Obecnie, by stworzyć dobry kryminał, nie można już zaproponować byle czego. Prawie każdy z widzów ma za sobą tak wiele obejrzanych produkcji, że staje się coraz bardziej wymagający, a co za tym idzie, również krytyczny. Musi być ciągle towarzyszące mu napięcie, sceny, które wbijają w fotel i na pewno ciekawa fabuła. Kiedy zabraknie chociaż jednego z tych elementów, reszta zaczyna kuleć, wreszcie upada na podłogę i nie może się z niej podnieść. Niestety, ale w przypadku omawianego tytułu wszystko było nie tak, jak powinno i nic nie trzymało się kupy.
Śledztwo na własną rękę
Sam to dość młody chłopak, próbujący życia na własną rękę. Niezbyt dobrze mu to idzie, w domu ma nieustający bałagan, ciągle pali i się upija. A w wolnym czasie, mając go pod dostatkiem, podgląda swoją śliczną sąsiadkę. Pewnego popołudnia spotykają się całkiem przypadkiem, ale nie wychodzi z tego zbyt długa rozmowa. Jednak w jej wyniku dziewczyna zaprasza głównego bohatera do siebie na następny dzień. Kiedy Sam idzie na umówione z dziewczyną spotkanie, okazuje się, że jej mieszkanie jest całkowicie puste, zupełnie jakby nikt wcześniej w nim nie przebywał. Bohater rozpoczyna samodzielne dochodzenie w celu wyjaśnienia, co tak naprawdę tam się wydarzyło i jakie okoliczności zmusiły dziewczynę do szybkiej przeprowadzki.
Mrok i zero akcji
Miałam naprawdę spore oczekiwania względem tego filmu, zwłaszcza po obejrzeniu trailera. Oczywiście ten został zrobiony tak, by zaciągnąć przed ekrany jak najwięcej widzów, ale zrozumcie mnie, czasem zdarzają się wyjątki. Jednak nie tym razem. W Tajemnicach Silver Lake praktycznie nic się nie dzieje, a na pewno nie takiego, co przyciąga wzrok osoby oglądającej. Produkcja trwa ponad dwie godziny, czyli naprawdę długo, sceny są niemiłosiernie rozwleczone, a przez większość ich trwania wszystko zostało utrzymane w mrocznych kolorach, aby jeszcze bardziej podkreślić dramatyczność wydarzeń, ale…. No właśnie, zawsze jest jakieś ale. Nic nie ma tu najmniejszego sensu. Główny bohater co rusz upija się, biega po mieście nago, uprawia seks z kim popadnie i tak w kółko. Tak, śledztwo prowadzone przez Sama powinno wychodzić w fabule na prowadzenie, jednak zdaje się, że twórcy jakby o tym zapomnieli. Na przód wychodzi jednak osobiste i do tego niezbyt udane życie prywatne Sama, oprócz tego, tak naprawdę nic się nie dzieje. Dopiero w zakończeniu zdaje się, że główny bohater nagle dostaje olśnienia na temat tego, co miał zrobić, ale o tym za chwilę.
Muzyka? A po co?
Wiem doskonale, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie, ale nie da się tego inaczej określić. Producenci uznali chyba, że muzyka to jedynie zbędny dodatek, więc można ją ograniczyć. W tym filmie widz nie będzie miał do czynienia z wesołymi czy przejmującymi dźwiękami. Jedyne, co postanowili zastosować, to charakterystyczne, gwałtowne melodie, które niby mają nakierować widza, że za chwilę stanie się coś przejmującego. A tak naprawdę są one strasznie mylące, bo NIGDY nie dzieje się tutaj nic dramatycznego, zaś makabryczne sceny, które można zliczyć na palcach jednej dłoni, bardziej bawią niż straszą.
Aktorstwo zmiecione do poziomu podłogi
W roli głównej występuje Andrew Garfield, którego nie mogę znieść w filmach o Spider-Manie, ponieważ kompletnie tam nie pasuje. W innych produkcjach wypada znacznie lepiej (fenomenalnie zagrał w Pełni życia, jego ruchy, mimika, wszystko całkowicie oddawało jego postać), zaś w Tajemnicach Silver Lake, przez większość czasu, byłam zawiedziona i nawet zniesmaczona. W przeważającej części produkcji jego twarz przybierała jedynie góra dwa wyrazy, w tym głupkowaty uśmiech, który nie przekonywał widza do tej postaci. Zresztą żaden z aktorów nie zdołał mnie przekonać do swojej postaci, nikogo nie polubiłam ani nie znienawidziłam, tak naprawdę było mi wszystko jedno, co się z nimi stanie.
A na koniec….
Pomijając to, co wyżej wymieniłam, starałam się skupić na tej produkcji i dotrwać do końca, bowiem, tak czy inaczej, byłam ciekawa, jak cała fabuła się zakończy. I właśnie odrobinę o ostatnich obrazach należy wspomnieć. Chcę tylko uprzedzić osoby bardziej wrażliwe i nielubiące mrożących krew w żyłach widoków – jest pewna scena, która może wywołać ciarki na plecach. Jedna, jedyna. Z jednej strony wywołała ona we mnie zdumienie, ale z drugiej nie wyjaśniła prawie niczego. Nie wiem, po co coś takiego powstało, gdybym poszła do kina, wyszłabym z seansu zwyczajnie rozczarowana.
Maleńka zaleta
Jedyny plus tego obrazu, jaki jestem w stanie wymienić, to fakt, iż cała historia została oparta na pewnych historiach opartych na obrazkach i dymkach-wypowiedziach danych postaci (wszystko zostało wyjaśnione w treści Tajemnic Silver Lake, czego również nie chcę zdradzać, bowiem stanowi to pewien dodatkowy smaczek dla widza). W filmie niektóre sceny pokazano właśnie w postaci komiksowych opowiadań, obrazków, co nieco uatrakcyjniło projekcję, ale na pewno nie do tego stopnia, żeby wystawić jej wysoką ocenę.
Podsumowanie
Tajemnice Silver Lake miały mrozić krew w żyłach, trzymać w napięciu i zadziwiać. Tymczasem widzowie dostali jakąś papkę, powstałą ze zmieszania ze sobą byle jakiej fabuły, mało przekonującej gry aktorskiej i braku muzyki. Gdyby dodać do tego kiepskie wykonanie, w którym zabrakło głębszego sensu, łatwo przewidzieć, że film będzie zwyczajnie nudzić. Cała przedstawiona tu historia miała spory potencjał, ale został on całkowicie zaprzepaszczony.
Tytuł oryginalny: Under the Silver Lake
Reżyseria: David Robert Mitchell
Rok powstania: 2018
Czas trwania: 2 godziny 19 minut