Kiedy ludzi dotyka tragedia, bywa, że aby powrócić do równowagi, trzeba fizycznie oddzielić się od miejsca przywołującego na każdym kroku jej wspomnienie. Na przykład – przeprowadzić się. Dlatego właśnie nasi bohaterowie – Nina, Tyler, Kinsey oraz Bode – porzucili Seattle i przenieśli się do Matheson, niewielkiej mieściny gdzieś w stanie Massachusetts. Do pozostawionego im w spadku przez dziadka ogromnego domu i równie przestrzennej posiadłości. Ale czy tylko to jest ich dziedzictwem?
Mroczne tajemnice, niezwykłe klucze
Rodzinna posiadłość Locke’ów to ogromna budowla wyglądająca, jakby ktoś wyjął ją prosto z kart wiktoriańskich powieści albo tej gotyckiej – z wieżyczkami, werandami, obłożona pociemniałym drewnem. Tylko wypatrywać, jak w oknie na poddaszu pojawi się cień zamkniętej w nim szalonej kobiety albo ducha. Nic więc dziwnego, że pobliscy mieszkańcy są przekonani, iż w tejże posiadłości straszy. Key House, jak często jest nazywana, fascynuje i budzi grozę, a od pierwszego odcinka Locke & Key stanowi również dom dla głównych bohaterów serialu. Przeprowadzają się do niego po zabójstwie ojca, zastrzelonego na oczach swojej rodziny przez jednego z pozostających pod jego opieką uczniów. Dość powiedzieć, że po tych wydarzeniach ocalała czwórka nie znajduje się emocjonalnie w najlepszym miejscu. Całkiem dobrze z tą tragedią radzi sobie najmłodszy z Locke’ów, Bode, który owszem, tęskni za ojcem, ale stara się żyć dalej. Dla niego Key House to przede wszystkim wspaniałe, ciekawe miejsce do eksploracji oraz zabaw, nawet jeśli jest troszeczkę straszne. Albo kiedy słyszy echo ze studni, zaczyna z nim rozmawiać, opowiadając o pochowanych w posiadłości magicznych kluczach. Oczywiście absolutnie nikt mu nie uwierzył w taką rewelację – starszy brat, Tyler, pochłonięty poczuciem winy, oraz wycofana, pogrążona w wyrzutach sumienia siostra Kinsey zrzucili to na karb zbyt wybujałej wyobraźni. Zmienią jednak zdanie, gdy Bode znajdzie jeden z takich kluczy i wpędzi ich matkę w kłopoty. A to, jak się okaże, będzie dopiero pierwszy taki magiczny artefakt oraz początek kłopotów. Bowiem ta Echo, która rozmawiała z najmłodszym Locke’em? Nie okazała się wcale miłym, wspierającym duchem wybudzonym ze studni. Co to to nie.
Niezwyczajna zwyczajność
Locke & Key jest produkcją opartą na serii komiksowej o tym samym tytule, utrzymanej w stylistyce nie tyle grozy co właśnie wiktoriańskiej powieści gotyckiej. Mamy więc stary dom, gdzie absolutnie wszystko skrzypi, zakamarki, w których może czaić się coś niesamowitego, duchy, a także tajemnicę z przeszłości, prześladującą naszych bohaterów. Jednocześnie w tej samej scenerii pojawia się współczesność: komórki, samochody, jak i inne zdobycze XXI wieku. To połączenie światów w serialu Netflixa wyszło dużo lepiej niż choćby w Sabrinie, która nie może zdecydować się do końca, w jakim dokładnie czasie jest osadzona. Tymczasem w Locke & Key twórcy wykorzystują obydwie estetyki oraz związane z nimi emblematy – nastolatkowie w wiktoriańskim domu pełnym antyków z XIX wieku zadziwiająco oswajają to przejście; czasem jedynie przeciwstawiają je sobie na zasadzie kontrastu, aby uwypuklić niesamowitość – zwłaszcza w scenach działania kluczy ingerujących w świat niemagiczny.
Scenograficznie najnowsza oparta na komiksach produkcja Netflixa naprawdę robi wrażenie – wnętrza Key House są fantastycznie gotyckie i mroczne, aż proszą się o jednego ducha albo dwa, aby przechadzały się korytarzami i złośliwie udawały, że straszą. I chociaż zobaczymy ich kilka w serialu, nie będą należały do owych nawiedzających wiktoriańskie domostwa zjaw. Po prostu przyjemnie się ten sezon ogląda.
Syndrom sezonu pierwszego?
Trochę gorzej Locke & Key wypada fabularnie, głównie dlatego, że można odnieść wrażenie, iż oglądamy w zasadzie dwie różne produkcje: o dzieciakach odkrywających swoje nadprzyrodzone dziedzictwo, testując klucze oraz próbując wyznaczyć własne zasady korzystania z nich, oraz o tych samych niedorosłych bohaterach rozwiązujących kryminalną tajemnicę śmierci trójki nastolatków i próbujących przechytrzyć Echo. W rezultacie każdy kolejny odcinek stanowi amalgamat owych dwóch pomysłów z dodatkiem retrospekcji oraz prób uporania się z żałobą po brutalnym zabójstwie ojca młodych Locke’ów. Te elementy niekoniecznie zostały ze sobą dobrze zgrane – zwłaszcza eksploracja świata kluczy dość często wydaje się spychać na dalszy plan wszelkie inne zagrożenia czy tajemnice, burząc klimat thrillera, a budując magiczny, aby zaraz potem burzyć go elementami thrillera i tak w kółko.
Rozczarowuje również nieco dość szybkie zapomnienie przez bohaterów o ich dojmującym poczuciu winy, żalu czy złości wywołanych żałobą – nowe miejsce podziałało na rodzeństwo Locke’ów nieco zbyt dobrze. Nie zmienia się to nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Kinsey nieco pomogła z poradzeniem sobie z własnymi emocjami (co, ogólnie rzecz ujmując, było posunięciem wyjątkowo głupim – gdybyście mieli podobnie magiczną okazję do „samopomocy” – nie róbcie tego). Pilot Locke & Key zapowiadał jednak nieco bardziej psychologicznie skomplikowaną narrację, co zdecydowanie wśród tego typu produkcji stanowiłoby miłą odmianą. Szkoda również, że bohaterowie – zwłaszcza ojciec naszego rodzeństwa – nie okazali się w większym stopniu przewidujący czy paranoiczni i nie przekazali swojemu potomstwu informacji o ich dziedzictwie. Albo przynajmniej zostawili im jakieś użyteczne wskazówki.
Drzwi są wszędzie
Pierwszy sezon Locke & Key to dobra rozrywka – nieco gotycka, nieco współczesna, z piękną scenografią i nieoczekiwanymi możliwościami dawanymi przez, wydawałoby się, tak codzienne przedmioty jak klucze. Finał może trochę niektórych rozczarować, jednak warto dać tej produkcji szansę. Tylko pamiętajcie, że ogląda się ją o wiele lepiej przez pryzmat powieści gotyckich niż jakichkolwiek innych.