Możecie zastanawiać się, skąd taki tytuł recenzji. Co oznaczają te dwie liczby? Rozwiązanie zagadki jest dość proste. W działaniu wykorzystałem pozycje w rankingu BGG dwóch gier, bez których nie powstałaby New Frontiers. Na miejscu 25. jest Puerto Rico, tytuł Andreasa Seyfahrta z 2002 roku. Pozycja 51 to gra Thomasa Lehmana – Race for the Galaxy, która powstała w 2007 roku. Jak udała się ta fuzja? Sprawdźmy.
Ile to waży? Jakie to wielkie!
Pudło z New Frontiers jest ogromne. W środku znajdziemy mnóstwo komponentów. Otrzymujemy zatem osiem bardzo dużych plansz graczy, plastikowe sześciany reprezentujące dobra, kilkadziesiąt kafli planet, technologii, żetony punktów zwycięstwa i kredytów, piony graczy, tor pierwszeństwa i kilka płytek organizujących rozgrywkę. Komponenty cechuje świetne wykonanie, a użyte tekturowe elementy są grube i trwałe. Zawartość powinna ucieszyć nawet najbardziej wymagającego klienta.
A o co w tym chodzi?
W New Frontiers gracze kolonizują planety, by produkować i konsumować surowce, co przyniesie im cenne punkty zwycięstwa. W sumie mogłem tu skopiować opis z pudełka Race for the Galaxy, bo główny pomysł na to, co robimy podczas gry, jej tematyka i grafiki, zostały przez Lehmana skopiowane 1:1. Co w takim razie je odróżnia? Właśnie to, co autor zapożyczył ze wspomnianego we wstępie Puerto Rico. Po pierwsze jest to sposób wyboru akcji. Po drugie: wymóg posiadania w swoich zasobach kolonizatorów podczas kolonizacji planet. Po trzecie: rynek kafli technologii, których można zakupić, by zapewnić sobie pewne usprawnienia.
W New Frontiers, w swojej turze, każdy gracz wskazuje jedną płytkę z akcją. Jej działanie wykonają wszyscy, jednak tylko wybierający otrzyma do niej bonus. Dostępne akcje pozwalają zarabiać kredyty, zmienić kolejność wykonywania tur, kupować cenne technologie, eksplorować planety, kolonizować je, produkować na nich dobra i je konsumować. Brzmi skomplikowanie? W praktyce nie jest. Wykonywanie akcji to czynność wręcz mechaniczna i trwa bardzo szybko. To podjęcie decyzji, co w danej turze chcę zrobić, w jaki sposób wykorzystać bonus, na którą płytkę polują współgracze, jest zdecydowanie ważniejsze i może powodować dłuższe chwile przestoju w grze.
Podobnie jak w Race for the Galaxy, rozgrywka może skończyć się na kilka różnych sposobów: kiedy pula kolonistów lub punktów zwycięstwa się wyczerpie, bądź gdy jeden z graczy skolonizuje określoną liczbę planet lub zakupi wymaganą liczbę technologii. Ponieważ warunków zakończenia gry jest tyle, podczas rozgrywki trzeba trzymać rękę na pulsie, by nie przegapić momentu, w którym to nastąpi.
Skalowanie i regrywalność
To, czego bardzo się obawiałem, to skalowalność New Frontiers. Puerto Rico to gra, która świetnie spisuje się na czterech lub pięciu graczy, natomiast Race for the Galaxy błyszczy w dwuosobowej rozgrywce. Tom Lehman, łącząc je, spowodował, że New Frontiers sprawdza się praktycznie dla każdej liczby osób. Grając w dwójkę, dokonujemy dwóch wyborów w turze, co kompensuje liczbę wykonywanych akcji i lekko przyspiesza grę.
New Frontiers daje ogromne możliwości, jeśli chodzi o regrywalność. Płytki technologii są dwustronne, tak jak plansze gracza. Tylko to pozwala na rozegranie wielu partii bez powtórzenia sytuacji początkowej. Jeśli dodamy do tego kilkadziesiąt żetonów planet, otrzymamy bardzo wysoką regrywalność.
