Egzystencjalne rozterki wampirów. „Family Blood” – recenzja filmu

-

Wampiry, obok zombie, to jeden z najbardziej wyeksploatowanych motywów w popkulturze. Ciężko zatem wymyślić coś nowatorskiego, co porwie i zachwyci filmoznawców oraz fanów tematu. Twórcy próbują znaleźć jakieś luki i ukazać wątki z różnych perspektyw, które, jak dotąd, były rzadko wykorzystywane. Postawione przed nimi zadanie jest niesłychanie trudne, a   oczekiwania odbiorców rosną. W XXI wieku mieliśmy już cukierkowego Edwarda ze Zmierzchu, pół wampira pół człowieka Blade’a czy nieziemsko przystojnego i seksownego Jerry’ego w remake’u Postrach nocy. Trzeba przyznać, że współcześni krwiopijcy coraz bardziej przypominają… ludzi. Znacznie częściej na czoło wysuwają się ich egzystencjalne rozterki. Family Blood to kolejny horror, który próbuje znaleźć swoje miejsce na filmowej arenie grozy.

 

Tajemniczy jegomość imieniem Christopher

Próbująca wyjść z uzależnienia od alkoholu, samotna matka imieniem Ellie  (Vinessa Shaw), wraz z dwójką dzieci – Kylem (Colin Ford) i Amy (Eloise Lushina), wprowadza się do nowego domu w niedużej miejscowości. Zmiana otoczenia ma jej pomóc w walce z nałogiem oraz odbudowaniu relacji z rodziną. Pewnego wieczoru w grupie terapeutycznej, do której należy, pojawia się tajemniczy Christopher (James Ransone). Niedługo po po tym kobieta zostaje zaatakowana. Sprawcą okazuje się enigmatyczny mężczyzna. Od czasu „spotkania” rozwódka doznaje różnych  objawów, takich jak: odruchy wymiotne, światłowstręt, ból głowy, odporność na cierpienie oraz uczucie niepohamowanego głodu krwi, będących początkowym etapem procesu metamorfozy w wampira.

Egzystencjalne rozterki wampirów. „Family Blood” - recenzja filmu
Kadr z filmu
„Wampiryczne” relacje rodzinne

Główny motyw ukazany w Family Blood możemy potraktować jako pewną metaforę, w której wampiryzm to proces rozpadu wszelkich obowiązujących dotąd wartości. Destrukcji ulegają relacje między Ellie a jej dziećmi. Potomstwo, przerażone stanem psychicznym kobiety oraz jej symbiotyczną więzią z tajemniczym Christopherem, coraz bardziej oddala się od matki. Pojawia się napięcie w relacjach oraz konflikt uczuć, które zneutralizować może tylko rodzicielska miłość. Jednak i w tym aspekcie twórcy pokazują nam, że ciężko oszukać swoją naturę. Jednocześnie przemiana w wampira jest głównym źródłem dziejących się później makabrycznych wydarzeń. Film nie stroni od egzystencjalnych wątków, próbuje też wyjść poza schematy, dobrze znane nam z innych obrazów o krwiopijcach, choć w tym wypadku nie można mówić o innowacjach oraz porywającym widowisku.

 

Ludzkie wampiry

Obecni krwiopijcy coraz częściej przypominają ludzi. Odczuwają samotność, cierpią psychiczne lub pragną miłości. Era bezlitosnych monstrów minęła już chyba bezpowrotnie. Główny nacisk został położony na ich egzystencjalne rozterki. Chodzą za dnia, a wyglądem upodabniają się do istot ludzkich. Uczłowieczenie dokonane przez różnych twórców podyktowane jest nie tylko wysokim stopniem eksploatacji motywu, ale również transformacją na poziomie szeroko rozumianej sztuki. Zmianie uległ przede wszystkim zakres znaczeniowy rożnych jej dziedzin, co przełożyło się na poddawanie ich odpowiednim zabiegom, które mają na celu znalezienie oryginalności czy innowacyjności. Można powiedzieć, że cechy konstytutywne zostały poddane gruntownej analizie i zmianie. Wszystkie te przeobrażenia dostrzegamy w Family Blood, który, mimo że próbuje pokazać nam coś nowego, robi to w sztampowy i dość nużący sposób. Wampiry w filmie to bardziej hybrydy, świadome swojej natury, kierujące się ludzkimi słabostkami. Metamorfoza jest tutaj procesem psychicznym i somatycznym, twórcy starają się ukazać ją z chirurgiczną precyzją. Wszystko niestety opowiedziane w powolnym tempie i za pomocą mozolnie rozkręcającej się fabuły. Większość aspektów w filmie wydaje się niedopracowana.

Egzystencjalne rozterki wampirów. „Family Blood” - recenzja filmu
Kadr z filmu

Szkoda, że Family Blood zbyt powierzchownie traktuje niektóre wątki i zamiast straszyć, nudzi. Sam pomysł na ukazanie głównego motywu w egzystencjalnym aspekcie w zupełności nie wystarcza, by stworzyć dobre kino grozy. Strach zastąpiony jest znużeniem, a w miejscu zachwytu pojawia się rozgoryczenie i rozczarowanie. Trudno też oczekiwać by horror, który widnieje na platformie Netflix, był arcydziełem gatunku. Krytyka w stronę merytorycznej strony produkcji wydaje się zatem w pełni uzasadniona, choć w pewnej mierze jest podyktowana zbyt wygórowanymi oczekiwaniami fanów, którzy są zmęczeni bezbarwnymi horrorami ostatniej dekady. Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż kondycja najstarszego rodzaju filmowego ulegnie poprawie.

 


Egzystencjalne rozterki wampirów. „Family Blood” - recenzja filmu

 

Tytuł: Family Blood

Reżyseria: Sonny Mallhi

Rok powstania: 2018

Czas trwania: 1 godzina 32 minuty

Marcin Panuś
Marcin Panuś
Zafascynowany horrorem od najmłodszych lat. Twierdzi, że pierwszy film grozy obejrzał już w wieku sześciu lat. Wierny fan Freddy’ego Kruegera. Od postmodernistycznego kina woli stare dobre produkcje klasy B. Typ aktywisty i sportowca, z milionem pomysłów na siebie. Ceni sobie szczerość i otwartość u ludzi oraz bliższe relacje z innymi. Stawia na samorealizację poprzez zainteresowania i pasje. Może kariery badmintonisty nie zrobi, ale ma zadatki by być dobrym pedagogiem. W wolnym czasie lubi zagłębiać się w poezji. Wciąż podtrzymuje obietnicę, że kiedyś wyda swój skromny tomik.

Inne artykuły tego redaktora

2 komentarzy

Popularne w tym tygodniu