Jak Polska długa i szeroka, poloniści i polonistki po dziś dzień (pytałem młodszych kuzynów) powtarzają: „Poprawnie napisane opowiadanie, a najlepiej każda proza, musi składać się ze wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Objętościowo minimum tysiąc słów, z czego główny wątek fabularny powinien być dwukrotnie dłuższy niż zsumowane pozostałe części.”. No i po skończeniu szkoły zostaje nam to w głowach i ciągnie się przez resztę życia: przecież ja w tej chwili także piszę „wprowadzenie” do recenzji. A potem na literackiej scenie pojawia się Rafał Cywicki i wywraca wszystko do góry nogami, stwierdzając: „Trójdzielna struktura opowiadania? Po co to komu? Sto słów spokojnie wystarczy.”
Duch
Wpisanie w wyszukiwarkę imienia i nazwiska autora niewiele pomaga, dopiero dodanie frazy „fantastyka” naprowadza na www.stoslowfantastyki.com. Zresztą, z tego co zrozumiałem, ta strona także powstała niedawno i wyewoluowała z bloga… A może istniał wyłącznie fanpage i to tam najpierw pojawiały się wszystkie treści? Naprawdę średnio radzę sobie z internetowymi śledztwami, ale staram się wykazać, iż Rafał Cywicki nie jest twórcą znanym. A jak najbardziej powinien: te niecałe trzysta obserwujących na jego profilu na facebooku to zbrodnia porównywalna do dodania rodzynek do sernika.
Dlaczego nikt nie słyszał o „stusłówkach”, literackich miniaturkach fantasy i sci-fi, złożonych wyłącznie z dokładnie (jak sama nazwa wskazuje) stu słów? Jakim sposobem tak krótka forma tekstu pisanego może nieść ze sobą ogrom treści i zarazem być zaskakująco angażująca? Wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi. Przynajmniej już wiecie o książce 20000 Słów Fantastyki, czyli wyselekcjonowanym przez autora zbiorze jego tekstów z ostatnich dziesięciu lat. Moja rola w tym, by przekonać was, byście po nią sięgnęli. Na szczęście nie powinno to okazać się takie trudne, przecież dobre dzieła bronią się same, prawda?
Aha, a film Skazani na Shawshank i książka Wielki Gatsby były tuż po premierach uwielbiane przez publiczność, co nie? Właśnie. Więc trochę zachęty nie zaszkodzi.
Lista argumentów „za”
- Sto wyrazów to naprawdę niewiele: pierwszy akapit tej recenzji ma dokładnie tyle samo. Wstęp, rozwinięcie i zakończenie zamknięte na jednej stronie. Wreszcie możecie wyzbyć się strachu przed opasłymi tomiskami, którego nabawiliście się dzięki Trylogii Sienkiewicza. A treść zostanie na dużo dłużej… Ale o tym potem.
- Przeczytanie jednego tekstu trwa od trzydziestu sekund do minuty, w zależności, oczywiście, od czytelnika. Dłużej zajmuje mi poranna pobudka i stawienie czoła codzienności. Zamiast tracić życie na pisanie niepotrzebnego komentarza pod prowokacyjnym postem jakiegoś internetowego trolla, może chwila na króciutką lekturę? A nuż się spodoba?
- Pamiętajcie, że 20000 Słów Fantastyki to pełnoprawna literatura: możecie śmiało chwalić się przed znajomymi, co właśnie czytacie. Tym samym nie zagrozi wam też członkostwo w niechlubnej grupie Polaków, którzy w 2021 roku nie mieli w rękach ani jednej książki. A to zawsze powód do dumy.
- Najważniejsze na koniec: te sto słów, pół minuty w poniedziałkowy poranek, zostanie z czytelnikiem na cały tydzień. Wszystko to zasługa treści. Rafał Cywicki w skondensowany sposób potrafi przekazać odbiorcy bardzo wiele uczuć. W zależności od tekstu, napotkamy tu wszelkie rodzaje miłości, seks, problemy rodzinne, dylematy moralne, brudy polityki, strach przez nieznanym, przyszłością, samą śmiercią… Mógłbym wymieniać naprawdę bardzo długo.
Mam wrażenie, że autor zrozumiał człowieka, zobaczył jego wszystkie jasne oraz ciemne strony i postanowił przekuć je w zdania. Oczywiście, całość uprzednio podlał sporą ilością słodko-kwaśnego sosu fantasy/sci-fi, nie zabraknie więc tu także apokalipsy, obcych cywilizacji, magii i duchów, ale miejsce na rozważania o ludzkiej duszy też się znalazło. Jeden króciutki tekst gwarantuje masę przemyśleń: ćwiczenia dla umysłu gwarantowane.
Lista argumentów „przeciw”:
- Cóż… wysokie ryzyko zatrucia, spowodowane przejedzeniem. Już tłumaczę, ale przygotujcie się na pokaźną metaforę.
Otóż wyobraźcie sobie cukiernię, w której sprzedają wyłącznie malutkie ciasteczka z kremem. Z pozoru wszystkie wyglądają tak samo, ale po bliższych oględzinach da się zauważyć inne struktury ciasta, owocowe nadzienia i tak dalej. Oczywiście smaki także diametralnie się różnią: ale tego dowiadujecie się dopiero o spróbowaniu pierwszej sztuki. Była przepyszna! Ale taka niewielka… Szybko więc sięgacie po następną, a potem jeszcze kolejną: czas mija, a kosztowanie zmieniło się w pożeranie. Nikt już nie pamięta smaku większości ciastek, pozostał jedynie ból brzucha. I nauczka na przyszłość.
Pokusa
Uczcie się na moich błędach: niestety zrozumiałem to dopiero w trzech czwartych książki, wtedy też przerwałem lekturę. Nie ma sensu „połykać” kolejnych tekstów jeden za drugim, bo po chwili o wszystkim zapomnicie. Spróbujcie „delektować się” poszczególnymi stusłówkami, dobrze? Wyjdzie wam to na zdrowie, obiecuję. To znaczy… nie gwarantuję, że od rozmyślań czasem nie rozboli głowa, albo nastrój nie podupadnie nieco, przytłoczony apokaliptyczną wizją przyszłości. Ale w tej sprawie piszcie już do samego autora: stronę znacie, fanpage też znajdziecie bez trudu. A ja zacznę 20000 Słów Fantastyki od początku – tym razem zdecydowanie wolniej.
Tytuł: 20000 Słów Fantastyki
Autor: Rafał Cywicki
Wydawnictwo: self-publishing
Rozmiar pliku: 1.14MB