Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wyglądałaby gra inspirowana Folwarkiem Zwierzęcym, to właśnie otrzymaliście odpowiedź. Oto F.I.S.T. Forged In Shadow Torch.
F.I.S.T. Forged In Shadow Torch to metroidvania, o której mogliście nie słyszeć, nawet jeżeli jesteście fanami gatunku, gdyż jest to debiutanckie dzieło chińskiego studia TIGames. Z tego powodu to na tamtejszym rynku i w mediach społecznościowych była najmocniej promowana, lecz jeśli już się trafi na pierwsze zwiastuny, to zachowanie obojętnej postawy jest niełatwe.
Folwark Zwierzęcy to już nie fikcja literacka, a fakt!
Zacznijmy jednak od początku, czyli od opowieści ukazującej nam świat zamieszkiwany przez antropomorficzne zwierzęta. Wbrew pozorom, ich codzienność nie jest kolorowa, gdyż miasto Torch City zostało opanowane i zdominowane przez maszyny, co doprowadziło do wojny, w której brał udział królik Rayton, czyli główny bohater gry.
Sześć lat po jej zakończeniu, futrzani mieszkańcy starają się żyć tak, aby nie sprawiać problemów. Aczkolwiek w dyktatorskich realiach nie jest to łatwe, o czym przekonał się Urso, przyjaciel protagonisty, któremu były króliczy wojskowy musi wyruszyć na ratunek. Oczywiście, z tego powodu sam wpadnie w tarapaty i będzie świadkiem różnych spisków, ale nic więcej nie napiszę, aby nie zepsuć wam niespodzianki.
Zdradzę jedynie, że mimo wszystko fabuła stanowi jedynie pretekst dla rozgrywki i chociaż cutscenki występują i są naprawdę przyjemne dla oka, większość wydarzeń i informacji jest przedstawianych w formie łatwych do pominięcia dialogów, którym towarzyszą ujęcia z nieruchomymi postaciami.
Aczkolwiek można to zrzucić na karb braków budżetowych, gdyż niektóre kwestie postaci pobocznych nie zostały nagrane lub ograniczono je do krótkich odgłosów i słówek. Nie jest to nowy zabieg, więc prawdopodobnie wielu graczy przymknie na niego oko, lecz według mnie mamy tu do czynienia z oznaką niekonsekwencji, ponieważ spłaszcza on relacje z towarzyszami i może sprawić, że odbiorca szybko przestanie przejmować się historią. Tym bardziej, jeżeli nie zna za dobrze ani języka angielskiego, ani chińskiego, będącymi jedynymi lokalizacjami obecnymi aktualnie w grze.
Nawet królik może być Johnem Rambo
Esencja gry F.I.S.T. Forged In Shadow Torch, czyli rozgrywka, została porządnie dopracowana, mimo iż jej założenia są dość proste – przemierzamy kolejne plansze, omijamy przeszkody i eliminujemy przeciwników, którzy staną nam na drodze. Twórcy zadbali, aby ten ostatni element był nie tylko satysfakcjonujący, ale i dość rozbudowany.
Otóż wraz z postępującą fabułą, otrzymujemy kilka broni, z którymi związany jest szereg kombinacji i umiejętności do opanowania w trybach treningu i rozwinięcia w specjalnych terminalach, umożliwiających nam kupno za konkretną walutę. Tę zdobywamy podczas walki z przeciwnikami, gdyż są to śrubki, jednak niektóre rzeczy wymagają między innymi specjalnych dokumentów, które są poukrywane.
Muszę przyznać, że ten pomysł zdaje egzamin, ponieważ daje motywację do przeczesywania plansz, a same kombosy nierzadko wymagają precyzji oraz wyczucia czasu. Dlatego bardzo cieszy mnie fakt, że poznając kolejne ciosy mamy pokazane nie tylko co potrzeba, aby je wykonać, ale i jak powinna wyglądać cała animacja. Ponadto, kiedy przeciwnik zostanie wystarczająco mocno obity, to pojawi się możliwość wykończenia go, co też da się ulepszyć.
Warto zauważyć, że w momencie spotkania z silniejszymi oponentami (w tym: bossami), finiszery zostaną zaprezentowane w formie efektownej scenki. Natomiast w przypadku pospolitych wrogów animacje będą obecne, ale nie zmienią perspektywy, Można to uznać za zaletę, gdyż te bardziej filmowe nie są możliwe do pominięcia, a z racji tego, że nie ma ich zbyt wiele, to z czasem będą niepotrzebnie wydłużać rozgrywkę.
Jak już wspomniałem, F.I.S.T. Forged In Shadow Torch to gra reprezentująca gatunek metroidvanii, czyli polega na tym, że często wraca się do odwiedzonych plansz, aby znaleźć jakieś ukryte informacje czy odkryć wcześniej niedostępne skróty. Ta mechanika nie każdemu musi się podobać, jednak w tym przypadku lokacje są tak ładne, klimatyczne i różnorodne, że aż chce się je ponownie odwiedzić i eksplorować, nawet jeżeli wiąże się to z przemierzaniem kolejnych tuneli. Aczkolwiek w kilku miejscach możliwa jest szybka podróż za pomocą metra lub teleportera.
Oprócz podziemnych stacji, zwiedzicie rynek Torch City, gdzie można wyraźnie poczuć klimat chińskiego miasta, willę mafijnego bossa czy więzienie. Z drugiej strony jest też kilka generycznych miejsc, jak hangar wojskowy czy kanały, których przemierzanie nigdy nie budzi pozytywnych emocji. A gdy są one opanowane nie tylko przez szczury i roboty, ale także mechaniczne zębatki, a my musimy wspiąć się na wyższe kondygnacje, gdzie na każdym kroku czekają na nas wrogowie, to można dostać białej gorączki.
