Każdy z nas zna kogoś, kto żyje w cieniu starszego rodzeństwa albo lepszego pracownika. Tę samą zależność możemy zaobserwować między ostatnio wydawanymi komiksami studia DC. O ile historie Supermana, Wonder Woman czy Hala Jordana były świetne, to musiał pojawić się jeden wyjątek w postaci Flasha. Nie twierdzę, że jest to totalna klapa, tylko że jest to pozycja, którą zapomina się tak szybko, jak wcześniej się czytało. Chociaż to może dobrze? Czytelnik będzie mógł zagłębiać się w ten komiks za każdym razem na nowo, bo i tak go nie zapamięta.
Zło vs Dobro
Heatwave Trickster, Władca Luster oraz reszta złowieszczej osobliwości kolejny raz z rzędu spróbują utrudnić i tak ciężkie już życie Flasha. Jednak tym razem Leonard Snartpragnie zmienić dotychczas stosowaną taktykę, aby zaskoczyć tytułowego bohatera. Kolejna konfrontacja z Łotrami przebiega inaczej niż zazwyczaj, co na pewno zaciekawi większe grono czytelników. Oczywiście ich plan jak zawsze musiał nie wypalić, czego można było się spodziewać. Znaczną jednak część tego woluminu zajmuje historia Wally’ego Westa, który mimo upływającego czasu, nadal nie potrafi pogodzić się z utratą ojca. Aby go odnaleźć wraz z Barrym włamują się do Belle Reve. Ponadto w tomie znajdujemy także wątek Iris West Allen, która nie zaniedbuje swoich superbohaterskich obowiązków, poświęcając czas na ćwiczenia pod okiem Flasha. Autorzy przybliżają nam także temat organizacji terrorystycznej zwanej Czarną Dziurą oraz Kapitana Bumeranga.
Bardzo podobała mi się potyczka Flasha, która przebiegała nieco niestandardowo, przez co można było poczuć przewagę tej dobrej strony nad złą. To było bardzo miłe zaskoczenie. Sam zarys fabuły jest powtarzalny i całkiem przewidywalny, ale scena walki potrafiła mocno zaciekawić i trzymać w napięciu. Niestety reszta tomu prezentuje się średnio. Końcówka nie jest aż tak porywająca jak byśmy tego chcieli, co może wprawiać nas w małe rozczarowanie. Postać Flasha na tle innych bohaterów wypada słabo. Mężczyzna wiecznie obwinia się o całe zło świata, przez co widzimy tylko jego smutną, nieciekawą stronę. Myślę, że to nie najlepsza zagrywka twórców, gdyż taki zabieg może odrzucać wielu czytelników.
Wykorzystany talent
Caramine Di Giandomenico jest jednym z wyjątkowych rysowników, ponieważ posiada niezwykły talent do ukazywania dynamicznych ujęć. Stworzenie sceny pokazującej pęd Flasha wydaje się bardzo trudne, jednak daje sobie z tym radę. Dzięki wprawnej ręce artysty superbohater dostał pazur. co przekłada się na niesamowity wygląd. Balans między kolorami także został zachowany, dzięki czemu wszystko tworzy przemyślaną od początku do końca całość.
Flash: Łotrzy – Reaktywacja to umiarkowanie dobra historia opowiadająca o życiu bardzo smutnego człowieka. Ten tom wydaje się stać w cieniu innych genialnych tytułów pojawiających się w Odrodzeniu. Nie będę jednak nadmiernie krytykować Flasha, gdyż to nadal po prostu komiks, który dobrze jest przeczytać. Myślę, że jest to część potrzebna aby iść dalej, dlatego też kolejne tomy powinny zwalić nas z nóg. Polecam go więc wszystkim tym, którzy chcą zaspokoić swój głód i pragną poczytać coś, od czego nie oczekują fajerwerków.
Tytuł: Flash: Łotrzy – Reaktywacja
Autor: Joshua Williamson, Carmine Di Giandemenico, Ivan Plascencia
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 144