Czy nieśmiertelność jest faktycznie taka fascynująca? „Everlife. Wieczne życie” – recenzja książki

-

Gena Showalter, swego czasu, stworzyła niesamowitą serię o przygodach Alicji, ale nie w Krainie Czarów, a w okresie, w którym świat opanowały zombie. Dzięki niej zdobyła sporą popularność, a o sobie może przeczytać wiele pochlebnych opinii. Z większością nie potrafię zgodzić. Owszem, fabuła była ciekawa, jednak cała reszta… Straszna? Można tak to ująć. Brakowało wartkiej akcji, bohaterów, którzy wyróżnialiby się czymś szczególnym i jakiejś ogólnej głębi. Czy Everlife. Wieczne życie przyniosło choć odrobinę lepsze odczucia?

 

Życie wieczne

Kto, chociaż raz, nie marzył o tym, by żyć wiecznie, nigdy się nie zestarzeć i mieć do swojej dyspozycji tyle czasu, ile się tylko zapragnie? Ja chciałabym tego z całego serca, zwłaszcza dlatego, że dysponowałabym wtedy niezliczoną ilością czasu na czytanie ukochanych książek.

Tenley oraz Killian żyją w dwóch wrogich sobie krainach – Miriadzie oraz Trojce. Nigdy by im nie przeszło przez myśl, że połączy ich ogromne uczucie – takie, które potrafi nawet przenosić góry. Ale los lubi zaskakiwać i układać swoje własne scenariusze. Po swojej śmierci Ten wybrała życie w Trojce, dla jej mieszkańców prawo oraz sprawiedliwość są najważniejsze oraz od lat toczą oni wojnę z Miriadą – krainą, w której mrok przykrył dosłownie wszystko i emocje stoją wyżej niż logiczne myślenie. Kiedy dziewczyna spotyka na swej drodze Killiana, jedyne, co jest pewne, to to, że powinna go potraktować jak wroga. Jednak uczucie dosłownie zwala ją z nóg. Para ma ambitne plany – chce wprowadzić pokój pomiędzy zwaśnionymi krainami. Chociaż nie będzie to takie proste – młodych bohaterów czeka droga usłana bólem, cierpieniem, poświęceniem, ale również wiarą, że uda im się odnaleźć szczęście.

 

Światło ponad wszystko!

Dla mieszkającej w Trojce Ten to właśnie szczęście jest najważniejsze. W jej krainie panuje pewna zasada – im więcej ktoś czyni dobra, tym dana osoba bardziej lśni. A światło jest niezwykle ważne, bowiem pomaga zwalczyć mrok i cienie pełznące od strony Miriady. Dziewczyna od dawna marzy o tym, by zapewnić pokój i zakończyć wieloletnią wojnę, która zabrała jej wielu bliskich. Kiedy na swej drodze spotka Killiana, w pierwszej chwili nie przejdzie dziewczynie przez myśl, że będzie to jej przyszły ukochany. Ten jest gotowa poświęcić naprawdę wiele dla swej krainy i mieszkańców. Podobnie jak mężczyzna, chociaż w jego przypadku wygląda to zgoła inaczej – został doświadczony przez życie, nikt go nie kochał, stracił bliskich, a jedyne, czego go nauczono to fakt, iż o nic nie należy błagać, bo potem oprawca i tak uczyni co tylko będzie chciał. Bohater stał się istną maszyną do zabijania. Podczas lektury łatwo odczuć, ile Killian wycierpiał i jak źle wyglądało jego życie. Natomiast piękne było to, jak później Ten potrafiła poświęcić dla swojego mężczyzny naprawdę wiele. Kiedy zrozumiała, że nie wyobraża sobie bez niego dalszych dni, była gotowa oddać za Killiana życie. Niczym Romeo i Julia, chociaż może w trochę zbyt fantastycznej formie, zawalczyli w szczególności o samych siebie, o swoje wzajemne uczucie, a także o to, by ich przyszłość w końcu stała się usłana różami, a nie ich kolcami. Światło zwyciężyło!

 

Piękna okładka, a co w środku?

