Kto by pomyślał, że w mrocznym duecie Batmana i Jokera kiedykolwiek mogłaby nastąpić zamiana miejsc? Szaleniec z Arkham dba o dobro Gotham pokazując, że to jego bohater – Batman – jest zagrożeniem dla wszystkich wokół. A może to tylko zmyłka? Sean Murphy serwuje nam szalenie dobrą i odważną historię, której nigdy nie ujrzymy w oficjalnym kanonie.
Joker zdrowy na umyśle!
Nikt nie sądził, że tabletki zaczną działać, a tym bardziej tak, aby wyleczyć najbardziej szalonego złoczyńcę w Gotham. Ciężko uwierzyć, ale stało się – Joker wychodzi ze szpitala jako Jack Napier i rozpoczyna medialną walkę z Batmanem. U boku byłego więźnia Arkham staje nie kto inny, jak jego ukochana Harleen Quinzel. Nie bez przyczyny pada jej prawdziwe nazwisko, otóż ona również zdejmuje maskę. Wydawać by się mogło, że oboje stanęli po stronie prawości, a jednak osiągają swoje cele w różnoraki sposób. Na jaw wychodzi, jak ogromne koszty ponosi miasto za poczynania Wayne’a podczas zwalczania przestępczości, co odpycha od bohatera bardzo dużą część społeczeństwa. Dzięki temu wszystkiemu Napier zbiera coraz większe poparcie wśród ludzi…
Główną linią fabularną jest oczywiście relacja Mrocznego Rycerza z byłym Księciem Zbrodni, ale nie brakuje tu wątków pobocznych, związanych chociażby z Mr. Freezem i jego żoną, Robinem, czy drugą, niesamowicie zazdrosną, Harley Quinn. W komiksie dużo się dzieje i mimo tego, iż w historii przeplata się wiele postaci, to i tak wszystko łączy się w spójną całość.
Nowe oblicza
Zamaszysta i ostra kreska Murphy’ego nadaje dynamiki podczas akcji, ale również świetnie komponuje się z postacią Napiera walczącego wewnętrznie ze swoim szalonym obliczem, które przypomina o sobie co jakiś czas. Trzeba przyznać, że kreacja Batmana jest również na wysokim poziomie, tak dobrze naszkicowanego nigdy go chyba nie widziałam. Dało się zauważyć, jak emanuje rozgoryczeniem, złością i nienawiścią do Jacka. Ładnie prezentowała się też Harley, jako dojrzała i pewna swego kobieta.
Komiks jest czytelny i miło się to wszystko ogląda, potrafiłam w pewnych momentach zapatrzeć się na niektóre kadry. Pod względem graficznym tom trzyma wysoki poziom. Bardzo pasuje mi taki styl do ukazania klimatu historii, jak i samego miasta Gotham.
Sean Murphy pokazał nam tę chorą relację między głównymi bohaterami komiksu, gdzie jeden nie może istnieć bez drugiego. No bo z kim innym by walczyli? Cała ta szopka nie powstała dla dobra mieszkańców miasta, a po to, aby utrzeć nosa Batmanowi i wyjawić jego sekrety. W moim odczuciu wojna między „Białym” – bo tak ochrzcił się Joker – a Mrocznym Rycerzem trwała dość krótko (mimo że mowa była o niecałym roku) i koniec końców zeszła na drugi plan na rzecz jednej, wielkiej rozwałki, jaką zgotował im wspólny wróg.
Klasa sama w sobie
Mimo kilku potknięć w scenariuszu, trzeba przyznać, że jest to rewelacyjna lektura. Batman: Biały Rycerz wychodzi poza schematy i można ją uznać za jedną z najlepszych pozycji z DC Black Label. Jako człowiek, nigdy nie interesujący się tym uniwersum, a co dopiero głównym kanonem, jestem bardzo zaintrygowana dziełami tego wydawnictwa. Dla wszystkich, którzy nie lubią się wiązać z wielotomowymi opowieściami z DC, taki one shot może być idealnym rozwiązaniem.
Już niedługo ukazać ma się również sequel o tytule Curse of the White Knight. Co ciekawe, niekoniecznie można było się go spodziewać po takim zakończeniu historii, jakie zgotował nam Murphy w pierwszym tomie. Nie mniej jednak czekam już z niecierpliwością na kontynuację. Natomiast na ten moment pozostaje mi zachwycać się ukazaną do tej pory lekturą o Jacku Napierze.
Tytuł: Batman – Biały Rycerz
Autor: Sean Murphy
Liczba stron: 232
Wydawnictwo: Egmont