Nie da się nie zauważyć ekspresowo rosnącej popularności niegdyś mało znanego Wade’a Wilsona, komiksowego Deadpoola. Odkąd do kin wszedł pierwszy solowy film o perypetiach pyskatego najemnika (dziękujemy, Ryanie Reynoldsie!) spora rzesza marvelowych laików pokochała tego bohatera. Czy ekscytacja widzów oraz wysoko oceniany obraz przełożyły się na wzrost sprzedaży zeszytów ze śmieszkiem w roli głównej? Tego nie wiem. Wiem jednak, że wydawnictwo Egmont gdzieś w tym szale dostrzegło szansę i zaczęło wypuszczać na komiksowy rynek tłumaczenia angielskich wersji historii obrazkowych o Wilsonie, czego efektem jest chociażby zaprezentowanie pozycji Deadpool. Deadpooliana wybrane.
Dziesiąty tom opowieści o Deadpoolu, będący częścią cyklu Marvel Now!, to zlepek kilku komiksów. Są to historie niewpasowujące się w ogólny koncept Wade’owych przygód. A że Wilson to taki typ postaci, dla której można napisać nawet najbardziej absurdalny scenariusz, niekoniecznie łączący się z jego linią czasową, to też tak właśnie postąpili twórcy. W końcu w przypadku tego bohatera liczy się głównie czysta rozrywka.
Poza kolejnością
Deadpooliana zawiera materiały publikowane w zeszytach Deadpool [Bi-]Annual oraz Death of Wolverine: Deadpool & Captain America i Deadpool vs Thanos. Pierwsza historia splata ze sobą losy Wade’a i Spider-Mana. Wilson próbuje pomóc Pajączkowi w ujęciu prześladowcy, który niczym kameleon, potrafi przyjąć każdą postać i stara się zniszczyć Petera. W drugiej najemnik zmierzy się z nietypowymi wcieleniami zwierząt (i skopie im tyłki!), a w trzeciej będzie musiał pomóc staremu już Kapitanowi Ameryce zapobiec sklonowaniu nieżyjącego Wolverine’a. Natomiast ostatnia opowieść, pierwotnie podzielona na cztery zeszyty, opowiada o połączeniu sił Deadpoola i Thanosa, którzy wspólnie wyruszają na poszukiwania uwięzionej Pani Śmierci, bowiem jej zniknięcie niesie ze sobą fatalne skutki.
Scenariusz do komiksu ze Spider-Manem stworzył Christopher Hastings. Nie jest to najbardziej porywająca historia, niemniej czyta się ją przyjemnie. Niestety, miałam wrażenie, że zakończyła się ekspresowo, a fabułę można by pociągnąć trochę dalej. Nie żywię jednak urazy, bowiem lektura była przyjemna, a pomysł interesujący, no i każde połączenie Deadpoola i Spider-Mana to miód na moje serce.
Nieco gorzej wypada opowieść w wykonaniu Paula Scheera i Nicka Giovannettiego – Wilson siłujący się z lwem, orłem, kangurem, niedźwiedziem i delfinem w zbrojach, ostatecznie dociera do „głównego bossa” – ogromnej orki w mechanicznym stroju. Komiks nie trafił w moje poczucie humoru, analizowałam te perypetie, nie bardzo wiedząc, o co chodzi, i odnosząc wrażenie, że tak jak Deadpool lubi absurd, tak w tej historii jest go za dużo.
Przy przygodzie ramię w ramię z Kapitanem Ameryką poprzeczka ponownie powędrowała delikatnie w górę, a to za sprawą plot twistu kończącego Śmierć Wolverine’a: Deadpool i Kapitan Ameryka #1. Wysoki poziom fabularny trzyma także Deadpool kontra Thanos i cieszę się, że wydawnictwo Egmont postanowiło umieścić w Deadpoolanie wszystkie cztery części tej opowieści, dzięki czemu zachowano ciągłość wydarzeń, bez niepotrzebnego rozbijania ich na kolejne tomy Marvel Now!.
