Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry

-

Tłumy kochają El Presidente! Ten urok, zacna broda i ta charyzma! Ludność Tropico musi być szczęśliwa, miała co do garnka włożyć i gdzie pracować. To stało się moim najważniejszy celem. Jak dobrze, że wybory są  ustawione.
Dyktatora raz, poproszę

Seria Tropico należy do jednych z najstarszych serii gier strategicznych na rynku. Jej pierwsza odsłona pojawiła się w 2001 roku i oddawała w ręce graczy piękną, tropikalną wyspę pod kontrolą dyktatora, lecz nie byle jakiego! To sam El Presidente, postać, którą kojarzy większość fanów tego typu produkcji. Nie licząc krótkiego romansu z epoką piratów, wszystkie tytuły skupiają się na czasach bardziej współczesnych.

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry

Znów powracamy na karaibską wyspę, która ma stać się rajem dla naszych cudownych obywateli. Stawiamy drogi, budujemy domy i dbamy o dobre samopoczucie mieszkańców. Jako iż znajdujemy się pośrodku oceanu, kluczowy jest eksport. Tutaj ponownie tworzymy linie produkcyjne i kreujemy zaawansowaną gospodarkę, godną krajów wysokorozwiniętych. Przy okazji nie możemy zapominać, że obywatele nie tylko pracują, ale także lubią spędzać wolny w restauracjach, bądź operach.Aby nasze małe państewko mogło się rozwijać, muszą oni rozwijać także swoje kompetencje na uniwersytecie. Dzięki temu nie musimy ściągać z zagranicy wyszkolonego personelu, bo ten jest kosztowny.

Do tego przygrywa nam przecudowna muzyka w klimacie hiszpańskim, idealnie pasująca do Karaibów. Ścieżka dźwiękowa jest tak świetnie skomponowana i dobrana, że warto jej słuchać, nawet gdy akurat nie gramy.

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry

Postarano się także o nowości i drobne zmiany w rozgrywce. Podobnie jak w poprzedniej odsłonie, całą zabawę podzielono na cztery okresy historyczne. Zaczynamy jako kolonia brytyjska, po wywalczeniu niepodległości obserwujemy przebieg obu wojen światowych, następnie zimną wojnę, by dotrwać do czasów współczesnych. Każdy z etapów cechuje się swoimi prawami oraz obowiązkami, które należy wypełniać. O ile początkowo jesteśmy sługami Zjednoczonego Królestwa i jedyne, co musimy zapewniać, to towary eksportowe, tak w dalszym okresie na nasze barki spada powinność zarządzania każdym aspektem życia.

Jak się już zadomowicie w swoim tropikalnym świecie, to możecie zaszaleć i kazać piratom… ukraść Statuę Wolności, a następnie umieścić ją na  wyspie!

Krzywe zwierciadło totalitaryzmu

Tropico 6 jest pełna przerysowanych do granic możliwości postaci. Nasz doradca jest w nas wprost „zakochany” i przy każdej  okazji wychwala wspaniałość zdolności przywódczych jakie reprezentujemy, ewentualnie podsuwa nam pomysł sfałszowania wyborów, albowiem ludzie i tak nas kochają, ale po co ryzykować. Naczelnik armii przybiega z płaczem, bo znów śnił mu się koszmar, ale akurat ten nie dotyczył atakujących wyspę pingwinów, a problemów logistycznych, i błaga nas o kolejne biuro kierowców.

Na arenie międzynarodowej także mamy całą paletę niezwykłych charakterów. Ambasador Wielkiej Brytanii jest idealnym przykładem Brytyjczyka, podkreślającego potęgę Jej Królewskiej Mości oraz robi przerwę na herbatkę o odpowiedniej godzinie. Handlowiec z USA szuka każdej nadarzającej się okazji do zarobku, nawet jeśli ludzie mają głodować. Wszak liczy się dobry zysk i odpowiedni procent na koncie szwajcarskim.

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry

Jednak kimże byłby El Presidente bez polityki, edyktów i konstytucji? Tutaj gra daje nam szerokie pole do popisu i możemy na wiele sposobów wpływać na nasze małe państwo. Od bycia socjalistycznym liderem,udostępniającym samochody oraz mieszkania za darmo, po bezwzględnego kapitalistę, wyciskającego ostatniego grosza nawet z bezdomnego. W tych aspektach trafia się masa satyry oraz żartów,  niejednokrotnie przeplatających się z nawiązaniami do popkultury oraz historii.

