Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Amerykański wampir 1976. Tom 9, w ramach współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Egmont.
Historia o amerykańskim wampirze kończyła się już dwa razy. Pierwsze pożegnanie odbyło się po trzydziestu czterech numerach, by rok później powrócić i trwać do 2015 roku. Ósmy tom miał wieńczyć tę sagę, ale w 2020 roku zaczęto pracę nad sequelem w formie miniserii. I to właśnie ona znajduje się w zbiorczym wydaniu zaserwowanym nam przez Egmont. Tom 9, ale czy ostatni? Jak się okazuje przy tym tytule, niczego nie możemy być pewni.
Dla kogo?
Myślę, że po komiks spokojnie sięgną czytelnicy znający wcześniejsze perypetie wampira. Ale treść jest tak skonstruowana, że można z albumem obcować bez uprzedniego kontaktu z serią. Ja bardzo mało pamiętam z poprzednich tomów i ucieszył mnie zabieg scenarzysty, który polega na przypominaniu niektórych wątków, postaci i okoliczności ich pojawiania się. Z drugiej strony myślę, że prawdziwi fani mogą poczuć się znużeni tymi kadrami, niewiele wnoszącymi do fabuły całości.
O czym?
Komiks ma być swego rodzaju domknięciem serii. Być może wynika to z tego, że tom ósmy Amerykańskiego Wampira pozostawił kilka kwestii niedokończonych. Z drugiej jednak strony, album opowiada swoją historię i tworzy spójną całość.
Główny bohater, Skinner Sweet, to wampir, który utracił swoją nieśmiertelność. Żyje sobie gdzieś z boku i nie chce mieszać się w sprawy innych. Jest bliski śmierci i planuje odejść z tego świata w dość spektakularny sposób. Niestety, na jego drodze pojawia się Pearl, oferując mu udział w jednej, ostatniej misji. Jeśli się powiedzie, Sweet w nagrodę odzyska nieśmiertelność i przywileje bycia wampirem. Jak możecie się domyślić, Skinner zgadza się i od tego momentu komiks zaczyna pędzić na łeb na szyję. Od bijatyki, po strzelaninę, napad na pociąg i pościgi samochodowe. Wartka akcja przeplatana jest wstawkami wyjaśniającymi/przypominającymi wydarzenia z poprzednich tomów. Dużo się tu dzieje, potwory pojawiają się szybko jak w grach typu tower defense, a główne postacie ledwo nadążają z ich uśmiercaniem.
Akcja komiku umiejscowiona jest w Ameryce, która szykuje się na uczczenie swojego dwustolecia. Scenarzysta maluje dość nieciekawy obraz tego jednego z największych krajów świata. Ogromna inflacja, niezadowoleni mieszkańcy, przepychanki polityczne – one stanowią tło dla wybryków nadnaturalnych postaci. Na wielu kadrach znajdziemy mnóstwo nawiązań do amerykańskiej kultury i historii: w pociągu podróżują cenne i unikatowe przedmioty, wśród nich znajduje się cylinder Lincolna i inne precjoza. Bohaterowie przemieszczają się samochodem Rockefellera, a gdzieś z tyłu powiewa flaga Betsy Ross. Tych smaczków znajdziemy znacznie więcej. Okładka przypomina stare plakaty filmowe z epoki, a rzecz utrzymana jest w klimacie westernu.
Czy ładnie?
Za oprawę graficzną Amerykańskiego Wampira odpowiada aż pięciu rysowników: Rafael Alburque, Tula Lotay, Francesco Francavilla i Lopez Ortiz. Trochę to czuć i widać. Niby wszyscy rysują podobnie, ale każdy posiada swoją specyficzną kreskę i używa innej palety barw. Całość jest jednak spójna i dobrze się ją ogląda. Bardzo podoba mi się sposób przedstawiania postaci – mocne i lekko kanciaste kreski, dużo tuszu i dynamiczne pozycje nadają bohaterom specyficznego sznytu i animuszu. Na wyróżnienie zasługują okładki poszczególnych zeszytów, ukryte wśród stron. Myślę, że każda mogłaby zostać wybrana na główną, chociaż ta prezentująca Skinnera Sweeta opartego o motocykl, jest genialna. Na końcu komiksu znajduje się króciutka, ale atrakcyjna galeria.
Wrażenia
Pomimo tego, że ten album bardzo podoba mi się wizualnie, to niestety fabuła niezbyt mnie porwała. Być może to efekt czasu, który minął od lektury ostatniego tomu i tego, że nie jestem ze wszystkimi wątkami na bieżąco. Ucieszyły mnie zatem krótkie przypomnienia różnych przeszłych zdarzeń. Ale to nadal nie to samo, co lektura serii w całości.
Niezbyt podobał mi się festiwal rozwałki i dorzucanie do niego coraz to nowych przeciwników. Akcja jest zbyt szybka, nie ma czasu na refleksję i porządne dokończenie wszystkich wątków. Niemniej historia głównego bohatera doczekała się godnego zwieńczenia i to jeden z niewielu pozytywów tego komiksu. Na szczęście moje rozczarowanie średnią historyjką wynagrodziły mi ilustracje. Strona wizualna to zdecydowanie najmocniejszy punkt Amerykańskiego wampira. Dodatkowo bardzo podobały mi się wszelkie smaczki dotyczące Stanów Zjednoczonych.
Podsumowując, to komiks dla zbieraczy chcących posiadać wszystkie tomy serii. W innym przypadku można spokojnie sobie go odpuścić.
Tytuł: Amerykański wampir 1976. Tom 9
Ilustracje: Rafael Albuqerque
Autor: Scott Snyder
Liczba stron: 264