Z dodatkami do serii bywa różnie: czasem są udanym dopełnieniem całej historii, wyjaśniają wszystkie wątpliwości czytelnika i, co najważniejsze, przedłużają przebywanie z ulubionymi bohaterami. Niekiedy wyraźnie widać, że są one stworzone na siłę, przedłużaniem na siłę cyklu i tak zwanym skokiem na kasę. W przypadku braci Slater tom 4,5 okazał się idealnym uzupełnieniem przygód Branny i jej bliskich, pokazał też, co działo się dalej w życiu tej walecznej kobiety i jak wyglądało jej codzienność po ślubie.
Żyli długo i szczęśliwie?
Branna przeżyła w swoim życiu dramatyczne chwile, kiedy to Duży Phil ją porwał i torturował. Obecnie może już swobodnie cieszyć się z bycia żoną, a niedługo również matką. Jedynym jej zmartwieniem są sprzeczki z mężem, który pragnie mieć aż pięcioro dzieci. Ryder zaś cieszy się z przyszłego ojcostwa i nie potrafi przestać snuć planów na temat wielkości swej ukochanej rodziny. Jednak potrwa to tylko do czasu, gdy nad wszystkimi zawiśnie pewna groźba. Kiedy małżonkowie w końcu wyjadą na wymarzony miesiąc miodowy, szybko zamieni się on w istny koszmar. Czy obojgu uda się wyjść cało z kolejnego starcia o życie?
Powrót do ulubionych bohaterów
Autorce po raz kolejny udało się stworzyć wciągającą historię, chociaż z pewnością w mniejszym stopniu niż miało to miejsce w przypadku tomu czwartego. Utrzymała ona swoich bohaterów w takich samych zarysach, znów sprawiali, że całą opowieść wręcz się pochłaniało, chociaż liczy jedynie niecałe dwieście stron. Znów każda postać wyróżniała się spośród pozostałych czymś charakterystycznym i indywidualnym, ponownie również zabrakło antagonistów. Nie pojawił się nikt, kogo bym znienawidziła, wręcz przeciwnie, wszystkich pokochałam na nowo.
Jedna rysa na szkle…
Pomimo tego, że historię czytało się znów przyjemnie, szybko oraz płynnie, to pojawiły się ponownie pewne wady. Podobnie jak w przypadku tomu czwartego, tak i tutaj nagromadziło się sporo błędów, które dość skutecznie utrudniały mi lekturę. Literówki, przestawienia liter w wyrazie czy też zła końcówka fleksyjna – to wszystko sprawiało, że do pewnego stopnia odechciewało mi się czytać dalej. Ale z jednego ważnego powodu brnęłam w całą historię coraz dalej – blurba. Przeczytawszy, iż główna para będzie musiała znów zmagać się z jakimiś problemami i poważnym wrogiem, z którym wcześniej nie mieli do czynienia, stwierdziłam, że książka po raz kolejny będzie mnie trzymać w napięciu i nie będę mogła się od niej oderwać. I do pewnego stopnia tak było, ale… Tak, zawsze musi być jakieś ale. W tym przypadku jest ono dość poważne. Mianowicie, łatwo się domyślić, że cała fabuła będzie się rozwijać szybko, bowiem to tylko część uzupełniająca i mało obszerna, więc z wielkim zniecierpliwieniem czekałam aż w końcu nastąpi TEN wyczekiwany moment. A potem… Poczułam ogromne rozczarowanie, może dlatego, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego. To, co autorka postanowiła stworzyć, też do pewnego stopnia zapierało dech w piersiach i wywoływało szybsze bicie serca, ale emocje te pojawiały się jedynie w pięćdziesięciu procentach. Na pewno nie były to tak dramatyczne sceny, jakie miały miejsce w poprzednim tomie.
Seks? Tak, wszędzie!
Może z tym wszędzie to lekka przesada, bowiem w tej części był on uprawiany jedynie w sypialni. Bardzo dobrze, że autorka znów postanowiła sceny łóżkowe umieścić jako tło całej historii, a skupić się na ważniejszych rzeczach. Na przykład na tym, jak Ryder dba o Brannę i jak wspólnie oczekują przyjścia na świat ich pierwszego dziecka. L. A. Casey pokazała, że można napisać dobry erotyk bez seksu na co drugiej stronie.
Podsumowanie
Branna to idealne wręcz uzupełnienie poprzedniego tomu. Ukazuje, jak Branna i Ryder w końcu tworzą zgrany i pełen miłości związek małżeński i jak nie mogą się doczekać dziecka. Jednak nawet podczas miesiąca miodowego może wydarzyć się coś dramatycznego, co wywróci ich życie do góry nogami. Myślę, że warto ten tytuł przeczytać, zwłaszcza jeśli się jest fanem serii o Braciach Slater!
Tytuł: Branna
Autor: L. A. Casey
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 176
ISBN: 978-83-66134-09-6