenia dwóch żetonów, zabicia jednego z bohaterów czy też zamiany kart między  strefami. Najważniejszy jest ostatni, władza, przedstawiany jako korona. Ten z graczy, który ma go najwięcej, otrzymuje tytuł znajdujący się na danej planszetce. Celem gry jest natomiast zdobycie ich określonej liczby oraz zostanie władcą mrocznego świata. Nie wydaje się proste, prawda? Ale musicie mi uwierzyć na słowo, że właśnie takie jest. Elekt  w swych podstawowych założeniach to całkiem nieskomplikowana zabawa. No dobrze, ale w takim razie, jakie są te dodatkowe reguły? Cóż… zarówno karty jednostek, jak i te będące w strefach, mają określone efekty, mocno ingerujące w bieżącą rozgrywkę. Istnieje także Żar, dzięki któremu można kupować różne ulepszenia, przywileje, będące indywidualną nagrodą za zdobycie Dworu. Nawet kwestia tego, czy lepiej być pierwszym, czy ostatnim graczem, nie okazała się łatwa do rozstrzygnięcia. Ale nie przejmujcie się – większość przepisów kulinarnych także nie wygląda zbyt prosto, a jednak nie jadamy jedynie kanapek. Recepturę na dobrą zabawę w świecie Elekta podano w przystępny sposób. Instrukcja nie obszerna powala objętością, a jej zawartość nie dość, że cieszy oczy, to została napisana prostym językiem. Zasady nie pozostawiają miejsca na wątpliwości, przedstawione są także złożone sytuacje żywcem wyjęte z rozgrywki. Nie pozostało nic innego, jak zaprosić znajomych i rozpocząć walkę o koronę.

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

Strach przed końcem

Wszystko co dobre, kiedyś się kończy: zawartość opakowania z lodami, urlop, nawet Gra o tron. Chociaż z ostatnim przykładem można polemizować. Elekt także finalnie wyłoni nowego władcę – w zależności od liczby graczy będzie to trwało nawet kilkadziesiąt rund. Wydawca szacuje czas rozgrywki na od godziny do półtorej – zgadzam się, aczkolwiek przy dwójce znajomych, którzy nie mogą doczekać się wygranej, cesarz bywa wyłaniany nawet w trzydzieści minut. Wtedy jednak wystarczy potasować karty. Ze względu na dość niewielkie rozmiary planszetek, maksymalna liczba graczy została ograniczona do czterech. Nie jest to jednak w żadnym stopniu wada rozgrywki. Pretendenci do tronu mają dzięki temu więcej miejsca na zagrywanie swych jednostek. Regrywalność jest w tym przypadku bardzo duża: jednostki występują w wielu rodzajach i mają różne zdolności, czasem darmowe, a innym razem słono płatne. Podobnie sprawa wygląda w przypadku Stref Misji i Wpływów, oraz Przywilejów z obszaru Dworu. Kiedy jedna mała decyzja potrafi odwrócić losy gry, nie ma sensu martwić się o nudę. A gdyby ktoś rzeczywiście narzekał na brak wrażeń, czekają na niego trzy dodatki: Spiż, Wiedźmy oraz Powołanie. Ale o tym już następnym razem.

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

 

 

Tytuł: Elekt

Liczba graczy: 2-4

Wiek: 16+

Czas rozgrywki: 60-90 minut

Wydawnictwo: What The Frog

 

 

 

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu What The Frog, więcej o grze przeczytacie tutaj.

Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Elekt to świetny pomysł na wieczór ze znajomymi. Podstawowe zasady gry są bardzo przystępne i nie powinny sprawić większych problemów. Niektórych odrzucić mroczny klimat świata, ale trzeba przyznać – pasuje on idealnie.
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Elekt to świetny pomysł na wieczór ze znajomymi. Podstawowe zasady gry są bardzo przystępne i nie powinny sprawić większych problemów. Niektórych odrzucić mroczny klimat świata, ale trzeba przyznać – pasuje on idealnie. Każdy chciałby zostać królem. „Elekt” – recenzja gry