Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

-

Zaczęło się klasycznie. Podróż morska do Indii, plany, marzenia, ambicje, bla, bla, bla. Wszystko pokrzyżował potężny sztorm. Wasz statek zatonął, a garstka dopłynęła do brzegu. Stoicie teraz na plaży, przemoczeni i głodni, a wokół brak jakichkolwiek śladów cywilizacji. Cel jest prosty: wydostać się z tego miejsca.

Nowa propozycja od Portal Games to przede wszystkim opowieść. Karty układane na stole wciągają nas w historię rodem z książki Daniela Defoe. Jedynym wyjątkiem jest fakt, że nie zostaliśmy w pojedynkę. Rozmaite persony, płynące statkiem, zdołały się uratować, zatem powodzenie przygody będzie zależeć od umiejętnej kooperacji i wykorzystywania mocnych stron każdego z rozbitków.

Autorami gry są Michael Palm i Lukas Zach, czyli doświadczona para twórców. Jak wygląda ich nowe dzieło?

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

Może i nie mamy co jeść, ale widoczki ładne

Wyspa przygód trafia do nas w sporym pudełku, ślicznie ozdobionym. W środku znajdziemy wypraskę, która posłuży nam do wydzielenia przegródek. Pozwoli to potem posegregować karty i logicznie je ułożyć. W komplecie dostajemy nawet specjalne tabliczki, służące do opisania zawartości poszczególnych stosów. Oprócz tego otrzymujemy komplet żetonów, przeznaczonych głównie do odmierzania poziomu zasobów. Pomimo prostych grafik ładnie się prezentują i wygodnie się ich używa.

Każdy gracz znajdzie dla siebie także kartę postaci oraz drewniany pionek do oznaczania swoich akcji. Grywalnych bohaterów jest sześciu, a wszyscy z nich mają indywidualne umiejętności i statystyki. Oprócz tego w pudełku znajdziemy jeszcze kilka zamkniętych talii, które stanowią trzon gry. Poszczególne paczki będziemy otwierać w miarę postępu rozgrywki, zwiększając dostępną pulę akcji, ale i utrudniając rozgrywkę. Im dalej protagoniści zajdą, eksplorując wyspę, tym więcej dostaniemy mieli możliwości. To doskonale pokazuje powolny proces odkrywania, co czyha za zakrętem. Albo w tym lesie. Albo w tej jaskini. Lepiej weźcie pochodnie.

Całość zestawu dopełnia komplet dedykowanych kości o różnokolorowych ściankach oraz krótka instrukcja. Z tą ostatnią mam lekki problem, ponieważ wyjaśnia wszystko bardzo dobrze, z racji niewielkiej ilości zasad, jednak podczas rozgrywki kilkukrotnie natrafiłem na sytuacje, kiedy nie byłem pewny, jak się zachować. Sama książeczka niestety nie zawiera sekcji FAQ. W momentach zawahania trzeba czasami kierować się instynktem.

Grafiki w grze są niezwykle ładne i precyzyjnie wykonane. Leżąc na stole cieszą oko i do tego łatwo pozwalają odróżnić poszczególne segmenty gry. Jakość również stoi na najwyższym poziomie.

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

Może i nie przeżyjemy, ale ta dżungla wygląda obiecująco

Rozgrywka jest oparta na pięciu scenariuszach, które łączą się w opowieść. Każdy z nich zawiera opis fabularny, cel oraz początkowe ustawienie kart. Przygotowanie rozpoczynamy od pobrania startowych kartoników i ułożenia ich na stole. Następnie każdy z graczy wybiera swoją postać i kolor pionka. Pozostaje potasować wskazane talie, które już odblokowaliśmy, i można zaczynać zabawę.

Gra jest podzielona na tury. W każdej z nich wybieramy dwie akcje zaznaczone na kartach obecnych w rozgrywce i stosujemy się do ich opisu. Pozwala to na przykład na otrzymanie zasobu, dołożenie karty, bądź wykonanie testu. Ten ostatni polega na rzucie liczbą kostek równą naszej testowanej statystyce. Celem jest wyrzucenie odpowiedniego koloru na chociaż jednej z nich. W przypadku powodzenia, otrzymujemy jakiś cenny bonus. W przeciwnym wypadku musimy obejść się smakiem, chociaż dla pocieszenia dostajemy żeton doświadczenia, który pozwoli nam przerzucić następne pechowe turlanie.

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

Gdy wszyscy wykonają już swą akcję, następuje faza nocy. Musimy odłożyć żeton jedzenia za każdego z graczy, a następnie dobieramy po jednej karcie zagrożenia z osobnej talii. Są to często nieprzyjemne wydarzenia, które dotykają bohaterów. Zazwyczaj wymagają testów, bądź zużycia konkretnych zasobów. Co ciekawe, w momencie gdy karty z tej kupki się wyczerpią, przegrywamy. Jest to swoisty czasomierz, przynaglający do szybkiego dążenia do celów. Ponadto, ponosimy porażkę również w momencie uzbierania przez jednego z herosów pewnej, zależnej od liczby graczy, sumy żetonów zmęczenia, będących często karą dla nas za niespełnienie wymagań. Pamiętajcie, poobiednia drzemka wydłuża życie.*

A kiedy wygrywamy? Gdy odkryjemy kartę, która nam o tym mówi. Jest to bardzo ciekawa mechanika, ponieważ cała gra opiera się na dobieraniu konkretnych kartoników z pudełka. Każdy z nich ma indywidualny numer, co pozwala łatwo zlokalizować dany egzemplarz. Co więcej, w pudełku znajdujemy kilka zamkniętych w folię zestawów. Zostaną one dołączone do gry w momencie, gdy odkryjemy kartę, która nam pozwoli na taki zabieg.

