Jak szyszką w płot. „Pine” – recenzja gry

-

Stworzenie wciągającej gry nie jest łatwym zadaniem. Szczególnie dla debiutującego studia, stawiającego swoje pierwsze kroki w brutalnych realiach gamedevu. Dotarcie do zasypanego wieloma koncepcjami odbiorcy również nie należy do łatwych zadań. Gracze z każdym kolejnym rokiem stają się coraz bardziej wybredni. Proste za to dopracowane fabularnie przygodówki ustępują miejsca produkcjom triple-a. Przemyślana rozgrywka często nie jest w stanie konkurować z tym, co innowacyjne czy pracochłonne — praktycznie nieograniczoną liczbą misji pobocznych, idealnie oddanej fizyce, niezwykle szczegółowym modelom 3D, uwzględniającym nawet końskie jądra. Czy w takim razie mniejsze studia mają jakąkolwiek szansę w starciu z wielkimi korporacjami?

Jednym z developerów, którzy postanowili stanąć w szranki z najpopularniejszymi, growymi wyjadaczami, jest Twirlbound. Niewielkie za to niezwykle ambitne studio z Niderlandów, stawiające na innowację. Wszystko po to, by zaskoczyć przyszłego odbiorcę. W zgodzie z powyższymi wartościami powstało Pine. Bazująca na zaawansowanej, sztucznej inteligencji produkcja, dostosowująca charakter gameplay’u do indywidualnych poczynań gracza. To od nas zależy, jak będzie funkcjonował świat — w założeniu otwarty, ze zmieniającą się florą oraz fauną. Kto zostanie sprzymierzeńcem, a kto wrogiem głównego bohatera.

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry
Screen z gry
Młodzieńczy bunt

W Pine gracz towarzyszy, wszystko za sprawą kamery znajdującej się za plecami, Hue. Młodemu mężczyźnie z plemienia ludzi, zamieszkującemu wzgórze w niewielkiej części fikcyjnej wyspy Albamare. Pozornie jedyne bezpieczne miejsce. Jednak gdy wokół osady zaczyna brakować surowców, a teren intensywnie eksplorowany przez człowieka trzęsie się w posadach (dosłownie), przychodzi moment na zmiany. Pora poznać okolicę, zaprzyjaźnić się z innymi plemionami, zaznać przygody i odkryć pewną tajemnicę!

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry
Screen z gry
A miało być tak pięknie

Podstawowe założenia gry to eksploracja oraz crafting. Zwiedzanie otwartego świata, poznawanie zwierzęcych mieszkańców Albamare, tworzenie przedmiotów przydatnych w rozgrywce, walce czy zawiązywaniu sojuszy z człekopodobnymi ludami — tym Pine przyciąga gracza. Niestety tylko pozornie. Mimo możliwości budowania narzędzi wspomagających gospodarczy rozwój różnych plemion czy ułatwiających obronę wiosek, mechanika pozyskiwania nowych obiektów nie proponuje niczego oryginalnego. Ot, znajdź i połącz surowce. Wyzwanie bez większych zaskoczeń, szczególnie gdy według producentów ma tworzyć core rozgrywki. Podobnie jest z eksploracją. To, co w pierwszym momencie wydaje się fascynujące, zachęcające gracza do spędzenia kolejnych godzin przed komputerem, po czasie nuży. Kolorowy, pięknie zaprojektowany kreskówkowy świat, przypominający tradycyjne platformówki z lat 90. Spyro, Kangurek Kao, Reiman, z biegiem czasu nie ma już nic do zaoferowania. W Pine bowiem brakuje questów pobocznych, ciekawych znajdziek czy zwyczajnych mrugnięć oka w stronę gracza. Wszystko jest poprawne, przewidywalne.

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry
Screen z gry
To żyje!

Studio Twirlbound chciało stworzyć grę ambitną, żyjącą własnym życiem, posiadającą unikatowy, zmieniający się ekosystem, na który oddziałują wybory gracza. Drapieżniki będą pożerać mniejsze zwierzęta. Niewykluczone jest unicestwienie całej rasy, co może zachwiać delikatną, naturalną strukturą świata. Mamy cykl dobowy, ba, w grze występują nawet różne warianty pogody, jednak to bez większego znaczenia dla rozgrywki. Nie udało mi się doszczętnie zniszczyć fauny i flory wyspy — chociaż będę jeszcze próbować. Samoświadoma, cybernetyczna symulacja Matki Natury również nie zrobiła na mnie większego wrażenia, acz stanowi ciekawe tło dla samej rozgrywki.

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry
Screen z gry
Wyciągnij miecz

Pora wspomnieć o systemie walki, który dzięki sztucznej inteligencji powinien dostosowywać ruchy przeciwników do stylu gracza. Jednak sama mechanika potyczek nie zaskakuje — bazuje na kompilacji uników oraz ataków. Nawet jeżeli komputer ingeruje w jej przebieg, nie jest to specjalnie odczuwalne czy absorbujące. Zdecydowanie więcej przyjemności sprawia rozwiązywanie zagadek logicznych. Aż szkoda, że jest ich tak niewiele.

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry
Screen z gry
Podsumowanie

Pine nie jest grą złą za to odrobinę nudną i przewidywalną. Mimo uroczej grafiki, ciekawych projektów postaci, niezwykle ambitnych zamiarów studia Twirlbound, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że twórcom zabrakło środków do wykończenia gry w zadowalającym stopniu. A szkoda, bo historia młodego wojownika Hue naprawdę ma potencjał!

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry

  • Przepiękna oprawa audiowizualna,
  • Zagadki logiczne,
  • Zależności między plemionami.

 

Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry

  • Mała ilość zadań pobocznych,
  • Niewykorzystany potencjał,
  • Monotonia oraz powtarzalność,
  • Duża ilość drobnych błędów.

podsumowanie

Ocena
6

Komentarz

Sztuczna inteligencja, humanoidalne rasy walczące o surowce, plemienna tajemnica i wielka przygoda. Tak studio Twirlbound zapowiada swoją debiutancką grę „Pine”. Czy faktycznie produkcja z otwartym światem jest warta świeczki, a deweloperzy zmierzyli siły na bardzo ambitne zamiary?
Martyna Macyszyn
Martyna Macyszyn
Blogerka, graficzka, krypto czarownica odrzucająca miotłę na rzecz książek oraz Netflixa. Walcząca o prawa współczesnej animacji oraz równouprawnienie powieści graficznych (szczególnie tych rysowanych przez Jamesa H. Williamsa III). Popkultura jest dla niej tym, czym tornado dla rekina. Żona Wolverina, kochanka Gambita, wielbicielka Batmana.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Sztuczna inteligencja, humanoidalne rasy walczące o surowce, plemienna tajemnica i wielka przygoda. Tak studio Twirlbound zapowiada swoją debiutancką grę „Pine”. Czy faktycznie produkcja z otwartym światem jest warta świeczki, a deweloperzy zmierzyli siły na bardzo ambitne zamiary?Jak szyszką w płot. „Pine” - recenzja gry