Na naszym rynku ukazuje się sporo komiksowych adaptacji dzieł literackich – Zabić Drozda, Opowieści podręcznej, Rok 1984czy Folwark Zwierzęcy, żeby wymienić tylko kilka z nich. Ostatnio dołączyła do nich kolejny, autorstwa Freda Fordhama i Ayi Morton – Wielki Gatsby, najsłynniejsza powieść F. Scotta Fitzgeralda, krytycznie portretująca amerykańską socjetę z okresu prohibicji lat 20. XX wieku. Ci, którzy podjęli się przełożenia tej konkretnej opowieści na język komiksu, nie mieli łatwo, w końcu jedną z największych jej zalet jest nie tyle historia, co sposób, w jaki została napisana.
Cały ten splendor i co?
Weteran pierwszej wojny światowej, Nick Carraway, zamiast wrócić do domu, jak większość jego kolegów, osiedla się w West End, miasteczku na Long Island. Niedaleko, w East Egg, mieszka jego kuzynka, Daisy, wraz z mężem Tomem Buchananem i ich trzyletnią córeczką. Ludzie może i zamożni, ale wcale nie pozbawieni trosk, o czym Nick dowiaduje się już przy obiedzie, gdy pan domu wychodzi odebrać telefon. Jordan Baker, zawodowa golfistka i przyjaciółka Daisy, wyjawia mu, że dzwoni jego kochanka. Gdy Tom wraca, rozmowa toczy się dalej, acz już nie tak swobodnie jak wcześniej i to nawet pomimo towarzystwa czarującej Jordan. Tego samego wieczoru Nick zauważa tajemniczego, wpatrującego się w horyzont człowieka na plaży. Domyśla się, że to jego niezwykle bogaty sąsiad, Jay Gatsby, znany w miasteczku z regularnie organizowanych, wystawnych przyjęć. Ten sam, którego, jak nasz protagonista dowie się nieco później, Daisy kochała jeszcze przed wojną i wszystko, co tajemniczy bogacz robi, robi po to, aby zwróciła uwagę na miliardera. Następnego dnia dzieje się coś, po prawdzie, zaskakującego – Tom Buchanan zabiera Nicka ze sobą, żeby poznał jego kochankę, żonę skromnego i niezbyt bystrego mechanika. Niedługo później do domu młodego Carrawaya przychodzi zaproszenie na jedno z przyjęć Gatsby’ego, w czasie którego obaj wreszcie się spotykają. Sieć znajomości powoli się zaciska wokół głównego bohatera Wielkiego Gatsby’ego, wciągając go w przedziwny układ romantyczno-towarzyski, a finał tej historii, no cóż, nie może być dla wszystkich szczęśliwy.
Pozornie prosta powieść obyczajowa?
Kiedy F. Scott Fitzgerald opublikował swoją powieść w 1925 roku, została ona przez czytelników przyjęta względnie dobrze, ale nigdy nie osiągnęła jakiejś zawrotnej popularności. Dopiero po śmierci pisarza opinia o niej zaczęła się zmieniać, chociaż w budowaniu jej dzisiejszej pozycji najbardziej pomogło wciągnięcie Wielkiego Gatsby’ego na listę książek wysyłanych żołnierzom w trakcie drugiej wojny światowej. Zainteresowanie tą pracą Fitzgeralda trwa nadal, o czym świadczy między innymi wydana niedawno przez Jaguara komiksowa adaptacja. W przeciwieństwie również do ostatniej jej wersji aktorskiej oddana w nasze ręce praca wypada zaskakująco dobrze – przede wszystkim nie spłaszcza tej opowieści jedynie do burzliwych relacji romantycznych. Wielki Gatsby to w końcu nie melodramat.
Biorąc pod uwagę poziom skomplikowania relacji między głównymi bohaterami i że, w zasadzie, sama warstwa fabularna tej historii nie jest aż tak istotna, jak to, co ma symbolizować – trzeba przyznać, że Fred Fordham wziął na siebie naprawdę trudne zadanie „przycięcia i dopasowania” tekstu źródłowego, na szczęście wyszło mu to całkiem nieźle. Relacje między bohaterami zostały dobrze oddane, z całą paletą niuansów oraz powierzchowności uczuć w przypadku niektórych z nich. Nie musimy w trakcie lektury tworzyć sobie podręcznego wykresu wyjaśniającego kto jest z kim, w jakim związku i co go łączy z resztą protagonistów. To duża zaleta, wcale niewystępująca we wszystkich tego typu pracach. Nie obeszło się również bez dość karkołomnych skrótów: czytając wersję komiksową, niekoniecznie zrozumiemy, dlaczego nagle, w środku zupełnie towarzyskich dramatów, wypływa kwestia interesów Gatsby’ego oraz jakie mają one znaczenie dla całej historii. Z jednej strony wątek ten jest na tyle niewielki w komiksie, że możemy równie dobrze go zignorować. Z drugiej, jeśli Fordham zdecydował, aby go nie tyle umniejszyć, co wręcz wymazać, prawdopodobnie lepiej było zupełnie go wykreślić.
Pomówmy jednak o grafice
Tym, co zwraca uwagę w komiksowym Wielkim Gatsbym, jest rysunek – Aya Morton wykonała naprawdę kawał dobrej roboty, decydując się na płaskie, właściwie prawie pozbawione cieniowania ilustracje, przywodzące na myśl lata 20. i 30. Każdy kolejny kadr podkreśla sztuczność amerykańskiej socjety tamtego okresu – pustej, płytkiej, co podkreśla właśnie ta prawie szczątkowa perspektywa. Do tego lekkie, jasne, nieco przygaszone kolory również współgrają z tym, jak Fitzgerald przedstawiał socjetę w swojej powieści: zblazowaną, właściwie bez życia czy głębszych uczuć. Pod tym względem Wielki Gatsby jest naprawdę dobrą adaptacją.
Więcej takich poproszę
Ostatnie decyzje wydawnicze Jaguara w kwestii komiksów dla starszej młodzieży i młodych dorosłych naprawdę zasługują na uwagę – wybierane przez nich adaptacje literatury pięknej są interesujące tak pod względem samej historii źródłowej, jak również ich formy komiksowej. Wielki Gatsby stanowi doskonały dodatek do powoli rosnącej oferty, a także po prostu ciekawą, wciągającą i graficznie urzekającą lekturę. Można śmiało po nią sięgać bez znajomości powieści bądź jeśli książka podobała nam się średnio – w tym komiksie bowiem zyskuje ogrom czaru.
Scenariusz: F. Scott Fitzgerald, Fred Fordham
Ilustracje: Aya Morton
Liczba stron: 200
Wydawnictwo: Jaguar