Seria od Limbic Entertainment nigdy nie traktowała swojej tematyki zbyt poważnie i to w całej rozciągłości się nie zmieniło! I bardzo dobrze, bo jest to kluczowy element, bez którego El Presidente nie byłby sobą!

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry
Lata mijają, a El Presidente wciąż ten sam

To, co mnie zaskoczyło w  grze to fakt, że… niewiele się zmieniła. Ogrywałem każdy tytuł z tej serii i tak naprawdę, rozpoczynając przygodę w Tropico 6, poczułem się, jakbym wrócił z długich wakacji. Owszem, zaszły pewne zmiany interfejsu czy dodano nowe możliwości, ale wciąż jest to to samo, co widzieliśmy w poprzednich odsłonach.

Niestety niezmienna forma potrafi być także wadą. Próżno tu szukać większych nowości. Jedyne, co uznaje za powiew świeżości, to zatoka piratów, dająca wiele dodatkowych możliwości rabunkowych czy politycznych. Należy wspomnieć o postaci The Broker, który co jakiś czas oferuje nam różne towary w postaci odblokowanych badań czy poparcia konkretnych frakcji. Naturalne za piękne, zielone dolary.

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry

Budowanie dróg oraz ich ustawianie przysparza masę problemów, albowiem asfalt  wygina się bardziej niż tropikalne węże. Niejednokrotnie miałem kłopot ze stworzeniem prostego skrzyżowania, aby umieścić w przerwie między ulicami konkretne budynki.. Do tego ludność potrafi być niezwykle… irytująca. Ich potrzeby rosną do gigantycznych rang i wymagają sporych nakładów finansowych. Przez to gra staje się nieczytelna. Zapewniamy im pożywienie, pracę i dach nad głową, a mimo to poparcie leci na łeb na szyję.

Błędem, moim zdaniem, jest także zredukowanie roli naszego El Presidente. Co prawda dodano nowe możliwości doboru pewnych elementów kosmetycznych (kolorystykę oraz dekoracje pałacu), ale zabrano specjalne bonusy, jakie dawał dyktator, w postaci cech charakteru. W czwartej odsłonie było ich naprawdę sporo i wpływały bezpośrednio na rozgrywkę. Piąty tytuł serii umożliwia wykreowanie dynastii poprzez narodziny dzieci karaibskiego władcy, jednak ten system bardziej denerwował niż pomagał. Wygląd oraz zdolności naszego potomstwa były całkowicie losowe i trafiali się nie dość, że paskudni z wyglądu dziedzice, to do tego z  nieprzydatnymi bonusami lub wadami. W najnowszej odsłonie umiejętności jest tylko kilka i niewiele potrafią zmienić w kwestii zarządzania wyspą. A szkoda.

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry
Screen z gry
Jeśli nie wiesz, co wybrać, wybierz Tropico!

Tropico 6 to świetna i wciągająca strategia czasu rzeczywistego, która idealnie łączy elementy humorystyczne oraz zarządzanie rajską wyspą. Mamy tutaj rozbudowane kwestie ekonomiczne oraz masę gagów, które potrafią wywołać szeroki uśmiech na twarzy. Do tego przygrywa nam klimatyczna muzyka, Sprawiająca ogromną przyjemność!

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry

  • Spora dawka humoru,
  • Świetna muzyka!,
  • Wciągająca rozgrywka,
  • Duża liczba misji.

 

Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry

  • Zmniejszenie roli El Presidente,
  • Niewielka liczba zmian w porównaniu do poprzedniej odsłony,
  • Potrzeby mieszkańców bywają ciężkie do zrealizowania.

podsumowanie

Ocena
8

Komentarz

Dobrze, że El Presidente powrócił po latach! Wciąż należy go kochać i wielbić, bowiem na sercu leży mu dobro całego Tropico! A że czasem fałszuje wybory czy likwiduje opozycję, to nie umniejsza jego wspaniałości! 
Mateusz Zelek
Mateusz Zelek
Gdyby urodził się 65 milionów lat temu, to na pewno byłby dinozaurem. Ogromny fan prehistorycznych gadów i wszystkiego, co z nimi związane. Dziennikarz specjalizujący się w grach wideo i wiążący z nimi swoją zawodową przyszłość. Nie pogardzi także dobrą lekturą.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Dobrze, że El Presidente powrócił po latach! Wciąż należy go kochać i wielbić, bowiem na sercu leży mu dobro całego Tropico! A że czasem fałszuje wybory czy likwiduje opozycję, to nie umniejsza jego wspaniałości! Dobrze być dyktatorem na tropikalnej wyspie. „Tropico 6” – recenzja gry