Kangurek Kao to jedna z tych marek, które zna większość miłośników wirtualnej rozgrywki – nawet jeśli nie darzy jej przesadną sympatią. Pierwsza gra z sympatycznym torbaczem w roli głównej trafiła na komputery w 2000 roku i spotkała się z całkiem dobrym odbiorem. Kao powrócił w 2003 roku, by zmierzyć się z Huntrem, a potem ponownie zagościł na pecetach w 2005.
Minęło ponad 15 lat i kangur powraca! Jako fanka poprzednich odsłon nie mogłam przepuścić tej premiery. Miałam niekłamaną przyjemność ograć wersję demo obejmującą pierwszy poziom nowej produkcji. Poniżej garść wrażeń.
>> Polecamy: Stare, ale jare. „Kangurek Kao: Trylogia” <<
Fabuła i mechanika
Zacznę od fabuły… czy raczej jej braku. Udostępniona wersja próbna nie zawiera żadnej scenki otwierającej, która mogłaby nadać nieco kontekstu. Wiem tylko tyle, że mam odnaleźć pewną chatę, a charakterystyczne dla Kao rękawice są… niezwykłe. Po drodze, jak na grę platformowo-zręcznościową przystało, przychodzi mi zbierać monety i diamenty (których przeznaczenie pozostaje mi obce), uczyć się nowych umiejętności i w bezkrwawy sposób unicestwiać antagonistów. Poziom trudności w tej lokacji zdaje się bardzo przystępny, co jest zapewne skutkiem kierowania produkcji do młodszych odbiorców.
Mechanicznie gra nawiązuje do platformówek sprzed dziesięciu-piętnastu lat. Skok, cios rękawicą, atak ogonem, turlanie się, czasami rzut bumerangiem… Trochę ubogo, ale to prawdopodobnie tylko pierwsze wrażenie. Przeglądając klawiszologię, widzę, że demo nie daje możliwości przetestowania wszystkich umiejętności Kao. Mam nadzieję, że mechaniki w tym momencie „ukryte”, zaskoczą mnie pozytywnie w pełnej wersji gry. Ach, są jeszcze zagadki logiczne. Na razie niezbyt skomplikowane, ale kto wie, co będzie później.
Strona audiowizualna
Najnowszy Kangurek Kao swoją stylistyką mocno nawiązuje do tego, do czego przyzwyczaiły nas starsze gry. Kreskówkowa, barwna oprawa graficzna może przypaść do gustu młodszym odbiorcom, ale także starsi gracze – powracający do tej serii po latach – powinni poczuć się „jak w domu”. W tle pobrzękują pozytywne, ale niezapadające w pamięć melodyjki. Jednocześnie troszkę brakuje mi dźwiękowych „bajerów”, szczególnie podczas rzutów bumerangiem czy zdobywania dodatkowego życia. Myślę, że dałoby się jakoś urozmaicić ten element.
Wnioski
Po ponad dwudziestu minutach zabawy z Kao czuję się zachęcona do kontynuowania przygody. Żałuję, że nie podano mi choćby garści fabuły, a mechaniki, na ten moment, wydają się żywcem skopiowane z poprzedniej gry z 2005 roku. Niemniej, wróciłam do tej marki z przyjemnością, włączył mi się tryb nostalgii i nie potrafię odmówić tej produkcji uroku. Czekam na ciąg dalszy!