Warto na koniec jeszcze wspomnieć o Osiągnięciach. Ostatnia strona instrukcji wypełniona jest listą haseł. W momencie, gdy odkryta przez nas karta ma nadrukowany dany tekst, to możemy to odnotować. Ciekawą mechaniką jest to, że po uzbieraniu kompletu kilku osiągnięć, dostajemy specjalny bonus, który ułatwi nam dalszą grę. A jest co ułatwiać.

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

Może i uda nam się wydostać, ale mi się tu podoba

Wyspa przygód to z pewnością interesująca gra. Otrzymujemy ciekawą przygodę wykonaną w zmyślnej mechanice, zahaczającej lekko o standardy legacy. Odkrywanie nowych kart jest bardzo emocjonujące, a do tego nie mamy pojęcia, co czyha za rogiem. Pula dostępnych wariantów zmienia się cały czas, wraz z odkładaniem kart do pudełka i otwieraniem nowych zestawów. Sama rozgrywka jest przyjemna, chociaż wymagająca. Z pewnością kilkukrotne podejścia do scenariuszy to norma, wszak odkrycie, co trzeba zrobić, stanowi wyzwanie, a do tego niewielka liczba dostępnych tur, z racji ograniczeń talii zagrożeń, co chwila zmusza do resetu przygody. Uważam to jednak za zaletę produkcji, ponieważ pozwala poczuć postęp w zaznajamianiu się z wyspą i jej sekretami.

Czas przejścia jednego scenariusza to około czterdziestu pięciu minut, chociaż zdarzają się szybkie porażki. Dużo zależy od kooperacji pomiędzy graczami, których może być od dwóch do pięciu. Tytuł dobrze się skaluje i poziom trudności nie spada.

Szerokie grono potencjalnych odbiorców tej gry sprawia, że bawić się można całą rodziną lub ze znajomymi. Próg wejścia ustawiono naprawdę nisko, nie trzeba być wyjadaczem planszówkowym, aby bawić się bez problemu.

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

Z potencjalnych wad gry warto wspomnieć losowość, gdyż nie każdy jest zwolennikiem porażki po pół godzinie zabawy tylko dlatego, że kostka się źle ustawiła. Mnie jednak to rozwiązanie przypadło do gustu, gdyż dodaje sporo emocji.

Kolejnym potencjalnym problemem karcianki jest brak regrywalności. Po ukończeniu pięciu podręcznikowych scenariuszów nie ma co robić na Wyspie przygód. Pozostaje uporządkować kolekcję i podarować grę znajomemu.

Do tego warto wspomnieć o tym, że zaleca się grać w stałym gronie, gdyż nowe osoby niekoniecznie mogą odnaleźć się w fabule i dostępnych kartach. Dla regularnej grupy jest to jednak doskonała zabawa.

Chociaż jeszcze nie doszedłem do końca scenariuszy, naprawdę muszę przyznać, że grę zrobiono bardzo dobrze. Uwielbiam dreszczyk emocji przy dociąganiu kart i nawet nie złoszczę się, gdy znowu nie wyrabiamy się w liczbie tur. Sama historia jest interesująca, pomimo sztampowości, zaś klimat bezludnej wyspy szybko da się poczuć. Polecam serdecznie i zmykam znowu czytać Robinsonka.


*Oczywiście, jako skromny informatyk, nie wiem, co jest najlepsze dla Twojego zdrowia. Najlepiej spytaj lekarza lub naukowca. Chyba że jesteś na bezludnej wyspie, to wtedy śmiało słuchaj się mnie.

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

 

Tytuł: Wyspa Przygód

Liczba graczy: 2-5

Wiek: 10+

Czas rozgrywki: 45-90 minut

Wydawnictwo: Portal Games

 

 

 

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Portal Games, więcej o grze przeczytacie tutaj:

Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej

podsumowanie

Ocena
9

Komentarz

Przyjemna, prosta gra dla osób chcących poczuć klimat bezludnej wyspy. Pięć scenariuszy dostarczy sporo jednorazowej zabawy.
Jakub Socała
Jakub Socała
Indywidualista, intelektualista, idealista, informatyk. Miłośnik Gothica, dobrej kuchni i eksperymentowania. Geek, nerd i kujon, co w domu wysiedzieć nie może.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Przyjemna, prosta gra dla osób chcących poczuć klimat bezludnej wyspy. Pięć scenariuszy dostarczy sporo jednorazowej zabawy. Karciana robinsonada. „Wyspa przygód” – recenzja gry planszowej