Fragment całości. „Cyberpunk 2077: Trauma Team” – recenzja komiksu

-

Nieodległa przyszłość, dystopia, rozwój cybernetyki, rządy megakorporacji oraz wszechobecni hakerzy: oto szybkie podsumowanie gatunku, w którym będziemy obracać się w poniższej recenzji. Choć doprawdy nie wiem, jak fan popkultury może nie kojarzyć, czym jest „cyberpunk”. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie pół roku oraz premierę gry studia CD Projekt Red. Ale dziś nie o samym Cyberpunk 2077, lecz o fragmencie jego świata, niewielkim wycinku, który skrywa w sobie zaskakująco wiele treści.

Mieliście czasem deja vu?

Ładnie

Fragment całości. „Cyberpunk 2077: Trauma Team” – recenzja komiksu

Abstrahując od tego, czym tak naprawdę jest to uczucie (a mam szczerzą nadzieję, że nie błędem w oprogramowaniu Matrixa), to przez kilka ostatnich dni borykałem się z jego lżejszą odmianą pod tytułem: „Gdzie ja już to widziałem…?”. Napadło mnie znienacka przy pierwszym otwarciu Trauma Team, a po lekturze to pytanie tym bardziej nie dawało mi spokoju. Ogromny wieżowiec, masa uzbrojonych napastników… Szklana Pułapka? Nie, tutaj dostajemy o wiele więcej strzelanin, no i czas akcji nie ten. I wreszcie pod prysznicem, no bo gdzie by indziej, doznałem olśnienia: Sędzia Dredd! Nie tylko zgadzał się klimat oryginalnych komiksów, lecz także część fabuły filmowej adaptacji z 2012 roku. Ale to jeszcze nie wszystko: po ponownym przekartkowaniu tomiku, w niektórych oknach zauważyłem kreskę typową dla mangi Alita: Battle Angel, zwłaszcza biorąc pod uwagę płeć głównego bohatera oraz ogrom przemocy, z jakim się spotyka. Wciąż jednak czegoś mi brakowało… W tych niecałych stu stronach czuć ducha dystopijnej przeszłości, jednak wykreowanej naprawdę dawno temu. Nie sposób nie zauważyć celowego upodobnienia całości stylu graficznego do twórczości lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku… Już wiem: przecież jak czerpać, to od najlepszych.

>> Polecamy: Krew, przemoc i filozofia. „Battle Angel Alita” — recenzja mang 1-4 <<
Zgrabnie

Dam sobie uciąć dwa palce prawej dłoni, że zarówno ilustrator Miguel Valderrama, jak i scenarzysta Cullen Bunn, przeczytali oraz obejrzeli kiedyś Akirę. A o to, że najwyraźniej spodobała im się i posłużyła za inspirację, naprawdę nie można mieć pretensji. Przecież manga autorstwa Katsuhiro Ōtomo to królowa komiksowego cyberpunku. Kolory wyraziste, jednak delikatnie zamglone, nie rażące oczu. Twarze postaci w pełni czytelne, bez problemu pozwalające odczytać emocje, choć czasem rysowane niechlujnie, jakby w celowo narzuconym sobie przez twórcę pośpiechu. Wartka akcja, pełna wybuchów, krwi i śmierci, lecz mimo wszystko znalazło się w niej miejsce na nie tak mało oddechów. I to ciężkich, niosących ze sobą chwile zastanowienia i pozwalających autentycznie zbliżyć się do głównej bohaterki. A właśnie: o czym jest Trauma Team?

Fragment całości. „Cyberpunk 2077: Trauma Team” – recenzja komiksuTreściwie

Nie powiem. Nie żartuję: mam dość sytuacji, gdy okładka spoileruje mi całą fabułę komiksu, książki czy filmu DVD. Błagam więc, nie czytajcie żadnych opisów tegoż albumu, nie psujcie sobie zabawy. A ja zamknę się w jednym zdaniu, proszę więc o skupienie. Nadia, członkini wyborowego zespołu lekarzy/żołnierzy korporacji Trauma Team, po stracie współtowarzyszy, chce wrócić do czynnej służby. Koniec, wystarczy. Na dobrą sprawę to wszystko, co musicie wiedzieć, oczywiście poza ogólną świadomością, jak wygląda świat Cyberpunk 2077. Ale do tego niepotrzebna wam nawet gra, wystarczy obejrzeć dowolne dwa zwiastuny produkcji. Reszty dowiecie się z samego komiksu, który choć nie prowadzi czytelnika za rączkę, podaje mu między wierszami wszystkie informacje konieczne do zrozumienia fabuły. Która to, w teorii, nie jest skomplikowana…

…ale…

…w praktyce na pewno da wam sporo do myślenia. Przede wszystkim nad wartością życia, ale sporo tu także wewnętrznej walki dobra ze złem i szukania sensu w świecie tak bardzo ogarniętym przemocą. No cóż, to właśnie Night City w czystej postaci. Obrzydliwe i piękne zarazem.

A propos: ilość krwi i przekleństw, wydobywająca się ze stron tegoż tomu, może nie powala, ale jest jak najbardziej znacząca. Chciałbym więc podtrzymać rekomendację wydawnictwa i zaznaczyć, iż w założeniu komiks ten ma trafić do odbiorców dorosłych i nastoletnich. Także biorąc pod uwagę głębszą treść, chowającą się za hektolitrami posoki, młodsi odbiorcy nie mają tutaj czego szukać.

Jedyne, nad czym ubolewam, to objętość. Album zawiera zeszyty miniserii Cyberpunk 2077: Trauma Team #1–4, czyli dokładniej: dziewięćdziesiąt sześć stron. Tempo historii skacze jak szalone, kiedy jednak fabuła wciągnęła mnie już całkowicie, nagle napotkałem tylną okładkę . Ale nie tracę nadziei, bo choć nie znalazłem informacji o kontynuacji serii, finał tomiku pozwala mi być w tej kwestii optymistą.

Fragment całości. „Cyberpunk 2077: Trauma Team” – recenzja komiksu

 

Tytuł: Cyberpunk 2077. Trauma Team. Tom 1

Autorzy: Cullen Bunn, Miguel Valderrama

Liczba stron: 96

Wydawnictwo: Egmont

ISBN: 9788328158870

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Po pierwsze: zbyt krótko. Po drugie: za szybko. Po trzecie: kiedy następny tom?
Przemysław Ekiert
Przemysław Ekiert
W wysokim stopniu uzależniony od popkultury - by zniwelować głód korzysta z książek, filmów, seriali i komiksów w coraz większych dawkach. Popijając nowe leki różnymi gatunkami herbat, snuje głębokie przemyślenia o podboju planety i swoim miejscu we wszechświecie. Jest jednak świadomy, że wszyscy jesteśmy tylko podróbką idealnych postaci z telewizyjnych reklam.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Po pierwsze: zbyt krótko. Po drugie: za szybko. Po trzecie: kiedy następny tom?Fragment całości. „Cyberpunk 2077: Trauma Team” – recenzja komiksu