W pogardzie mając tnące szpony mrozu i słońce pustyni, dnie i noce przeczesywałem fora i dyskusje na grupach społecznościowych. Klikałem w niepewne linki, nie bojąc się wirusów, bo sprawa była tego warta. Najpierw Partytura, a potem Morda!… Tylko ja mogłem zdjąć tę klątwę. Aż w końcu, po wielu godzinach spędzonych przed komputerem, na najwyższej podstronie i najgłębszej zakładce, ujrzałem go: Złoty Graal gier familijno-imprezowych, Ying i Yang zabawy i rywalizacji. Tylko dlaczego ma kształt herbacianego imbryczka…?
Jaka bajka, taki Książę
Wszyscy na Popbookowniku, niezależnie od tego czy tylko czytają teksty tu zamieszczane, bądź także je tworzą, są fanami popkultury: nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A skoro tak, nie zamierzam tłumaczyć, czyją kwestię sparafrazowałem we wstępie i z jakiej ona pochodzi animacji, bo byłaby to obraza dla inteligencji naszych odbiorców, prawda? No dobrze, do meritum: po ostatnich dwóch recenzjach imprezówek nabawiłem się niewielkiej niechęci do tego typu gier. Kiedy więc na pudełku Alicji w Krainie Słów znalazłem napis: „imprezowa gra dla całej rodziny”, dostałem dreszczy. Bardzo lubię Alicję w Krainie Czarów – zarówno książkowy oryginał, jak i produkcje ze studia Disneya, zwłaszcza tę z lat 50. XX wieku. Ale kiedy po raz pierwszy ujrzałem psychodeliczną wręcz okładkę, byłem (lekko mówiąc) negatywnie nastawiony do familijnej karcianki opartej na tym uniwersum.
Kulturalna posiadówka
Sytuacja rysuje się następująco: Królowa Kier zaprosiła cię na herbatkę. By nie zostać „skróconym o głowę”, musisz zabawiać ją rozmową podczas tej jakże miłej wizyty. Ale ponieważ monarchini jest dość „ciekawą” personą, zakazuje używania podczas konwersacji wybranych liter… No średnio to wszystko brzmi, przyznacie. A tak naprawdę kryje się pod tym wciągająca, choć niezbyt skomplikowana mechanika.
Pierwszy gracz dzierży kartonik monarchini i ciągnie z talii tematów dwie karty. Wybiera jedną, a następnie odsłania litery (ich liczba zależy od wersji zabawy), których goście nie mogą użyć. Ale w czym? No przecież w kurtuazyjnej pogadance przy herbatce! Każdy z graczy musi podać słowo związane z wybranym tematem przewodnim. Czas odmierza im ten nieszczęsny grający imbryczek, ale do tego jeszcze wrócę. Jeśli nie zdążą odpowiedzieć lub użyją zakazanej głoski, odpadają z rundy, reszta bawi się dalej. Im dłużej wytrzymacie, tym więcej zdobywacie punktów — proste. Karta Królowej (pierwszego gracza) wędruje dalej, a impreza kończy się, gdy każdy z uczestników będzie miał szansę wybrać temat i litery. Wtedy podliczamy zdobyte punkty.
Szok
Ten system naprawdę się sprawdza: po paru turach naprawdę nie widzę dziur w mechanice tej karcianki. Grając z dziećmi, używamy prostszych tematów, typu: „co masz w kanapce” lub „biwak”. Są specjalnie oznaczone, nie da się ich przeoczyć. Wybieramy dwie zakazane litery zamiast trzech, rezygnujemy też z innych postaci, dających specjalne zdolności podczas każdej z rund: zostaje tylko Królowa.
Starsi znajdą więc podczas zabawy aspekty bardziej złożone. Wszyscy powinni być zadowoleni, gdy wyjmą baterię z tego przeklętego imbryczka. Odmierza on czas (dziesięć lub piętnaście sekund) i jest przeuroczy, biało-różowy, z małym guziczkiem na pokrywce. Ale melodia, którą wygrywa, została żywcem wyjęta z zabawek dla niemowlaków. Śmiało można by nią torturować więźniów w Guantanamo. Po kilku turach, wraz ze znajomi zgodnie przyznaliśmy, że stoper z telefonie też spełni swe zadanie. Ja wiem, czajniczek wpisuje się w klimat Alicji w Krainie Czarów i ogólnie popołudniowej herbatki. Ale zegarek Królika też dałby radę. A nie miałbym przy tym chęci przekłucia sobie bębenków.
Maruda
Jak sami widzicie (przeczytaliście), tak bardzo nie mam się do czego przyczepić, że wręcz wymyślam wady. Części z was zapewne melodyjka z różowego imbryczka przypadnie do gustu. Zresztą, dawno nie czułem takiej adrenaliny, jak podczas wciskania pokrywki w ostatniej sekundzie muzyczki. Większości natomiast spodoba się cały koncept Alicji w Krainie Słów. Nieskomplikowana, bardzo łatwa w nauce, a grać może nawet osiem osób. Choć mym skromnym zdaniem, nic nie stoi na przeszkodzie, by bawić się w parach — pomimo, iż instrukcja tego nie przewiduje. Duża liczba kart zarówno tematów, jak i liter, zapewnia naprawdę porządny poziom regrywalności. Z czasem przyzwyczaicie się nawet do warstwy graficznej. Po trzeciej filiżance zielonej herbatki, zyskuje na uroku.
Tytuł: Alicja w krainie słów
Liczba graczy: 3-8
Wiek: 10+
Czas rozgrywki: około 25 minut
Wydawnictwo: Egmont
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont, więcej o grze przeczytacie tutaj: