Serialu animowanego Rick and Morty nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Z pewnością każdy użytkownik Netflixa chociaż raz zetknął się z przygodami ekscentrycznego i wulgarnego naukowca Ricka oraz jego wnuka, fajtłapowatego i niezbyt rozgarniętego Morty’ego. Jednak nie wszyscy wiedzą, że równolegle z animacją powstaje seria komiksów o tym samym tytule. Tom dwunasty właśnie trafił w moje ręce, tak więc przygotujcie się na małą recenzję.
Jak cię widzą tak cię piszą – o grafice słów kilka
Komiks już na samym początku zdradza nam, w jakim kierunku podąża. Najpierw uderza nas dynamiczna i jaskrawa okładka, warto mieć ją w pamięci podczas lektury, gdyż może być ona pomocna w rozwikłaniu pewnej zagadki, znajdującej się wewnątrz.
Jeśli chodzi o wnętrze komiksu, to również mamy tam do czynienia z dużą ilością dynamiki. Przejścia są szybkie i dość gwałtowne, ale w żadnym wypadku nie chaotyczne. Mimo wielu scen walki, nie zdarzyło mi się zgubić wątku. Sama oprawa graficzna również wypada naprawdę pozytywnie. Dla fanów serialu nie będzie ona niczym nadzwyczajnym, gdyż stylistyka mocno wzoruje się na wersji telewizyjnej (wyjątek stanowią tutaj krótkie historyjki, umieszczone na końcu zeszytu, które mimo że graficznie nieznacznie różnią się od głównej opowieści, to jednak mają trochę inny klimat). Bardzo przydatnym zabiegiem jest tutaj podzielenie zeszytu na kilka części, oddzielonych od siebie czarną planszą i małym streszczeniem – dzięki temu łatwiej nam odnaleźć się po dłuższej przerwie lub chwili nieuwagi.
Nie tylko ilustracjami żyje komiks – krótki opis fabuły
Tom dwunasty skupia się w dużej mierze na postaci Pawika Jonesa, tajemniczego przestępcy, który z wielką determinacją pragnie zemścić się na Ricku za wszystkie krzywdy, jakie go spotkały. Jednak wątek Pawika, mimo że najobszerniej opisany, nie jest najważniejszy. Jak możemy się przekonać później, stanowi on tylko trybik w międzygalaktycznym spisku. Pojawia się tutaj także kilka minihistorii, które w ciekawy sposób pokazują nam inne oblicza życia rodziny Ricka.
Jeśli chodzi o aspekty stricte techniczne, dotyczące fabuły, to nie mam im raczej nic do zarzucenia. Opowieść naprawdę ciekawa i przejmująca, pomimo dużej dynamiki, wszystko jest nam przekazane w przystępny sposób. Zawiera ona również ciekawe zwroty akcji, które kilka razy spowodowały, że zrobiłem wielkie „wow!”. Historia, mimo prostoty, potrafi nas nieźle zaskoczyć, a dzięki zachowanej dynamice, nie ma chwili na nudę.
Nie ma róży bez kolców…
Mimo że tom dwunasty zdaje się być bardzo dobrym komiksem (tak jak i cała seria), to jednak nie znaczy, że jest tworem idealnym. Pierwszym i chyba największym minusem, jaki rzucił mi się w oczy, był przekład na polski. Konkretnie chodzi mi tu o usilne tłumaczenie angielskich nazw własnych na nasz rodzimy język. Przez to powstają niekiedy przedziwne potworki językowe. Teoretycznie, chociaż w komiksie czysto humorystycznym, jakim niewątpliwie jest Rick and Morty, nie powinno być to odbierane w sposób jednoznacznie negatywny, to jednak wiele z tych tłumaczeń zamiast wywoływać radosny uśmiech, powodowało co najwyżej uczucie lekkiego zażenowania. Kolejnym mankamentem, który niestety wynika z dużej dynamiki komiksu, jest zbyt szybkie przeskakiwanie pomiędzy scenami. Mimo że zostało zrobione to niezwykle sprawnie, to jednak trochę żałowałem, że nie było okazji, aby bliżej poznać postacie, które przewijały się przez całą historię.
Kilka słów na koniec
Co tu dużo pisać? Komiksowa wersja przygód Ricka i Morty’ego jest tak samo dobra, a może nawet lepsza, niż telewizyjny oryginał. Zachowane zostały najlepsze cechy serialu, jednak dzięki innemu formatowi przekazu, możemy wszystkie te wspaniałości przeżywać od nowa.
Nie jest to oczywiście komiks przesadnie ambitny. Humor często uderza raczej w niskie tony, a szyderczość wylewa się z każdej strony, jednak właśnie za to kochamy (lub też nie) serię Rick and Morty. Cała masa plusów zdołała przykryć kilka niedociągnięć i sprawiła, że bawiłem się świetnie podczas lektury. Wartym odnotowania jest fakt, że zakończenie tomu dwunastego dość jednoznacznie sugeruje, że w kolejnym zeszycie ujrzymy kontynuację historii.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Scenariusz: Kyle Starks, Terry Blas
Ilustracje:Marc Ellerby, Benjamin Dewey
Liczba stron: 132
Wydawnictwo: EGMONT