Jeśli wychowywaliście się w latach 90. XX wieku, albo mieliście wtedy kontakt z dziećmi, pewnie kojarzycie pewnego chudego okularnika w biało-czerwonej koszuli i niebieskich spodniach. „Gdzie jest Wally?” pytali wtedy zarówno czytelnicy kolorowych książeczek, jak i widzowie krótkiego serialu animowanego, wytężając wzrok i szukając bohatera w dzikim, chaotycznym tłumie. Jeśli tęskniliście za tym rodzajem rozrywki, powinniście zainteresować się grą Crime O’Clock!
Detektywistyczne podróże w czasie i przestrzeni
W Crime O’Clock gracz wciela się w postać detektywa i podejmuje się rozwiązania zagadek kryminalnych mających miejsce w różnych miejscach i epokach. Cofając się w czasie, próbuje dotrzeć do „źródła” przestępstwa i tak zmienić linię czasową, by do niego nigdy nie doszło. Pomocą wiernie służy sztuczna inteligencja EVE, która nie tylko asystuje w analizie śladów, ale też dostarcza pewien fabularny kontekst dla kolejnych śledztw. Dość szybko okazuje się bowiem, że zwiększona przestępczość ma związek z nadprzyrodzonymi siłami, swego rodzaju demonami, negatywnie wpływającymi na moralność obywateli miejsc odwiedzanych w ramach rozgrywki.
Mechanika
Crime O’Clock to gra, do której obsługi wystarczy myszka. Przybliżając i oddalając ekran, przeczesując go piksel do pikselu, przyjdzie nam szukać wskazówek umożliwiających rozwiązanie zagadki. Cele, których poszukujemy, są klarownie sprecyzowane i zawsze widoczne w lewym górnym rogu ekranu. Po znalezieniu odpowiedniego elementu czy osoby, EVE poinformuje nas, co powinniśmy zrobić jako następne. Sztuczna inteligencja zabierze nas do odpowiedniego momentu w czasie lub prosto do jednej z logicznych minigierek, za których pomocą przeanalizujemy zebrane dowody. Później powrócimy do przeczesywania mapy w poszukiwaniu kolejnych wskazówek, i tak dalej, aż do momentu ujęcia złoczyńcy. Jeśli ten opis brzmi nieco chaotycznie, nie zrażajcie się – w te mechaniki wprowadza nas krótka misja treningowa, z której dowiemy się wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć.
Wcześniej wspomniałam o podróżach w czasie i przestrzeni. Crime O’Clock oferuje kilka poziomów czy też plansz, których każdy zakamarek przyjdzie nam zwiedzić. Zanim zdążymy się więc znudzić startową mapą, EVE zabiera nas do kolejnej: nowe czasy, nowe miejsca, nowe postaci, nowe problemy… Tylko chaos wciąż bez zmian. ?
Frajda z gry
Za grami logicznymi przepadam – to zaznaczę na wstępie. Za grami w poszukiwanie szczegółów – w sumie również, chociaż czasami nie dostrzegam przysłowiowego słonia w pokoju, skupiając się na drobiazgach. Do Crime O’Clock podchodziłam więc z entuzjazmem, który niestety z czasem znacząco opadł z powodu kiepskiego tempa rozgrywki.
W tutorialu EVE prowadziła mnie za rękę. Po każdej znalezionej poszlace gra na chwilę się pauzowała, sztuczna inteligencja informowała mnie o wadze moje znaleziska oraz tym, co powinnam zrobić teraz… A wszystko to za pomocą tekstu, który pojawia się na ekranie literka po literce, jak w powerpointowej prezentacji. Animację można przyspieszyć, klikając przycisk myszy, co nieco ratuje sytuację. Niestety, monologi EVE są okrutnie długie, ponieważ twórcy próbują przez nie nie tylko przybliżyć historię czy tło fabularne, ale też nadać „detektywistycznego klimatu” i przy okazji wprowadzić nas w nowe mechaniki. Wypowiedzi są też przy okazji nudne, ponieważ gracz pozostaje w ich trakcie niemy. Monologi czasami sugerują, że sztuczna inteligencja słucha jakiejś wypowiedzi detektywa, w którego się wcielamy, ale tak naprawdę nie mamy wpływu na żadną z tych rozmów. Po prostu czytamy, przyspieszamy tempo, klikając (a przynajmniej ja przyspieszałam, bo brakowało mi cierpliwości), i czekamy na okazję po powrotu do aktywnej gry.
Niestety, Crime O’Clock cierpi nie tylko z powodu kiepskiego tempa rozgrywki. Męczące bywa także poszukiwanie poszlak, ponieważ wskazówki, które otrzymujemy od EVE, często są bardzo ogólne, przez co nie sposób znaleźć dokładnie tego, czego potrzebujemy. Otrzymujemy do dyspozycji trzy podpowiedzi mające ułatwić przeczesywanie mapy, te z kolei zwykle są wręcz za bezpośrednie i oczywiste. Gra ma więc pewien problem z balansem.
Powodem mojej frustracji okazała się też, niestety, mechanika podróży w czasie. Każda z rozwiązywanych spraw ma do dyspozycji dziesięć „punktów czasowych”. Są to swego rodzaju stopklatki, pomiędzy którymi jest kilka-kilkanaście minut różnicy. Po pierwsze, ogromnie żałuję, że między tymi punktami nie możemy się swobodnie przemieszczać. To EVE decyduje, kiedy przeskoczymy do innego momentu w czasie i do którego dokładnie. Czasami więc, zamiast śledzić drogę jakiejś postaci krok po kroku, jesteśmy zmuszeni do cofnięcia się o sześć kroków naraz, kiedy to poszukiwany może znajdować się dosłownie wszędzie, choćby i po drugiej stronie mapy. Po drugie, gra nie zawsze jasno komunikuje, co mogło wydarzyć się pomiędzy poszczególnymi punktami czasowymi. W jednym z pierwszych poziomów podążałam śladem podejrzanego, który nieoczekiwanie – dosłownie pomiędzy dwiema sąsiadującymi ze sobą stopklatkami – przemieścił się na znaczną odległość. Okazało się, że w tej rzeczywistości istnieją portale umożliwiające teleportację. Szkoda, że dowiedziałam się o tym dopiero po sytuacji, w której empirycznie przekonałam się o ich obecności.
Żeby nie było, że Crime O’Clock to tylko mechaniczne buble: podobały mi się minigry. Są miłą odskocznią od statycznych sekwencji poszukiwania przysłowiowej igły w stogu siana. Choć zwykle nikt nie mówi, co konkretnie powinniśmy zrobić w ramach danej gierki, pozostają one na tyle nieskomplikowane, że podążając za intuicją, da się rozwiązać te nieduże zagadki.
Aspekty audiowizualne
Crime O’Clock wyróżnia się przyjemną dla oka oprawą graficzną. Projekty map, na których szukamy poszlak i podejrzanych, wyglądają estetycznie, a twórcy nie stronili w nich od easter eggów nawiązujących do znanych dzieł popkultury i nie tylko, na przykład Ricka i Morty’ego, Aladyna, logotypu przeglądarki internetowej Firefox czy… biblijnej Ostatniej Wieczerzy. Tego typu smaczki wywoływały u mnie szeroki uśmiech, uprzyjemniając monotonne czasem przeczesywanie mapy w poszukiwaniu szczegółów niezbędnych do dalszych postępów w śledztwie. Oprawa muzyczna wypada poprawnie, jest przyjemna dla ucha, choć raczej niezapamiętywalna.
Podsumowanie
Crime O’Clock trochę mnie zawiodło. Owszem, dostałam grę nawiązującą do kojarzącego mi się z dzieciństwem Gdzie jest Wally?, ale tempo rozgrywki okazało się zdecydowanie zbyt wolne. Przygotowana przez twórców fabuła absolutnie mnie nie interesowała, po części dlatego, że trudno było mi ją śledzić, ponieważ kolejne istotne dla jej rozwoju fragmenty pojawiały się bardzo rzadko, ginąc wśród długich monologów wygłaszanych przez EVE. Przyjemna dla oka oprawa graficzna oraz minigry urozmaicające rozgrywkę to niestety za mało, bym mogła polecić tę grę bez żadnych zastrzeżeń. Jeśli jednak wymienione przeze mnie mankamenty nie stanowią dla was problemu, a mielibyście ochotę na zabawę w szukanie igły w stogu siana – dajcie Crime O’Clock szansę.
- Oprawa graficzna i easter eggi,
- pomysł na grę nawiązujący do Gdzie jest Wally?,
- Minigry.
- Wolne tempo gry,
- Mało angażująca, bo bardzo powoli serwowana, fabuła,
- Słabo wykorzystany potencjał mechaniki podróżowania w czasie,
- Brak polskiej wersji językowej.
Do przygotowania recenzji otrzymaliśmy kopię gry od https://keymailer.com