Osoby, które wszem i wobec określają siebie jako wzrokowców, raczej nie zdziwi opinia, że okładka Everlife jest śliczna i przykuwająca oko. Gdyby natrafić na tę powieść w księgarni, nawet całkiem przypadkiem, to jestem pewna, że większość czytelników, pognałaby w do kasy z nią w ramionach. Z tyłu oprawy można natrafić na dość zachęcający opis, dający jeszcze większe nadzieje, na to, że powieść będzie wciągająca. I nawet nie umniejsza tego fakt, że autorka stworzyła serię o Alicji walczącej z zombiakami, która niezbyt przypadła mi do gustu. No dobrze, w takim razie, co było w treści tej powieści? Otóż, z bólem serca, muszę przyznać, że nic ciekawego. Owszem, fabuła była intrygująca, chociaż motyw wiecznego życia występował już sporo razy w filmach czy książkach, chociażby w tych o istotach paranormalnych, takich jak wampiry czy też wilkołaki. Przyznaję, że podchodziłam do tej powieści niezwykle ostrożnie. Chciałam dać jej szansę, ale z drugiej strony miałam w pamięci spotkanie z serią o Alicji, która okazała się zwyczajną klapą. I już po pierwszych stronach wiedziałam, jak ocenię ten tytuł. Everlife okazało się nieco lepsze niż poprzednia seria tej autorki, ale nadal nie tak wspaniałe, bym nie mogła oderwać się od lektury i z miłą chęcią zarywała noce. Zdecydowanie nie. Pierwsze, co może zniechęcać do czytania, to ogromna ilość opisów, przez które czasem naprawdę trudno było przebrnąć. Szczególnie uciążliwe okazały się opisy emocji i uczuć Ten oraz tego, jak analizowała swoje decyzje.

Jeśli jesteśmy już przy tej bohaterce to czytelnik mógł odnieść wrażenie, że ma ona zbyt wysokie mniemanie o sobie, i od razu poczuć irytację. Zanim coś zrobiła, dość długo nad tym rozmyślała. Często miewała również tendencję do odchodzenia od meritum danej sytuacji, po czym sama siebie ganiła i twierdziła, że przecież nie ma czasu na zastanawianie się. Podziw wzbudzała jedna rzecz – dziewczyna za wszelką cenę chciała wprowadzić pokój pomiędzy Miriadą i Tojką i, żeby to uczynić, zdecydowała się na połączenie z Killianiem za pomocą specjalnej Sieci… Co miało dość opłakane skutki, które można było łatwo przewidzieć, zaś Ten odczuwała ogromne zaskoczenie.

Ciekawym pomysłem było osadzenie opiekunów mieszkańców Trojki w postaciach zwierząt. I tak, na przykład, Ten przypadł przesympatyczny, ale także bardzo odważny pitbulterier o zabawnym imieniu Krakers. Do interesujących elementów książki można zaliczyć na przykład mapkę Miriady czy mini słowniczek, dzięki którym czytelnik znacznie łatwiej mógł się połapać się we wszystkich bohaterach oraz w rozkładzie tego świata. Każdy rozdział rozpoczynał się od powiedzenia – czasem z Trojki, a czasem z Miriady – które ukazywały, jakie wartości w danym świecie były najważniejsze.

Na początkach niektórych fragmentów zostały umieszczone maile wymieniane między różnymi postaciami, z obydwu krain. Umożliwiały one jeszcze lepsze poznanie wydarzeń i to z perspektywy kilku stron, a nie jedynie głównych bohaterów.

Nie zabrakło także scen przyprawiających o dreszcze i pozostawiających pewnego rodzaju niesmak – na przykład kiedy skrzydlate potwory zanosiły swoje ofiary do wielkich gniazd, po czym pazurami przecinały ich klatki piersiowe i metodycznie zjadały organy.

Na plus można zaliczyć także pewien dość popularny zabieg – mianowicie pokazanie historii z perspektywy dwóch bohaterów. Gena Showalter postanowiła zastosować go również u siebie. Dzięki temu czytelnik miał okazję dosłownie „wejść w umysły” Ten oraz Killiana, poznać ich odczucia oraz motywy, jakimi kierowali się w danej sytuacji. Autorka nie pozostawianawet najmniejszego miejsca na domysły.

Odnośnie samej lektury mam mocno mieszane odczucia. Treść Everlife była zbytnio rozwleczona. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby skrócenie treści o co najmniej połowę, a pewnie naprawdę wiele by na tym zyskała. Czasem odnosiło się wrażenie, że napisano ją odrobinę na siłę, aby tylko powstało trochę więcej stron. Lekturę utrudniało mi, i to w znacznym stopniu, poprowadzenie fabuły w trzeciej osobie czasu teraźniejszego – zdecydowanie lepiej czyta się daną książkę, kiedy jest ona utrzymana w przeszłości.