Interakcja
Interakcja w New Frontiers koncentruje się przede wszystkim na podbieraniu akcji, które upatrzyli sobie przeciwnicy. Albo po to, żeby nie otrzymali oni bonusu, lub nie wykonali żadnego działania. Na przykład konsumujemy, kiedy inni nie mają żadnych surowców na swoich planetach. Niby nie wbijamy tu komuś noża w plecy, ale dobrze planując, uda nam się mocno pokrzyżować plany przeciwnikom. Możemy też obserwować rywali i przewidywać, co będą chcieli robić w danej turze i czekać, aż to oni wybiorą i aktywują to działanie. W grze jesteśmy zatem mocno uzależnieni od poczynań innych, także jeśli ktoś szuka pasjansa, to w New Frontiers go nie znajdzie.
Wrażenia
Zanim napiszę swoje wrażenia, muszę zaznaczyć, że o ile szanuję i doceniam oba pierwowzory, to nigdy nie byłem ich fanem. Race for the Galaxy ma moim zdaniem bardzo wysoki próg wejścia dla nowych graczy i potrafi na starcie skutecznie do siebie zniechęcić. Wizualnie nie porywa i najlepsze, co ją spotkało, to implementacja na komputery, dzięki czemu dwuosobowa rozgrywka trwa kilka minut. Puerto Rico ma już kilka lat na karku i o ile kiedyś bardzo ją ceniłem, to teraz widzę, jak pewne rozwiązania w niej zastosowane nieładnie się zestarzały. Możecie zatem założyć, że ich połączenie nie powinno przypaść mi do gustu.
Jednak z przyjemnością muszę stwierdzić, że New Frontiers pozytywnie mnie zaskoczyło, a rozgrywki sprawiły dużo przyjemności. Jest bardziej wizualnie przystępne niż RFtG, akcje są czytelne, a ich zrozumienie nie powinno przysparzać większych problemów. Nie nie trwa tak długo, jak Puerto Rico, które potrafiło się ciągnąć i ciągnąć. Gra jest dynamiczna, wiele akcji można rozgrywać symultanicznie, a partię zakończyć w trzydzieści minut.
Pomimo swojej mocno rozbuchanej formy, bardzo cieszy oko. Lubię, gdy gra oprócz angażującej mechaniki, jest ładna i atrakcyjna, a tu dodatkowo elementy są wykonane porządnie. Planszówka przypadnie osobom lubiącym budowanie silniczków i patrzeniu, jak skutecznie działają, przynosząc upragnione punkty zwycięstwa. Wszystko tu powinno być nastawione na maksymalizację profitów z podejmowanych akcji.
New Frontiers nie jest pozbawione wad. Jak na grę tej wielkości, trwa stosunkowo krótko, co może niektórych niemiło zaskoczyć. Pudełko daje obietnicę długich, epickich rozgrywek, których niestety tu nie dostajemy. Ze względu na wielkość komponentów, musicie zarezerwować bardzo dużą przestrzeń na stole. Szczególnie sporych rozmiarów żetony planet, które trudno losować z woreczka podczas akcji eksploracji, mocno dają się we znaki. Bardzo rozbawiło mnie to, że oryginalny wydawca pozostawił w New Frontiers maleńki znaczniki punktów, żywcem wyjęty z Race for the Galaxy. W porównaniu do pozostałych elementów, wyglądają one co najmniej śmiesznie. Na szczęście to koniec moich utyskiwań na nowość od Portal Games.
Bardzo polecam i ogromnie cieszę się, że w końcu powstała gra, która jest podobna w odczuciach płynących z rozgrywki do Race for the Galaxy, a nie mająca tak wysokiego progu wejścia.
Tytuł: New Frontiers
Liczba graczy: 2-5
Wiek: 14+
Czas rozgrywki: 45-75 minut
Wydawnictwo: Portal Games
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Portal Games, więcej o grze przeczytacie tutaj: