Ostatnio, zarówno w świecie literackim, jak i filmowym, popularne są retellingi znanych i lubianych tytułów. Tym razem (kolejny już raz) na warsztat wzięto baśń o Jasiu i Małgosi i przerobiono na gotycki horror dla dorosłych. Czy to mogło się udać? Przeczytajcie.
Oryginalna historia opowiada o dwójce dzieci, które pozostawione w lesie przez macochę docierają do chatki zbudowanej z chleba i ciastek. To domek złej czarownicy. Wiedźma postanawia utuczyć dzieciaki, a potem je zjeść. Jak w przypadku większości baśni braci Grimm, także i tej bliżej do historii grozy (w dodatku o kanibalizmie) niż do klasycznych powieści czytanych dzieciom do snu. Wydawałoby się, że mamy już gotowy scenariusz na horror, bo w końcu co może być mroczniejszego od pożerania słodkich maluchów. A jednak nowa adaptacja autorstwa Oza Perkinsa (Zło we mnie) nie powala ani treścią, ani wykonaniem. Pozostawia jedynie niedosyt i wrażenie niespełnionej obietnicy.
Początek w dobrym klimacie
Opowieść rozpoczyna się naprawdę dobrze. Nastoletnia Małgosia i kilkuletni Jaś zostają zmuszeni do opuszczenia rodzinnego domu. Nie mają ojca, a matka popada w coraz większy obłęd. W kraju panuje klęska żywiołowa, więc ludzie za jakiekolwiek jedzenie są w stanie popełnić najgorsze zbrodnie. Rodzeństwo zaczyna wędrówkę po ciemnym i mglistym lesie, który zdaje się skrywać niebezpieczne sekrety. Jest mrocznie, a atmosfera gęstnieje z każdą minutą. Po kilku dniach tułaczki, głodni i przemarznięci, bohaterowie trafiają do samotnej chatki zamieszkałej przez starszą kobietę. Urzeczeni ilością jedzenia, jakie oferuje im nieznajoma, nie zważają na nic i zostają u niej na dłużej.
Niestety to tyle, nic więcej oprócz dobrego początku nie dostaniemy od nowej produkcji Perkinsa. Jak dla mnie, po kilkunastu minutach można już zakończyć seans. Nie będzie strasznie, nie będzie też jakiegokolwiek sensu w opowieści. Twórcy stwierdzili, że lepiej będzie pododawać do scenariusza różne sceny, które nie dość, iż nie pasują do całej historii, to jeszcze psują klimat grozy. W opowieści pojawiają się niepotrzebne postacie, jak chociażby myśliwy i jakiś dziwny wampir (chyba, wątek ten nie został wytłumaczony), oraz bezsensowne wydarzenia, na przykład narkotyczna jazda po grzybkach halucynkach.
A Jaś tylko chrząka jak świnka
Reżyser szybko pokazuje, dlaczego zdecydował się na zmianę kolejności imion w tytule. To Małgosia gra przysłowiowe pierwsze skrzypce. Myślę, że spokojnie można nawet napisać, że jest to produkcja z wyraźnym motywem feministycznym. Brata Małgosi przedstawiono jako typowego maminsynka, bez charakteru, którym tylko ciągle trzeba się opiekować. Takie irytujące dziecko, przeszkadzające swojej siostrze rozwinąć skrzydła.
Z jednej strony jako kobieta doceniam to, że Oz Perkins postawił w swojej produkcji na silny damski charakter, przedstawiając samą baśń z innej perspektywy, jednak z drugiej zapomniał w tym wszystkim o konwencji horroru i sensownym scenariuszu. Małgosia i Jaś to w większości historia o dorastaniu, szukaniu własnej drogi w niezbyt przyjaznym świecie, a także psychologiczna rozgrywka toczona przez te trzy główne postacie —rodzeństwa i złej czarownicy. Tylko że wszystko to jakieś średnio przemyślane.
Tempo jest najgorsze…
Uważam się za dość cierpliwego widza. Nie oczekuję od każdego filmu nie wiadomo jak pędzącej akcji czy niesamowitych twistów fabularnych. Jednak w Małgosi i Jasiu fabuła wlokła się niemiłosiernie. Oz Perkins trochę pododawał i pozmieniał oryginalny zamysł baśni braci Grimm, ale w rezultacie rozwlekł akcję tak, że czasem trudno powstrzymać się od ziewania. Na pewno kojarzycie to uczucie — myślicie, że minęło pół godziny, patrzycie na zegarek, a tam dopiero przeszło pięć minut. Chociaż produkcja ta trwa niespełna półtorej godziny, to jednak jest ciężka do przełknięcia. Całość bywa momentami niestety tak bardzo niezajmująca, że potrzeba dużo pokładów silnej woli, aby dotrwać do końca.
Dobra, dam jednak dwa plusy!
Żeby nie było, że jestem taka bardzo anty nowy film Perkisa, wszędzie (nawet tutaj) staram się znaleźć dobre strony. W Małgosi i Jasiu na rewelacyjnie wysokim poziomie stoi cała oprawa audiowizualna. Zarówno kolorystyka, oświetlenie, a także ujęcia kamery, czy nawet kostiumy i charakteryzacja, wzbudzają zarówno zachwyt, jak i niepokój. Doskonała jest również muzyka, która utrzymuje baśniowo-przerażający klimat. No i oczywiście muszę wspomnieć o głównej bohaterce: Alice Krige. Młoda aktorka doskonale dawała sobie radę. Odniosłam jednak wrażenie, że jej talent nie został do końca wykorzystany.
Generalnie z tym filmem jest jeden podstawowy problem. Pierwsze minuty wywołują u widza niepokój i dyskomfort. Ostatnie — jedynie obojętność. Sam finał to już całkowite nieporozumienie. Kolejny bardzo dobry przykład obrazu, w którym forma góruje nad treścią, fabułą i sensem.
Jeśli jednak nie zniechęciła cię moja recenzja i sam masz ochotę wyrobić sobie swoje własne zdanie (do czego zawsze zachęcam), to dystrybucją wyżej wymienionego tytułu zajmuje się Monolith Polska.
Tytuł oryginalny: Gretel & Hansel
Reżyseria: Oz Perkins
Rok światowej premiery: 2020
Czas trwania: 1 godzina 27 minut