Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Poszukiwany ukochany, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy wydawnictwu Albatros.
Należę do osób, które śmiało mogą siebie określić niepoprawnie romantycznymi. I w związku z tym, gdy ktoś zachwala książkę słowami, że to świetnie skonstruowany romans, to nie potrzebuję dodatkowej zachęty, by po nią sięgnąć. O Poszukiwanym ukochanym słyszałam dość niewiele, lecz wszystkie opinie były pozytywne. Dodatkowo spodobała mi się okładka: niezwykle subtelna i urocza. Stwierdziłam, że tak oprawiona historia nie może być zła. Jakże się myliłam…
One trzy i on jeden
Fabuła tej powieści jest banalnie prosta: opiera się na historii jednego mężczyzny i trzech kobiet, Jane, Mirandy, Siobhan i Josepha. Bohaterki umawiają się z ukochanym na uroczyste spotkania w Walentynki, lecz ten się nie zjawia na żadnym z nich. Dlaczego? Co się stało? Czy Joseph miał ukryty cel w spotkaniu się z nimi w jednym czasie? Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie? Jane to przyjaciółka Josepha, która poprosiła go, aby udawał jej chłopaka na pewnym przyjęciu. Miranda pracuje na wysokościach i czasem potrzebuje czegoś naprawdę przyziemnego zamiast ciągłej adrenaliny. Siobhan pragnie szczęścia jak inne kobiety. Która z nich podbije serce Josepha Cartera i zostanie z nim na dłużej? Czy w ogóle jest to możliwe?
Ciekawy pomysł na fabułę, ale…
Pomysł na Poszukiwanego ukochanego był naprawdę niezły, choć prosty. Jednocześnie ta historia ma coś takiego w sobie, że od samego początku intryguje i czytelnik odczuwa przemożną potrzebę poznawania dalszych losów głównych bohaterów (i czasem tych pobocznych też!). Autorka ma naprawdę lekkie pióro, więc nie do końca jest tak, że podczas lektury jakoś często zastanawiałam się nad tym, co w ogóle czytam. Zaczynając tę powieść, miałam co do niej naprawdę spore oczekiwania i może właśnie to mnie zgubiło.
Muszę też przyznać, że okładka Poszukiwanego ukochanego jest trochę myląca. Przywodzi ona na myśl historię romantyczną i może nawet wzruszającą. Zwyczajnie daje nadzieję, że okaże się to opowieścią o poszukiwaniu miłości i że nie będzie można się od niej oderwać. Odnośnie do tego ostatniego – w pewnym sensie tak się właśnie stało. Nie zmienia to faktu, że przez większość lektury koszmarnie się nudziłam. Sęk w tym, że w powieści praktycznie nic się nie dzieje. Historie poszczególnych dziewczyn zostały rozwleczone, co sprawiało, że miałam ochotę przekartkować książkę dalej albo wręcz ją odłożyć na bok, aby poczekała na inny czas. Mam wrażenie, że właśnie taki schemat konstrukcji fabuły, iż przez większość lektury jest nudno, a dopiero pod koniec historii coś zaczyna się dziać, to już jest coś, co charakteryzuje twórczość Beth O’Leary. Miałam okazję czytać jej W drogę! i tam było dokładnie tak samo.
Czy da się tu kogoś lubić?
Ciekawym elementem Poszukiwanego ukochanego było to, że autorka zdecydowała się oddać głos całej czwórce protagonistów: Siobhan, Mirandzie oraz Jane, a na samym końcu także i Josephowi. Dzięki temu czytelnikowi łatwiej zrozumieć motywy postępowania dziewczyn, a przecież to właśnie one miały największy wpływ na przebieg tej powieści. Czy którąś z nich polubiłam? Chyba najbardziej Siobhan, wydała mi się najbardziej życiowa, sympatyczna i jej historia najbardziej mnie wciągnęła. Josepha za to przez większość lektury odbierałam jako okropnego faceta, który zabawia się czyimiś uczuciami i nie zważa zupełnie na to, czy kogoś rani. Nie potrafiłam zapałać do niego cieplejszymi uczuciami. Czy zmieniło się to pod koniec lektury? Może trochę, ale nadal uważam, że postępował mocno egoistycznie i że tak naprawdę żadna z nich nie liczyła się dla niego jakoś mocno.
Istna tortura
Dla mnie ta książka okazała się torturą. Jeszcze z początku miałam nadzieję, iż się rozkręci, tłumaczyłam sobie, że może akurat tej historii trzeba dać czas, aby fabuła wciągnęła. W tym przypadku jednak zadziała inna zasada: im dalej w lekturę tym coraz gorzej. Gdy byłam w połowie powieści, przeczytałam w pewnej recenzji, że jak dotrze się w do pewnego plot twistu, to potem już pójdzie z górki i nie będę mogła wyjść ze zdumienia. Otóż muszę was rozczarować: nic takiego nie miało miejsca. W moim odczuciu była to kolejna scena, wydarzenie z życia dziewczyn, a nie coś, co wbijało w fotel.
Postanowiłam jednak przeczytać tę historię do końca, szczerze zainteresowana tym, jak się to wszystko ułoży poszczególnym postaciom. I tu czekało mnie kolejne rozczarowanie: ostatnie sceny okazały się zbyt przewidywalne. W niektórych opiniach można znaleźć stwierdzenie, że jest to wzruszająca historia, ktoś na niej płakał tak mocno, jak dawno na żadnej innej powieści. Ja może bym i uroniła chociaż jedną łzę, ale raczej wyłącznie w trakcie ZNP.
Warto czytać?
Naprawdę ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. W moim odczuciu była to jedna z gorszych książek, jakie czytałam. Z drugiej strony, ile ludzi tyle opinii. Prostym przykładem może być Kirke Madeline Miller, która u mnie należy do książek, jakich nie zdołałam skończyć. Tam działo się mniej niż tutaj i także do lektury zachęciła mnie przepiękna okładka. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest ogrom ludzi, którzy Poszukiwanym ukochanym się wręcz zachwycają. Dlatego każdy powinien sam sprawdzić, czy to lektura dla niego. Dla mnie jest to niestety rozczarowanie roku 2023.
Podsumowanie
Poszukiwany ukochany miała być powieścią romantyczną i uroczą, a niekiedy wzruszającą. Okazała się jednak nudna, a to, co miało zaskakiwać, sprawiło, że jeszcze bardziej pożałowałam, że skusiłam się po tę lekturę. Mam wrażenie, że z autorką już się raczej nie polubię, każda jej książka, jaką miałam okazję poznawać, okazywała się niewypałem. Jeżeli szukacie lektury, na której będziecie mogli się pośmiać, ale także trochę powzruszać to nie sięgajcie po Beth O’Leary. Jedyną zaletą tych książek są ich oprawy graficzne, naprawdę piękne i rzucające się od razu w oko.
Tytuł: Poszukiwany ukochany
Autor: Beth O’Leary
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 978-83-6751-274-9