Jednak moim zdaniem najgorszym pomysłem, na jaki wpadli twórcy, jest implementacja poziomów podwodnych. Wówczas naszym zadaniem jest na przykład obniżenie poziomu wody lub przedostanie się na drugi koniec tunelu, a problem polega na tym, że musimy się śpieszyć, bo jako Rayton dysponujemy niewielką ilością tlenu. Teoretycznie możemy zaczerpnąć powietrza, ale zanim dotrzemy do lądu, to minie chwila, gdyż jego żelazny kombinezon powoduje ociężałość i uniemożliwia szybkie pływanie.
Co prawda, jedną z głównych broni jest wiertło, pozwalające między innymi nieco szybciej się przemieszczać, jednak działa tak, że po krótkim, pojedynczym zrywie trzeba odczekać około 2 sekund, zanim znów będzie można z niego skorzystać pod wodą. Muszę jednak zauważyć, że F.I.S.T. Forged in Shadow Torch oferuje dwa tryby trudności – łatwy i normalny, dostępne do zmiany za każdym razem, kiedy rozgrywka zostanie zatrzymana. Dzięki temu przeciwnicy zadają mniejsze obrażenia, a nam łatwiej jest się ich pozbyć.
Jednak mam wrażenie, że eskalacja stopnia trudności wynikająca z samego projektu rozgrywki nie jest uczciwa wobec graczy. Zwykłe eksplorowanie i czyszczenie plansz potrafią nieraz napsuć nam krwi bardziej niż starcia z bossami, które głównie polegają na zapamiętaniu tego, jak i kiedy zostaniemy zaatakowani. Urozmaiceniem są walki ze zwykłymi przeciwnikami, ale tych można się szybko pozbyć, więc czasami ich obecność wydaje się zbędna.
Jak długo potrwa i jak wygląda walka o wolność, czyli czas gry i optymalizacja
Chociaż F.I.S.T. Forged In Shadow Torch to produkcja debiutującego studia, nie jest ona krótka, bo ukończenie głównej fabuły powinno wam zająć od jedenastu do piętnastu godzin, co moim zdaniem jest przyzwoitym wynikiem jak na grę wycenioną na 124 złote.
Ponadto bardzo ładna oprawa wizualna stworzona na Unreal Engine 4, świetne modele postaci i płynna rozgrywka sprawiają, że byłbym w stanie zapłacić za tę produkcję nawet i nieco ponad 200 złotych. Jedynie żałuję, że w porcie dla PlayStation 5 nie zaimplementowano technologii raytracingu, która będzie dostępna w wersji na PC. Ta zadebiutuje na Steamie 3 października, jednak mimo jej braku gra na konsoli i tak nie ustrzegła się kilku technicznych problemów.
Po pierwsze, parę razy zdarzyło mi się, że aplikacja bez żadnego konkretnego powodu wyłączyła się i cofnęła mnie do menu konsoli. Po drugie – czasami, kiedy postać Raytona była blisko dwóch wrogów stojących koło siebie, animacja potrafiła się zablokować i uniemożliwić ruch, dopóki nie zlikwidowałem lub nie odepchnąłem przeciwnika. Po trzecie, mam problem z muzyką. Owszem, przygotowana przez Caishenga Bo ścieżka dźwiękowa, obfituje w instrumentalne, industrialne utwory, które nie stronią od wykorzystania mocnych, przesterowanych gitar. Dzięki temu numery potrafią nie tylko zbudować klimat, ale i zapaść w pamięć.
Niestety w samej rozgrywce sytuacja wygląda tak, że utwory zostały przypisane do konkretnej lokacji lub sytuacji. Oznacza to, że bardzo często będziemy słyszeć jedną i tę samą kompozycję, nawet i przez dwadzieścia minut, choć niekiedy jest tak, że w tle nie słychać nic poza odgłosami walki i elementów otoczenia.
Dodatkowo mam niedosyt w kwestii wykorzystania funkcji kontrolera DualSense, gdyż gra korzysta jedynie z haptycznych wibracji, które w moim odczuciu są tak subtelne, że szybko można o nich zapomnieć. Liczyłem na zdecydowanie więcej, zwłaszcza że każda z dostępnych broni daje inne odczucia, więc pole dla adaptacyjnych spustów jak najbardziej było.
Zagrać czy nie zagrać, oto jest pytanie?
Podsumowując, F.I.S.T. Forged In Shadow Torch to nadspodziewanie dobra produkcja. Oczekiwałem krótkiej, intensywnej rozgrywki na maksymalnie dwa wieczory, a otrzymałem rozbudowaną grę, z którą z przyjemnością spędziłem kilkanaście godzin. Dlatego uważam, że jeśli jesteście fanami metroidvanii lub action platformerów, to nie macie nad czym się zastanawiać, tylko powinniście sprawdzić ten tytuł.
Dobry stosunek ceny do jakości i zawartości gry
Różnorodne, klimatyczne lokacje
Świetna oprawa i animacje postaci
Satysfakcjonujący system walki w stylu “easy to learn, hard to master”
Rozbudowana i odczuwalna progresja postaci
Brak polskiej wersji językowej
Zapętlony w kółko jeden utwór na danej lokacji
Podwodne poziomy i etapy w kanałach
Sporadyczne, ale dokuczliwe problemy techniczne