Jestem fanką wszelkich gier kooperacyjnych, więc z wielką radością obserwuję, jak rozwija się ten rynek, a twórcy coraz częściej zamiast rozgrywek solo wymyślają coś przynajmniej dla dwóch osób. Jeszcze kilka lat temu nie było takiej różnorodności jak teraz, a duża cześć koopów należała do grupy tak zwanych „strzelanek”.
Dzisiaj za toistnieje spory wybór tego, w co chcielibyśmy zagrać. Na mojej konsoli także znajdują się różne tytuły, by zawsze mieć taki, który wpasuje się w klimat wieczoru (lub poranka). Strzelanki do zombie, wydawanie posiłków, wspólne remonty czy typowe gry imprezowe – dla każdego coś miłego.
Jako entuzjastka wirtualnych współprac staram się w miarę na bieżąco śledzić zapowiedzi, by znaleźć ciekawe nowości, którymi uzupełniłabym moją kolekcję. A wiadomo, gry mają to do siebie, że lubią się kończyć, gdy przejdzie się całą historię i rozwiąże wszystkie zagadki, więc warto posiadać kolejne w zanadrzu.
I tak rzucił mi się w oczy tytuł reklamowany jako „Overcooked w kosmosie”, czyli Fueled Up. Poczułam oczywiście olbrzymie zainteresowanie (bo sławne przygotowywanie burgerów czy pizzy to chyba już przeszłam we wszystkich możliwych dodatkach), ale też nadzieję, że dostanę coś nowego, dopracowanego, co pozwoli mi zabawić gości na kolejnym spotkaniu.
Co to/kto to?
Zacznijmy zatem od krótkiego opisu. Fueled Up to nowy twór niezależnego, polskiego studia Fireline Games z Wrocławia. W tejże dość chaotycznej kooperacji mamy za zadanie bezpiecznie sprowadzać statki kosmiczne z odległych galaktyk. Co misję musimy pamiętać o uzupełnianiu paliwa i naprawianiu naszej rakiety, byśmy nie utknęli gdzieś w dalekim wszechświecie. Ale oczywiście nie jest to takie proste, jak się wydaje. Będziemy musieli uważać na deszcze meteorytów, latające kałamarnice czy częste pożary. Naszym największym przeciwnikiem jest kosmiczna ośmiornica! Do wygranej prowadzi jedynie dobry plan działania i skoordynowanie ruchów załogi tak, by utrzymać pojazd w całości przez trwającą podróż. Możemy grać sami lub z trzema innymi towarzyszami – online lub offline.
Gdzieś już to widziałam
Załączając Fueled Up, trudno nie odnieść wrażenia, że porównanie do Overcooked pasuje tutaj jak ulał. Ba! Napisałabym, iż większość aspektów gry jest po prostu wzorowana na sławnym pierwowzorze – od wyboru postaci (możemy być na przykład człowiekiem-rybą lub człowiekiem-bananem) przez prezentacje poszczególnych czynności, które mamy wykonać na statku, po mapę z wyznaczonymi etapami. Tym, co jest pewną innowacją to dodatkowe zadania (oprócz głównych) przy każdym poziomie.
Trudno mi jednoznacznie napisać, czy to dobrze, czy to źle, że autorzy nie wysilili się na wymyślenie odrobinę innej mechaniki, nie dodali czegoś charakterystycznego, co wyróżniałoby Fueled Up na tle podobnych gier. Różnice są w aspektach audiowizualnych. Z jednej strony po co tworzyć coś nowego skoro Overcooked zostało tak dobrze przyjęte przez graczy, z drugiej jednak trzeba się liczyć z tym, że rzadko kiedy taki klon będzie lepszy od oryginału.
Szło, szło i poszłoooo…
Przy tworzeniu gry, która reklamowana jest jako coś opartego na innym tytule, trudno uniknąć porównań do pierwowzoru. I niestety tutaj Fueled Up wypada dużo gorzej.
Pierwsza rzecz, która bardzo utrudnia rozrywkę, to chaos na planszy. Już od początkowych poziomów musimy wykonywać mnóstwo rzeczy, co powoduje, że gra średnio nadaje się dla młodszych odbiorców lub tych nie mających styczności z takimi kooperacjami lub sprzętem grającym (PC, Xbox czy PS). Włączając Overcooked, dostajemy czas na to, by wyćwiczyć nasz refleks czy ruchy tak, aby zawalczyć o zwycięstwo w trudniejszych etapach.
Tym, co również jest słabą stroną Fueled Up, to poszczególne plansze. Moim zdaniem są one zbyt nafaszerowane szczegółami, co powoduje, że nie wiemy, jaki element jest dla nas ważny (na przykład do tankowania statku), a który możemy ominąć. Wszystko świeci, miga, wiele rzeczy wygląda podobnie, więc włączanie każdego etapu zaczynało się u mnie od przybliżenia się do ekranu telewizora i pokazywania palcem konkretnych, strategicznych punktów. Tak, by wszyscy wiedzieli, gdzie zanosić i skąd odbierać narzędzia czy paliwo. Brakło mi czegoś, co również jest w Overcooked, czyli próbnego poziomu na wyćwiczenie danej czynności, którą musimy wykonywać. Wszystko musieliśmy sprawdzać metodą prób i błędów, a to często prowadziło do frustracji.
Aż tak źle?
Oczywiście, że nie. Gra ma dobrą mechanikę i ciekawy pomysł na przygodę w kosmie. Gdyby była osobnym tworem, a nie kalką Overcooked, na pewno więcej by na tym zyskała. Tak niestety trudno uciec od porównań, przez co tytuł ten sporo traci.
Czy warto zagrać? Moim zdaniem tak, bo jeśli przeszliśmy już wszystkie poziomy gotowania, to ciekawym urozmaiceniem będzie naprawianie statków. Ale nie polecam mieć zbyt wygórowanych oczekiwań. No i oczywiście trzeba wspierać polskich twórców!
polscy twórcy!
dobra, sprawdzona mechanika gry
ciekawy pomysł na kosmiczną ośmiornicę.
za duża kalka do Overcooked,
graficzne niedociągnięcia,
chaotyczne poziomy,
wysoki próg wejścia, osoby, które są mało grające, nie dadzą rady.