Cel jest jeden. „Piekielny raj” – recenzja mangi, tom 12

-

Jeśli Gabimaru i reszta nic nie zrobią, wszyscy mieszkańcy kraju Wa umrą – Rien nie zamierza się cofnąć ani o krok przed zrealizowaniem swojego planu, a ścielące się po drodze trupy nie robią na nim najmniejszego wrażenia. Pozostałych Tensenów od dawna traktował bardziej jak środki do celu niż towarzyszy czy rodzeństwo. Dlaczego tak jest, po części odpowiada przedostatni tom Piekielnego raju Yūjiego Kaku.
Nie poddać się do końca

Starcie z Shiją nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza dla już zmęczonego już na tym etapie historii Gabimaru. Pod koniec poprzedniego tomu, shinobi z Wioski Ukrytego Kamienia próbował wszystkich znanych sobie sztuczek, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, odzyskać albo noszony przez głównego bohatera przydomek, albo zmusić go do powrotu na drogę bezwzględnego, pozbawionego emocji zabijania. Jednak obrana przez Shija ścieżka okazuje się nietrafiona – wszystkie zaczepki zamiast osłabić ducha walki, tylko pomagają Gabimaru odnaleźć wewnętrzną równowagę, wzmocnić własne tao i dalej dążyć do celu. W tym samym czasie dotychczas rozszalały Pangu, złączony z Zhu Jinem, zaczyna odczuwać wpływ skoordynowanego ataku bohaterów – pozostało jedynie zlikwidować ostatni, główny tandem. To zadanie przypadło przybyłemu niedawno na wyspę nie bardzo wyrywającego się do czegokolwiek Asaemonowi. Jikka, chociaż kreuje się na rozwiązłego lekkoducha, posiada zdolność równie niecodzienną jak te Gabimaru czy Shugena – do tego upiornie skuteczną. Uporanie się jednak z wielką rośliną, wysysającą ze wszystkich i wszystkiego tan, nie oznacza końca kłopotów – nie wówczas, gdy owładnięty do granic obsesji Rien nie zawaha się przed niczym, aby – no właśnie – wskrzesić Jofuku, mistrza, który poniekąd stanowił źródło tego, co działo się na wyspie. To zresztą nie jedyna rewelacja, jaka czeka na nas w tym tomie Piekielnego raju.

Finał tuż-tuż

Przedostatnie tomy serii mają, fabularnie, dość istotną funkcję: muszą przygotować czytelników do nadchodzącego finału – rozstawić już nie pionki, a figury. Dlatego dotychczas otwarte wątki trzeba albo zamknąć, albo chociaż przymknąć, aby zostawić miejsce oraz przestrzeń na najważniejsze, kulminacyjne wydarzenia. W wypadku Piekielnego raju bohaterowie musieli zatem doprowadzić do końca atak na zjednoczonego z Zhu Jinem Pangu, eliminując jego pięć tandenów. Tutaj, w końcu, możemy poznać zdolności Jikki, tajemniczego, leniwego Asaemona, który nie wyrywa sobie zanadto rękawów ani na tej wyprawie, ani w ogóle. Przez życie idzie po linii najmniejszego oporu co, jak się ostatecznie okazało, przekłada się nie tylko na jego podejście do wypełnienia obowiązków. To, swoją drogą, najciekawszy wśród katów i aż szkoda, że tak długo Kaku nie zdecydował się wprowadzić go do głównej akcji, zdecydowanie mógłby namieszać w nieco bardziej interesujący sposób niż robi to oddany feudalnemu panu Shugen. Pozostaje mieć nadzieję, że dla tego bohatera mangaka przewidział jeszcze jakąś istotniejszą rolę, w końcu Jikka zaczął snuć plan wspięcia się wyżej w hierarchii Asaemonów i zapewnienia sobie lepszej (wygodniejszej, leniwszej) przyszłości.

Inną kwestią, którą Kaku musiał dopiąć przed finałowym tomem, była sprawa geninów przybyłych na wyspę z misją zabicia Gabimaru – groźnych, lekceważących swoje życie oraz niebezpieczeństwo wojowników dążących tylko do jednego: wypełnienia celu. I, rzeczywiście, tak właśnie się dzieje, i to już w otwierającym tom rozdziale. Muszę również przyznać, że Kaku się tutaj za grosz nie popisał, właściwie wybrał najprostsze i najwygodniejsze dla siebie rozwiązanie, któremu zabrakło polotu, fantazji czy jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego. Właściwie całe nabudowanie tego wątku, wcześniejsze postępowanie geninów, ich oddanie misji zabicia najlepszego pośród nich – wszystko to moglibyśmy równie dobrze wyrzucić do kosza. Aż chce się zapytać dlaczego, planując takie a nie inne ucięcie, mangaka zdecydował się, aby wpisać w fabułę wysłanie na wyspę z posiłkami tak dużej liczby przedstawicieli Wioski Ukrytego Kamienia. Trochę, niestety, kładzie się to cieniem na kolejne wydarzenia przedstawione w tomie, na szczęście akcja wciąż jest na tyle dynamiczna, że ma szanse nas ponownie wciągnąć.

Finałowe werble brzmią

Dwunasty tom Piekielnego raju przygotowuje wielki finał, robiąc to tak, abyśmy abyśmy nie byli do końca pewni, kto tę szaloną wyprawę ostatecznie przetrwa. Większość bohaterów w końcu ma po co żyć, a ostateczny przeciwnik, któremu będą musieli stawić czoła – Rien – kryje jeszcze wiele asów oraz sekretów w rękawie. Jak przystało na część poprzedzającą finał, nie obfituje ona w jakieś większe fabularne fajerwerki, ani – i to akurat jest dużą zaletą – w mało wiarygodne wyjaśnienia wcześniejszych, tajemniczych poczynań bohaterów. Jakkolwiek możemy być zawiedzeni decyzją Kaku co do wątku geninów, ogólnie Piekielny raj trzyma poziom.

Pozostałe recenzje tej serii:

 

piekielny raj

 

Tytuł: Piekielny raj

Autor: Yuuji Kaku

Liczba stron: ok. 200 stron/tom

Wydawnictwo: J.P. Fantastica

podsumowanie

Ocena
7

Komentarz

Tom-wprowadzenie do finału: nie ma tu żadnych wielkich rewelacji, wyssanych z palca, pośpiesznych wyjaśnień motywacji bohaterów, za to zamykanie wątków oraz przygotowywanie sceny do wielkiego starcia zakończenia serii – a i owszem.
Agata Włodarczyk
Agata Włodarczykhttp://palacwiedzmy.wordpress.com
Nie ma bio, bo szydełkuje cthulusienki.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Tom-wprowadzenie do finału: nie ma tu żadnych wielkich rewelacji, wyssanych z palca, pośpiesznych wyjaśnień motywacji bohaterów, za to zamykanie wątków oraz przygotowywanie sceny do wielkiego starcia zakończenia serii – a i owszem.Cel jest jeden. „Piekielny raj” – recenzja mangi, tom 12