Śmiechy, chichy, biegacze stepowe
Humoru w omawianym wydaniu oczywiście nie brakuje, nieraz można się uśmiechnąć i pokiwać głową z udawaną dezaprobatą dla wyczynów Wade’a (poza fragmentem ze zwierzętami – serio, kto to wymyślił?). Niemniej nie da się nie odnieść wrażenia, że w oryginalnej, angielskiej wersji pyskaty najemnik jawi się jako bardziej bezczelny i śmieszniejszy. Należy jednak pamiętać, iż przekład często nie jest w stanie oddać charakterystycznego humoru czy gier słownych. Mimo wysiłku osób pracujących nad przekładem, zawsze znajdą się kadry, przy których, gdyby nie były przetłumaczone, śmialibyśmy się do rozpuku, a tymczasem w głowie mamy tylko niezręczny dźwięk świerszczy. Na szczęście w Deadpoolianie takiego wrażenia nie odnosi się cały czas, a polska wersja „daje radę”.
Oldschool kontra współczesność
Na szczególną pochwałę zasługuje gładka kreska Jacopo Camagni (Deadpool Annual), która, mimo że miejscami wydaje się aż nazbyt pedantyczna, doskonale oddaje urok Deadpoola i Spider-Mana. Miłe dla oka rysunki stworzył także Salva Espin, o stylu dość podobnym do tego Camagni (ładnie narysował tyłek Wade’a, pozdrawiam!), potrafiący bez problemu zilustrować tę sympatyczną, śmieszkową wersję Deadpoola, ale także tę groźną, umięśnioną. Jeśli zaś chodzi o obrazy Scotta Kolinsa na potrzeby historii połączenia sił Kapitana Ameryki i Wilsona, można zauważyć dużą dbałość rysownika o detale i charakterystyczny sposób tworzenia, przy którym autor praktycznie na każdym elemencie domalowuje krótkie kreski, tworzące wrażenie rys bądź zmarszczek. Te trzy pierwsze opowieści cechują się także doskonałymi, żywymi kolorami.
Najgorzej pod względem graficznym jest w przypadku czteropaka z Thanosem, który na tle poprzednich trzech historii wypada po prostu blado. Mimo interesującego wątku, część czytelników może się zrazić do niezbyt ciekawych ilustracji, tworzonych jakby od niechcenia, oraz barw sprawiających wrażenie wyblakłych. Styl Elmo Bondoca przypomina starą szkołę rysownictwa i zdaje się być hołdem złożonym dawnym typom komiksowych obrazów. Porównując graficznie tę historię z trzema poprzednimi z Deadpooliany, w oczy rzuca się różnica między kreskami oraz fakt, że twórca Deadpool kontra Thanos przywiązuje mniejszą uwagę do detali. Niemniej może zachwycić fanów oldschoolowych stylów z poprzedniego wieku.
Dodatkowo w omawianym tomie, jak zwykle znajdziemy kilka alternatywnych okładek do wszystkich czterech historii, na które oczywiście warto popatrzeć – niejedna bowiem nadaje się na przerobienie na epicki plakat do powieszenia nad łóżkiem.
Słowem podsumowania
Nie nazwałabym dziesiątego tomu zawierającego perypetie Deadpoola pozycją obowiązkową i konieczną do przeczytania, jednak nie mogę także powiedzieć, że nie warto po nią sięgnąć. Wszyscy fani Wade’a Wilsona z pewnością chętnie zaopatrzą się w ten tytuł i słusznie – bezczelności bohatera nigdy dość (nawet pomimo tych nieszczęsnych zwierząt w zbrojach), zwłaszcza jeśli współgra z piękną, nowoczesną kreską bądź prezentuje ciekawą fabułę. To znajdziecie w tej części przygód Deadpoola. I chociaż niektóre elementy momentami kuleją, a żarty czasem nie śmieszą, zawsze jest pora na Wade’a Wilsona!