Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Ja, Inkwizytor. Dziennik czasu zarazy do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów.
Cyklu Ja, Inkwizytor, czyli serii stworzonej przez Jacka Piekarę, nie trzeba chyba nikomu przedstawiać.
O nim przypominaliśmy, kiedy w sieci pojawiła się informacja, że prawdopodobnie powstanie gra na motywach twórczości fantastycznej Piekary. Jak więc wypada szesnasty tom w sekwencji? Pisarz przygotował coś, czegoż ciekawiło od samego początku, czyli alternatywną historię tego, cóż się stało po tym, jak Jezus zszedł z krzyża. Trzeba przyznać, że to kontrowersyjny, jednak frapujący i nietuzinkowy pomysł na wykreowane uniwersum.
Niecodzienna księga
Wstępną rzeczą, która nas uderza, okazuje się fakt, iż całość napisana w pierwszej osobie, dzięki czemu zostajemy jeszcze bardziej wciągnięci do świata stworzonego przez pisarza, a historia płynie niczym woda w rzece, chociaż w pierwotnej chwili lektura może przerazić, gdyż opowieść rozciągnięta na setki stron. Dodatkowym plusem będzie również fakt, że w tej opowieści są przypisy, te podczas lektury wielokrotnie pomogły mi zrozumieć to, co autor miał na myśli. To pokazuje, że research to stały, ale i również kluczowy element twórczości.
Zaraza…
Cóż, po samym tytule książki nietrudno się domyślić, iż zaraza i jej efekty uboczne to też wręcz serce całego wątku głównego. Podczas lektury nie można pozbyć się wrażenia, że to, co działo się naokoło nas, czyli epidemia koronawirusa — była tutaj bez wątpienia inspiracją, z jakiej garściami czerpał Piekara.
Podobnie jak w naszym świecie — w książce znajdowaliśmy tych, co nie chorowali, chorują lub umierali, czy też mierzyli się z powikłaniami po tym strasznym doświadczeniu. Od początku posiada się wrażenie, że zaraz coś się stanie, wybuchnie lub zdarzy się jakaś inna tragedia, co trzyma odbiorców w napięciu, a główny bohater cały czas musi zachować czujność.
Piekara zaskakuje czytelnika tym, jakie tworzy postaci, jak wpływa na nie ich własne podejście do moralności, religii i tego, czy są one dobrymi ludźmi podczas epidemii.
I trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że pomimo iż ten temat wielu już mógł się przejeść, tutaj przez alternatywną wersję historii to zdaje się uzależniać nas coraz bardziej od opowieści, po chwili zorientujemy się, iż zatraciliśmy się w czymś nowym i nieznanym.
Czasem jest jednak za długo
Ja, Inkwizytor. Dziennik czasów zarazy stanowi sporą książkę, o czym pisałem już wcześniej, lecz warto wspomnieć tutaj o tym, że to jeden z tych przypadków, kiedy wolno by wyciąć niektóre elementy, jakie tak naprawdę nie dodają nic do historii, wtedy tytuł okazałby się łatwiejszy w odbiorze, jednocześnie nie tracąc na jakości.
To dzieło, jakie wolno czytać bez znajomości wcześniejszych tomów, od jej pierwszych stron czuć, że nie wpisuje się w coś większego, jakby obok tego, co znamy z cyklu Ja, Inkwizytor. Dzięki temu jest to dobra książka dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z twórczością Jacka Piekary.
Dla kogo jest ta książka?
Jest mi niezmiernie ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony otrzymaliśmy świetny, żywy świat z ciekawą fabułą. Z drugiej, dostajemy pozycję, która wydaje się wypełniać jakąś lukę. Podczas lektury nie można było pozbyć się wrażenia, że coś gdzieś się kończy, i nie jest to liczba stron do przeczytania. Wydaje się, jakby Cykl Inkwizytorski miał swoje dobre momenty za sobą, a Dziennik Czasu Zarazy to coś, co musiało zostać napisane, chociaż jeśliby ta książka nie powstała, nic byśmy nie stracili.
Na pewno to pozycja dla fanów powieści fantastycznych, gdyż padół ziemski stworzony przez autora idealnie rozumiejącego swój gatunek jest niesamowity, złożony i wciągający. Co wyniesiecie z tej lektury i gdzie ona was zaprowadzi? Nie znam odpowiedzi na te pytania, lecz wiem, że Dziennik Czasu Zarazy jest na pewno świetnym punktem w początku drogi do niesamowitego świata.
Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 614
ISBN: 9788379646852
Więcej informacji TUTAJ