W Świętego Mikołaja nie wierzę już od dłuższego czasu. Moment przełomowy nastąpił w moim przypadku w wieku siedmiu lat, kiedy to znalazłem we wnętrzu rozkładanej wersalki pudełko ze zdalnie sterowanym samochodem. Traumę powstałą po tym wydarzeniu wyleczyłem już dawno, lecz wspomnienie to wróciło zaledwie kilka dni temu, gdy w mych drzwiach stanął mężczyzna z paczką. Co prawda nie przyjechał saniami, tylko busem, a zamiast czapy z pomponem nosił bejsbolówkę, ale przyniósł mi prezent. Kompletnie niespodziewany, lecz nie mogłem się doczekać, by go rozpakować.
W poprzedniej erze
Szybki rzut oka na nadawcę pozwolił zawęzić grono darczyńców: „Rebel”. Czyżbym naprawdę zapomniał o jakimś zamówieniu? Ja, którego indiański przydomek mógłby brzmieć Oczekujący Na Kuriera? Gdy otworzyłem paczkę i zobaczyłem napis Caylus 1303, wreszcie sobie przypomniałem o przedsprzedaży tegoż tytułu, rozpoczętej jeszcze w zeszłym roku. Najwyższy czas, by na nasz rynek trafiła w pełni przetłumaczona oraz odświeżona wersja gry wydanej piętnaście lat temu. W końcu mogę przyjrzeć się zdobywcy między innymi Golden Geek Awards — i muszę przyznać, iż pierwsze wrażenie sprawia bardzo dobre. Wszystkie elementy wykonano solidnie, a warstwa graficzna jest miła dla oka, przyjemnie nawiązując stylem do średniowiecznego placu budowy. Kolory na kartach są żywe, całkowicie zrezygnowano z warstwy tekstowej, stawiając na piktogramy, co uważam za plus. Ba, ktoś pomyślał nawet o fabrycznej, plastikowej wytłoczce, by wszystkie komponenty (a zwłaszcza małe, drewniane symbole surowców) nie pogubiły się tak łatwo. A okazji do tego nie zabraknie.
Yang
Ale po kolei: gracze wcielają się w rolę średniowiecznych budowniczych i podczas dziewięciu rund muszą odbudować tytułowy zamek Caylus. Dokonają tego za pomocą robotników, których to pobierają z miejsca o dość pejoratywnie brzmiącej nazwie: „obóz pracy”. Małe figurki symbolizujące pracowników są umieszczane na kartach budynków. Tych natomiast jest kilka rodzajów, można je łatwo rozróżnić dzięki kolorystycznym oznaczeniom. Niektóre są dostępne od początku gry: dzięki przydzieleniu do nich podwładnego, po zakończeniu tury otrzymujemy określone surowce, służące między innymi do wzniesienia kolejnych domostw, drewnianych lub kamiennych. Zasoby w Caylus 1303 to złoto, kamień, drewno, włókno oraz jedzenie: każde tak samo istotne, ponieważ koszt wykonania większości akcji często wymaga opłaty składającej się z kilku rodzajów „waluty”. Nieważne natomiast, czy zdobyte środki przeznaczymy na stworzenie nowych warsztatów, rozbudowanie już posiadanych przez nas budynków czy wyślemy je do zamku — wszystkie nasze działania zostają nagrodzone odpowiednią liczbą punktów prestiżu. Kto po zakończeniu gry będzie miał ich najwięcej (złoto także się liczy, ale w mniejszym stopniu), zostaje zwycięzcą oraz „głównym inżynierem”.
To tyle, jeśli chodzi o główne zasady. Mam nadzieję, że przybliżyłem je w nieco bardziej przystępny sposób niż instrukcja dołączona do tegoż wydania… Jej lektura nie była przyjemnością. Ostatni raz tak bardzo wynudziłem się podczas wykładów ze statystyki na studiach. Choć nie pomija żadnej kwestii gry, a zawiłości tłumaczy ilustrowanymi przykładami, to jednak język, jakim została napisana, powoduje u mnie momentalne ziewanie oraz dekoncentrację. A przecież Caylus 1303 to bardzo interesująca gra z ciekawą mechaniką budowania oraz naprawdę śliczną oprawą graficzną. Wspomniałem, że można się przy niej zdrowo pokłócić?
Yin
Walczyć o miano najlepszego inżyniera może maksymalnie aż pięć osób (tyle różnych kolorów mają figurki robotników oraz budynków), natomiast minimalny wiek gracza, sugerowany przez wydawcę, to dziesięć lat. Czyni to z Caylus 1303 potencjalnie świetną grą familijną, prawda? Owszem. W takim samym stopniu, jak Monopoly. Zabawa kończy się, gdy jeden z uczestników postawi sobie za cel wygraną za wszelką cenę, nawet po trupach towarzyszy. A zasady wręcz do tego zachęcają: służę przykładami.
Wspomniane wcześniej budynki są stawiane wzdłuż drogi prowadzącej do zamku. Po niej natomiast, pod koniec każdej z tur, porusza się burmistrz na swym koniu, symbolizowany przez odpowiednią figurkę. To, o ile pól to zrobi, zależy od graczy: po spasowaniu mogą, „płacąc” robotnikiem, przemieścić włodarza o jeden obszar. Domostwa ponad nim (wyżej na planszy) nie będą rozpatrywane w fazie akcji, nie przyniosą więc swym właścicielom żadnych korzyści — wręcz spowodują straty poprzez zmarnowanych na nie budowniczych. Oczywiście można tę kwestię negocjować, ale, cytując instrukcję: „Gracze nie mogą przekazywać sobie elementów gry, w związku z czym jakiekolwiek ustalenia nie są wiążące.”.
Przed rozpoczęciem rozgrywki, każdy z uczestników wybiera jeden kafelek postaci: charakterystyczną cechę, zapewniającą określony bonus podczas dalszej zabawy, na przykład możliwość werbowania dodatkowego robotnika. W Caylus 1303 występuje jednak „królewska łaska” – rodzaj nagrody, nie tak trudnej do zdobycia, pozwalającej zabrać innym graczom karty bohaterów, kumulując wszystkie bonusy. A wiem z doświadczenia, że ich odpowiednia kombinacja potrafi być zabójcza. W ten sposób nie tylko zwiększamy swoje szanse na wygraną, ale też zmniejszamy je pozostałym.
Delikatna równowaga
Wszystkie wady jednak bledną przy fakcie, iż zręczny gracz może wykorzystać wylosowany układ budynków już na początku zabawy i mocno utrudnić innym uczestnikom dostęp do poszczególnych surowców, jednocześnie otrzymując za to dodatkowe punkty prestiżu.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Caylus 1303 został źle zbalansowany. Tak, wiem, że rywalizacja to element rozgrywki, to nie jest gra kooperacyjna, a jej cel to przede wszystkim zwycięstwo. A może jednak powinna to być dobra zabawa? W tym przypadku zasady pozostawiają aż tyle otwartych drzwi do pasywno-agresywnego zachowania, iż obawiam się, że często miłe spędzenie popołudnia ze znajomymi ewoluuje w negatywną interakcję niczym w Gremlins Inc. Pamiętajcie o tym, bo kolorowa okładka może was zmylić i wciągnąć w nie ten rodzaj zabawy, którego szukaliście. Chyba, że właśnie na coś takiego mieliście ochotę?
Tytuł: Caylus 1303
Liczba graczy: 2-5
Wiek: 10+
Czas rozgrywki: ok. 60-90 minut
Wydawnictwo: Rebel
Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel, więcej o grze przeczytacie tutaj: