Superbohaterowie opanowali nasz świat – wyskakują z lodówek, błąkają się po ekranach kin, czają się w telewizorach i komputerach, a nawet spoglądają na nas z plakatów. Niektórym ta ich wszechobecność zaczyna przeszkadzać, w końcu ile można wałkować ten sam temat. Natomiast inni połykają każdą nową historię o nich opowiadającą.
Amerykańska stacja The CW wykorzystuje pięć minut (to bardzo długie pięć minut) popularności superbohaterów i tworzy seriale opowiadające o ich perypetiach. Cieszą się one sporą popularnością. Dlaczego? Oto powody, które wpływają na to, iż Arrow, The Flash, Supergirl, Legends of Tomorrow i Black Lightning dostają zamówienia na kolejne sezony, a widzowie nie przestają o nich mówić.
Geek, nerd, czyli specjalista od popkultury
Umówmy się – siłą napędową seriali Arrowverse wcale nie są ich główni bohaterowie, choć ci oczywiście też się liczą, o tym jednak wspomnę później. Blask fleszy skupia się jednak na kimś zupełnie innym – na niczego nieświadomych osóbkach, które siedzą z głowami przy komputerach, liczą coś, szyfrują, naprawiają czy sprawdzają. Bez nich superbohaterowie byliby… niczym. Prawda jest bowiem taka, że każdej parze mięśni potrzebny jest mózg operacyjny. Wyobrażacie sobie Team Arrow bez Felicity? Albo Team Flash bez Cisco? A może Team Supergirl bez Winna? No dobrze, to ostatnie możemy w sumie skreślić, bo w nadchodzącym sezonie bohatera będzie jak na lekarstwo. Tak, najfajniejsza postać z Supergirl wyruszyła sobie w przyszłość i już nie zajmie się niesieniem pomocnej dłoni Karze… Zastąpił go inny myśliciel, ale Winn jest tylko jeden! Dobrze, że na posterunku zostali jeszcze Cisco i Felicity – może oni pocieszą nas po tym, jak Schott udał się na wakacje w przyszłość.
Rzucą jakimś odwołaniem do znanego wszystkim serialu czy filmu, wymyślą ciekawą ksywkę, będą pocieszni i pełni życia. Co do Querl Doxa – już niebawem przekonamy się, czy on także ma poczucie humoru. (Choć po obejrzeniu wcześniejszej odsłony, mam co do tego spore wątpliwości).
Nawiązania do popkultury
Skoro pojawiają się bohaterowie, którzy żyją i oddychają popkulturą, muszą być też i nawiązania do niej. A tych jest całkiem sporo. Jednak prym w żonglowaniu znanymi motywami i postaciami ze świata filmu, serialu, książki czy muzyki wiedzie produkcja Legends of Tomorrow. Ten serial opiera się na nawiązaniach do popkultury. Widzieliście epizod z Goerge’em Lucasem? Albo Elvisem? Albo ten z Palmerem, który był żywcem jak wyjęty z E.T.? Jedne z nawiązań są bardziej oczywiste, ale pojawia się sporo easter eggs, które odkryją tylko ci orientujący się w tematyce. A zabawa w odkrywaniu kolejnych połączeń z dziełami popkultury jest naprawdę przednia.
Protagoniści
Na początek wspomnę o jednej ważnej kwestii – nie mylmy głównych bohaterów z fabułą, która czasami (niektórzy zapewne powiedzą, że bardzo często) pozostawia wiele do życzenia. W końcu nie jest niczym nowym fakt, że dany superbohaterski serial skupia się na perypetiach odpowiedniej postaci (albo, jak w Legends of Tomorrow, grupki). I to dla niej zaczęliśmy oglądać daną produkcję. Czasami twórcy błądzą i serwują nam mało zjadliwe odcinki, które tak naprawdę nie powinny ujrzeć światła dziennego, jednak to nie zmienia faktu, iż nadal spore grono osób interesują dzieje konkretnego superbohatera. Jak Oliver poradzi sobie w więzieniu? Co tym razem czeka Legendy? Czy Supergirl znajdzie nowy obiekt uczuć, a Flash spędzi więcej czasu ze swoją córką z przyszłości? Bez głównych gwiazd show nie byłoby przecież całego przedstawienia, prawda?
Antagoniści
Główni bohaterowie głównymi bohaterami, ale nawet oni byliby nikim bez… Tak, bez swoich pomocników, zwłaszcza tych mądrych, o czym wspominałam już wcześniej. Ale przecież każdy protagonista potrzebuje jeszcze kogoś, z kim będzie walczył. Jak inaczej pokaże, że jest super, hiper i w ogóle cool? A The CW i twórcy Arrowverse czy Black Lightning umieją w tworzenie złoli.
Najzabawniejsze jest to, że tak po prawdzie widz powinien nienawidzić czarne charaktery, życzyć im wszystkiego, co najgorsze, i czekać na moment, kiedy im się podwinie noga. Powinien… ale. Problem polega na tym, że większość antagonistów podbija nasze serca. Nie są tylko sfiksowani na jednym – czynieniu zła i wprowadzaniu zamieszania.
Taki Leonard Snart – złodziej, który myśli, ma w głowie więcej oleju niż niejeden superbohater. Przechodzi sporą przemianę, najpierw był zły-zły, potem zły-ale-nie-do-końca, pomagał Flashowi, trafił do Legend. Zmienił się, ewoluował, a wraz z nim nasze uczucia. Moment, kiedy poświęcił się w imię wyższych celów był tym, który sprawił, że spore grono widzów nie mogło dojść do siebie. Na szczęście twórcy Arrowverse nie pozbawili nas jego obecności i pojawił się w kilku (bardzo dobrych) epizodach.
A Malcolm Merlyn? Ja wiem, dziwny, zły, zabił więcej osób niż można zliczyć. Ale jakże on walczy! Jak strzela! Jak daje w kość Oliverowi i jego ekipie! A przecież nie zawsze walczy przeciwko Green Arrow, czasem udaje im się znaleźć wspólny język i stanąć strzała w strzałę.
Kogo by tu jeszcze (lista jest taka długa, a mamy tak mało czasu!)… Damien Darhk! Przecież nie można zapomnieć o tym fanatyku z mocami, który nieźle dał się we znaki Zielonemu. A potem miał swoje cudowny moment w LOT, gdzie pokazał, że nie tylko zło mu w głowie.
I powiedzcie mi, jak tu nie lubić złoli?
Kobitki
Jakiś czas temu moja redakcyjna koleżanka popełniła artykuł „Mam dość tych kłamstw!” – Dlaczego nie lubię damskich postaci drugoplanowych w produkcjach superbohaterskich, w którym, jak sam tytuł wskazuje, pokazywała, iż płeć piękna nie ma dobrych momentów w produkcjach o herosach w lateksie. Ale czy aby na pewno? Oczywiście niektóre z nich, jak Iris czy Laurel, rzeczywiście wywołują w odbiorcy negatywne emocje i są po prostu źle napisane. Ale przecież w serialach The CW pojawiają się także i ciekawe kobitki, które tak bardzo lubimy.
Nikt nie powie, a przynajmniej niewiele osób, zawsze są jakieś wyjątki, że Caitlin Snow to bohaterka, jaka powinna zniknąć z The Flash. Jest urocza, kochana, troszczy się o swoich przyjaciół, a do tego często błyszczy swoją wiedzą. A że przy okazji ma jeszcze drugie oblicze, niebezpieczne, nieprzewidywalne i zabójcze, tym lepiej. Snow i Killer Frost to cudowne połączenie, ich relacje są naprawdę dobrze poprowadzone i mam nadzieję, że niebawem zobaczymy ich więcej.
A co z Sarą Lance? To ta ciekawsza z sióstr, która od jakiegoś czasu musi troszczyć się sama o siebie. Umie walczyć, ma dryg przywódczyni, nie boi się podejmować ciężkich decyzji. Przecież bez niej Legendy już dawno narobiłyby… więcej szkód niż zwykle.
Są jeszcze Lena Luthor i Anissa Pierce. Ta pierwsza stała się przyjaciółką Kary, choć z Supergirl przestała się dogadywać, do tego to kobieta sukcesu, starająca się odbudować nazwisko swojej rodziny. Wiemy, czym zawinili jej brat i matka, Lena nie chce kroczyć ich ścieżką. Oczywiście jest wielce prawdopodobne, że niebawem twórcy pokażą jej złą stronę, ale obecnie jeszcze nie przeszła na ciemną stronę mocy. Anissa z kolei to bardzo energiczna dziewczyna, która wie, co chce osiągnąć w życiu, i broni swoich przekonań. A swoje supermoce ma zamiar wykorzystać w służbie dobra, i całkiem sprawnie jej to idzie.
Crossovery
Chyba nikt nie zaprzeczy, że to crossovery są tymi najbardziej oczekiwanymi i lubianymi odcinkami, gdy mowa o superbohaterskich serialach The CW. Twórcy dokładnie wiedzą, co czynią, i potrafią wprowadzić do tych epizodów sporą dawkę akcji. Widz nic tylko z zapartym tchem siedzi i śledzi wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Niebawem, już w grudniu, czeka nas kolejny crossover, w którym ma się pojawić Batwoman. Oby i on był tak fascynujący jak ten z zeszłego roku (choć wątpię, czy coś pobije Crisis on Earth-X).
Constantine
Tak, dobrze widzicie, obecnie Constantine to jeden z powodów, dla których tak wielu widzów zaciera rączki na myśl o nowym sezonie LOT. Bohater pojawił się już wcześniej w epizodzie w Arrow, i był on BOSKI (mam na myśli odcinek, nie bohatera… Znaczy się… Ech, nic mi nie udowodnicie!), do tego poprzednia odsłona Legend także gościła tę interesującą personę i wyszło jej to tylko na dobre (odsłonie!). A teraz będzie go jeszcze więcej!!! Magia, demony, sarkazm i ten zniewalający akcent! Ten mariaż się udał i wzmógł ochotę na więcej.
Oczywiście można by jeszcze znaleźć kilka innych plusów seriali superbohaterskich The CW (jak choćby humor czy sceny walk), ale te wyżej wymienione są, według mnie, tymi najważniejszymi. Gotowi na kolejną dawkę emocji? Superbohaterowie wracają z całkiem nowym pakietem wyzwań!