Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego książki Droga Zoe do współpracy patronackiej dziękujemy Wydawnictwu Nowa Baśń.
Pisanie o żałobie wydaje mi się niełatwym zadaniem. Tym bardziej, jeśli za protagonistkę powieści obiera się nastolatkę. Philip Beard podjął jednak to wyzwanie i wyszedł z niego całkiem pomyślnie.
Droga Zoe to powieść spisana w formie listu – czy może raczej monologu – piętnastoletniej Tess DeNunzio do jej młodszej siostry, tytułowej Zoe. Co istotne, adresatka od jakiegoś czasu nie żyje. Protagonistka opowiada o swojej codzienności, ale pomiędzy jej słowami czają się nieprzebrane pokłady smutku i żalu, przede wszystkim do samej siebie. Drogie osoby czytające, przed wami poruszająca historia żałoby i sposobów na jej przeżywanie.
Co wydarzyło się tamtego dnia
11 września 2001 roku to jedna z tych dat, które zapisały się w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki i świata. W ataku na World Trade Center w Waszyngtonie zginęły tysiące osób, cały kraj okrył się żałobą. Jednak Tess i jej krewnym ta data kojarzy się ze znacznie większą tragedią – śmiercią najmłodszej członkini rodziny, siostry i córki. Choć od tamtych wydarzeń minęły lata, protagonistka wciąż obwinia się o odejście Zoe, nie potrafi się z nią na dobre pożegnać. Wszyscy jej najbliżsi, matka, ojczym, przyrodnia siostra, wydają się tkwić w pętli niekończącego się smutku. Tess ma tego dosyć. Postanawia zmienić otoczenie, zamieszkać z biologicznym ojcem. Choć rodzicielowi daleko do ideału, nowe miejsce i znajomości pozwalają wyrwać się z marazmu, a także dostrzec problematyczną klatkę, w której była zamknięta w domowym zaciszu.
Gdybym miała wymienić największy atut , bez wahania wybrałabym podejście do tematu żałoby. Philip Brown przedstawia różne sposoby radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby. Nie sili się na idealizowanie czy wygładzenie swojej nastoletniej protagonistki, nie pomija jej błędów czy trudnych chwil, w których Tess żałowała, że nie jest w stanie dołączyć do zmarłej siostry. Wydaje mi się, że autor umiejętnie oddał uczucia dziewczyny mierzącej się ze swoim smutkiem, a jednocześnie próbującej być silną, by stanowić oparcie dla bliskich. Pisarz nie oszczędza matki bohaterki, zwraca uwagę na to, jak mocno zatraciła się we własnym smutku i nie jest w stanie odpowiednio wesprzeć wciąż żyjących córek.
Najbardziej jednak utkwiła mi w pamięci sylwetka młodszej siostry Tess. Mimo że dziewczynka zdawała się grać w tej powieści drugie skrzypce, w tych kilku momentach, w których poświęcano jej czas, byłam pod największym wrażeniem stylu autora i jego umiejętności wejścia „w rolę” nastolatki w tak trudnym położeniu. Zebrane w tej powieści przemyślenia wydały mi się intensywne, ale jednocześnie bardzo prawdziwe.
Druga strona medalu
Droga Zoe to jednak nie tylko analiza żałoby. Bohaterowie nie są oderwani od problemów dnia codziennego czy małych sukcesów. Niestety nie mogę napisać, żeby ten fabularny element przesadnie przypadł mi do gustu. Z kart powieści wieje nudą, dzieje się niewiele, a kiedy już do czegokolwiek dochodzi, wydarzenia są mało angażujące. Autor postawił na wewnętrzne przeżycia protagonistki i jej bliskich, wspomnienia o zmarłej Zoe i ich wpływ na teraźniejszość, ale szkoda, że właśnie ta teraźniejszość nie została opisana choćby odrobinę ciekawiej.
Choć lekturę zakończyłam ledwie kilka dni temu, nie potrafię sobie przypomnieć, co właściwie działo się na tych ponad dwustu stronach: w pamięci pozostało mi ledwie parę scen i rzeka, morze przepełnionych smutkiem rozważań. Czy to wada? Niekoniecznie. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od Drogiej Zoe oraz, być może przede wszystkim, od doświadczeń osoby czytającej. Zakładam, iż odbiorcy znajdujący się w sytuacji Tess oraz tacy, którzy przeszli w życiu żałobę po stracie bliskiej osoby, odnajdą w tej powieści więcej niż ja. Być może dzięki tej lekturze spojrzą na swoje niełatwe położenie nieco inaczej, poczują, że nie są sami w swoich zmaganiach, że każdy ma prawo do przeżywania żałoby na swój własny sposób, a emocjonalny chaos, rozbicie czy chęć ucieczki i odcięcia się od wszystkiego to kilka, wcale nie najgorszych, dróg do poradzenia sobie z kryzysem. Osobiście jednak tę lekturę uznaję za przeciętną – otwierającą oczy na nieznaną mi problematykę, ale nie zapadającą w pamięć.
Nie jestem pewna tej odmiany tytułu, bo też nie chodzi w nim o to, że Zoe jest „droga” 😉
Autor: Philip Beard
Wydawnictwo: Nowa Baśń
Liczba stron: 220
ISBN: 978-83-8203-192-8
Więcej informacji TUTAJ