 

Zaskakująca sytuacja

Pomijając fakt, iż przez większość lektury się nudziłam, były czasem sceny, które trzymały w napięciu i wywoływały dreszcz emocji. Do takich należała, między innymi, ta ukazująca ostateczną walkę pomiędzy zwaśnionymi krainami. Jednak pojawił się również fragment, który wprawiał w ogromne zdumienie i na próżno można było wypatrywać w nim jakiejkolwiek logiki. Chodzi tutaj o scenę pod Drzewem Życia w Wielu Końcach, kiedy Ten i Killian po raz kolejny się odnaleźli. Łatwo wyczuwało się, że otacza ich moc światła i radości, a także wszechpotężnej miłości. Postanowili, że będą uprawiać seks, kiedy wokół nich biegały potwory – skrzydlate istoty, goryle oraz małpająki. Takie zachowanie dziwi tym bardziej, że dziewczyna przez większość książki twierdziła, iż najważniejsze jest dla niej uratowanie rodziny, przyjaciół i innych mieszkańców Trojki. I nagle wszystko się zmienia, kiedy widzi swego ukochanego. Niespodziewanie, zwyczajnie zapomina o całym świecie, o tym, że się spieszyła i w pełni oddaje się mężczyźnie. Brakuje tu logiki i to bardzo.

 

Urzekająca historia?

Zabierając się za lekturę Everlife miałam dość spore oczekiwania, ale nie ze względu na poprzednią serię autorki, a ze względu na samą okładkę. Wyszłam z założenia, że skoro oprawa mnie zachwyca to i treść będzie co najmniej tak samo fascynująca. Tak się nie stało. Odnośnie samych bohaterów, to moją sympatię zyskali jedynie zwierzęcy opiekunowie – mieli w sobie sporo uroku, a i ich dialogi dodawały humoru tej dość ponurej historii. Głównych postaci  nie polubiłam wcale, jedyne, co u mnie wywoływali, to albo obojętność albo irytację.

Pomysł na osadzenie akcji w fantastycznym świecie, w którym można być nieśmiertelnym okazał się naprawdę świetny, ale gdzieś po drodze autorka jakby straciła wenę i pisała jedynie po to, by coś stworzyć. Tak, jak już wspominałam, lepszy skutek odniosłoby skrócenie treści co najmniej o połowę, a sama powieść stałaby się wtedy bardziej wciągająca i intrygująca. Nie pisałam o tym wcześniej, ale na korzyść Everlife przemawiają jeszcze potwory, które siały zamęt w Wiecznych Końcach – skrzydlate istoty, olbrzymie goryle i małpająki, mające dwie małpie głowy, przyczepione do ciała pająka. Jednak historia sama w sobie nie była za bardzo porywająca, nie odczuwało się swego rodzaju niepewności dotyczącej tego, co się wydarzy na następnej stronie.

Zdecydowanie nie polubiłam Geny Showalter, a z racji tego, że to już drugie podejście do niej – za twórczość tej pani raczej już nigdy się nie zabiorę. Jeśli ktoś lubi fantastykę, romans i przygodówkę w jednym to ta powieść jest wprost stworzona dla niego. Można tu odnaleźć świetną fabułę, dobrze zarysowane światy i ciekawych futrzanych bohaterów, zarówno tych pozytywnych, jak i antagonistów. Jednak ta książka ma także swoje wady – mdłych głównych protagonistów, zbyt dużo opisów, a także słabo wartką akcję. Abstrahując od tego, z pewnością Everlife znajdzie swoich oddanych fanów, ale ja się do nich nie zaliczam.

 

Czy nieśmiertelność jest faktycznie taka fascynująca? „Everlife. Wieczne życie” - recenzja książki

 

Tytuł: Everlife. Wieczne życie

Autor: Gena Showalter

Wydawnictwo: HarperCollins

Liczba stron: 464

ISBN: 978-83-276-3741-3

Paulina Korek
Paulina Korekhttp://zaczytanapanna.blogspot.com
Bez pamięci oddała się czytaniu książek. Zadowoli ją dosłownie każdy gatunek, byle tylko treść była wciągająca. Nie oznacza to wcale, że nie ma swoich ulubionych gatunków. Należą do nich: kryminały, thrillery, romanse, erotyki, horrory. Po skandynawskich autorów sięga już w ciemno. Oprócz literatury jej pasjami są także filmy, zwierzęta, podróże oraz odwiedzanie wszelkich wydarzeń z tym związanych. W przyszłości chciałaby napisać własną książkę.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu