Gdzie szarość to pojęcie względne. „Zła krew” – recenzja książki

-

Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Zła krew do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Uroboros.

Są takie pozycje, które cieszą się dużą popularnością, ich nakład się wyprzedaje, a dostępne egzemplarze zyskują miano białych kruków, przez co ceny w drugim obiegu przewyższają okładkowe. Zdarza się jednak czasem, że wydawcy odkupują od siebie licencje i wydają je w nowej odsłonie albo decydują się na dodruk w starej lub nowej szacie graficznej. Cieszy to osoby, które chciały mieć w swojej kolekcji właśnie ten tytuł, jednak smuci tych liczących na zysk. Uroboros pokusiło się właśnie o wypuszczenie odświeżonej wersji Złej krwi Sally Green, tylko czy był to dobry zabieg?

Hit przed premierą?

Zła krew trafiła do rekordów Guinnnessa jako najczęściej tłumaczona przed premierą książka debiutującego autora, co pokazuje jakie wywołała poruszenie w świecie czytelniczym. Pozycja doczekała się czterdziestu siedmiu wersji językowych i to jeszcze zanim pojawiła się na rynku. Myślę, że to zwraca uwagę i również dzięki niemu Zła krew była tak chętnie kupowana, ponieważ czytelnicy chcieli wiedzieć, na czym polega jej sekret. Szczególnie, że był to debiut literacki. Ostatecznie literaccy miłośnicy podzielili się na dwa obozy: „kocham” i „nie dawaj mi tego więcej do ręki”.

Ciekawy środek?

Ale o czym tak naprawdę jest Zła krew, powieść okrzyknięta inną wersja Harry’ego Pottera? W Anglii, obok ludzi, żyją osoby magiczne, dzielące się na białe lub czarne, czyli dobre albo złe. Oczywiście osoby bez mocy nie wiedzą o tych drugich i jak zawsze w tym wypadku pojawia się wielka tajemnica, która nie może wyjść na światło dzienne, ponieważ równowaga zostanie zachwiana. Przez czarodziejów i czarodziejki przemawia dobro, a czarownice oraz czarownicy działają tylko w złej wierze i to właśnie ich ściga elitarny oddział Łowców. I w całym tym zamieszaniu pojawił się główny bohater, Nathan, należący do obu frakcji. Gdy go poznajemy, jest nastolatkiem i Półkodem. Prześladowany wyrzutek, nigdzie nie pasujący odmieniec. Do tego musi pojawiać się na ocenie przed Radą Białej Magii.

Czy dobro jest zawsze prawe?

Cała opisana rzeczywistość podporządkowana została  zasadom, których wszyscy muszą przestrzegać. Nie ma miejsca na kompromisy, kiedy biali podejmują decyzję, tak ma być i koniec, a wiele ich rozwiązań to brutalne działania. Świat Nathana jest ciekawym, burzliwym miejscem, przez który przechodzi wiele osób, w tym Annalise, prawa czarodziejka o zakusach na głównego bohatera. Podczas odkrywania historii odkrywamy, że to biali są krystalicznie czyści, a czarni do końca źli. Wychodzi na to, że rzeczywistość ma też odcienie szarości, a zbłąkane owce nie zawsze trafiają do dobrego stada.

Interesujący debiut

Trzeba przyznać, że styl pisania autorki, jak na debiut, to ciekawa propozycja. Nie zgodzę się z powtarzanymi przez niektórych twierdzeniami, że nie ma humoru, ponieważ w niektórych miejscach się pojawia, a i książka nie jest dobra tylko wtedy, gdy przez całą treść przewijają się sarkastyczne żarty, które również pojawiają się w scenach opisujących cierpienie Nathana – są dosadne, bardzo obrazowe, aż człowieka w pewnym momencie zaczyna boleć. Tak naprawdę przez całą książkę poznajemy protagonistę, mając nadzieję na polepszenie jego sytuacji. Inną postacią zapadającą w pamięć jest Marcus – przywódcę czarowników. W trakcie czytania pragniemy odkryć jego historię, odkryć jego tajemnice. Inne postacie są ledwo tłem, nie zostają dłużej w pamięci.

Rysa na szkle

Widać, że autorka jest debiutantką i pojawiają się niedociągnięcia. Szczególnie nużąca jest duża ilość rozdziałów, które najpierw denerwują, a z czasem czytelnik się do nich przyzwyczaja. Kolejnym, wartym wspomnienia niedociągnięciem, jest słaby opis przedstawionego świata. Tak naprawdę nie poznajemy genezy podziału na dobrych i złych, nie wiadomo, co go wywołało oraz czy magiczni całe życie ukrywają się przez normalnymi ludźmi. Brakuje choć wzmianki, zarysu, żeby lepiej wgryźć się w historię. Szkoda, było na to kilka dobrych momentów.

Podsumowując, nie jest to zła książka, naprawdę wciąga, a język, którym posługuje się autorka należy do bardzo obrazowych. Mimo kilku niedociągnięć to pozycja godna uwagi. Ja na pewno sięgnę po następne tomy.

Jeśli sama Zła krew to będzie dla was za mało, to pojawił się na Netflixie serial Zła krew. Bękart z piekła rodem, wzorowany na książce Sally Green.

zła krew

 

Tytuł: Zła krew

Wydawnictwo: Uroboros

Autor: Sally Green

Liczba stron: 400

ISBN: 978-83-83182-11-7

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Wejdź do świata podziałów, w którym dobro nie zawsze jest prawe, a zło nikczemne.
Katarzyna Gnacikowska
Katarzyna Gnacikowska
Rodowita łodzianka. Z papierków wynika, że magister inżynier po Politechnice Łódzkiej, jednak z zawodem nie mogą się znaleźć. Wolny duch szukający swojego miejsca na ziemi, Wielka fanka seriali maści wszelakiej, szczególnie Supernatural, Teen Wolf, American Horror Story, ale nie ma co się ograniczać. Książkoholiczka (nie dla obyczajówek i historycznych!) pierwszej wody, która prawdopodobnie umrze przygnieciona swoimi "małymi" zbiorami. Lubi się śmiać, czytać i spędzać miło czas. Nie lubi chamstwa, hipokryzji i beznadziejnych ludzi. Dobra znajoma Deadpoola i Doktora Strange.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Wejdź do świata podziałów, w którym dobro nie zawsze jest prawe, a zło nikczemne.Gdzie szarość to pojęcie względne. „Zła krew” – recenzja książki