Kasowy sukces filmów Marvela przypomniał Warner Bros., że powinno aktywnie korzystać z licencji DC Comics i tworzyć kolejne adaptacje aktorskie z bohaterami tego uniwersum, jak choćby z Człowiekiem Nietoperzem. Niestety do 2019 roku próbowano jedynie kopiować te koncepcje, które sprawdzały się w ramach dzieł wychodzących spod szyldu Domu Pomysłów. Batman v Superman, Liga Sprawiedliwości, Aquaman – wszystkie te filmy starały się realizować styl, jaki znamy z Avengers i podobnych produkcji, zamiast odszukać własną niszę. Dopiero wraz z pojawieniem się Jokera, DC Entertainment poszło w kierunku bardziej kameralnego i mrocznego opowiadania historii. Kreacja Joaquina Phoenixa znalazła niesamowity poklask wśród widzów, więc w przypadku The Batman w reżyserii Matta Reevesa postanowiono uderzyć w te same tony. Czy udało się uzyskać zamierzony rezultat?
Długa noc w Gotham
Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi nowego Batmana z Robertem Pattinsonem w roli głównej, miałem mieszane uczucia. Nie przez to, że grał tam odtwórca Edwarda ze Zmierzchu, ale dlatego, iż było to kolejne nowe wydanie Człowieka Nietoperza. Najpierw wydano bardzo udaną trylogię z Christianem Balem, którą jednak stanowiły solowe filmy nie sugerujące, że dostaniemy jakieś spójne uniwersum. Potem przyszedł Ben Affleck i dał nam Gacka w wersji zbliżonej do tej z Mroczny Rycerz powraca autorstwa Franka Millera. Starszy, bardziej wkurzony, nie mający już tak wielu zahamowań. Jednakże średnie przyjęcie Ligi Sprawiedliwości przekreśliło szanse na powrót Afflecka do tej roli, pomimo dość dobrej kreacji aktorskiej.
>>Polecamy: Ewolucja Batmana<<
Tym razem jednak zwiastuny pokazywały tego prawdziwego Mrocznego Rycerza. Dwadzieścia ciosów pięścią w twarz, żeby przestępca na pewno był obezwładniony? Nie ma sprawy. Pościg w Batmobilu, który wyglądał jak równie mocno wkurzony muscle car? Owszem. No i praktycznie wieczny deszcz nocą, tylko dodający klimatu.
I to właśnie klimatem wygrywa ten film. Kiedy poprzednie produkcje serwujące widowisko na kosmiczną skalę (nie licząc serii Nolana, tam skala była tylko międzynarodowa), Batman, tak samo jak Joker, skupia się na historii kilku postaci w ramach jednego miasta. Cała fabuła jest dużo bardziej kameralna, przez co możemy się lepiej skupić na wszystkich bohaterach, ich relacjach i perspektywach. Do tego sposób przedstawienia miasta Gotham sprawia, że momentami atmosfera aż nadto przytłacza. Dodatkowo sam Gacek charakteryzuje się dużo większą brutalnością niż ten w wykonaniu Bale’a. Ale jednocześnie częściej mamy okazję do oglądania „Najlepszego Detektywa” przy pracy w ramach bardziej kryminału czy thrillera niż kina stricte superbohaterskiego, które znamy z Marvela. Dodatkowo są tutaj momenty nawiązujące do klasycznych westernów, kiedy to Batman, zbliżając się powolnym krokiem do oponenta, podzwania różnymi metalowymi elementami stroju, generując dźwięki przywodzące na myśl kowbojskie ostrogi. Niby drobiazg, ale tak podkreślany, że trudno go nie zauważyć.
Po nocy nadchodzi świt
Z zapowiedzi rebootu Batmana wiedzieliśmy, że dostaniemy starcie Gacka z Człowiekiem Zagadką. Dość nietypowy wybór, biorąc pod uwagę, jaka atmosfera biła ze zwiastunów. Riddler nigdy nie był przedstawiany jako złowieszczy i groźny antagonista. Głównie skupiający się na zagadkach, choć często niebezpiecznych, traktował Nietoperza jako jedynego słusznego oponenta do swoich gier umysłowych. Tutaj Paul Dano dał nam kreację szalonego i zimnokrwistego mordercy, który tym razem chce coś zmienić. W jego umyśle podejmowane działania mają doprowadzić do upadku elit i ujawnienia prawdy o Gotham. Nietypowe przedstawienie jak na tego złoczyńcę, zwłaszcza porównując go do ostatniej filmowej wersji, kiedy wcielił się w niego Jim Carrey. Dodatkowo sceny z jego udziałem, podczas wygłaszania przemówień w telewizji czy internecie, mając na głowie maskę kojarzącą się bardziej ze Strachem na Wróble, potrafią przyprawić o dreszcze i wywołać szczere uczucie niepokoju.
Ale oczywiście superzłoczyńcy byliby nikim, gdyby nie sam Batman. Jak już wcześniej wspomniałem, tym razem jako multimilionera biegającego nocą po dachach możemy zobaczyć Roberta Pattinsona. Niedawno miałem okazję oglądać go w Tenecie, gdzie łatwo poszło mu zmycie z siebie tego piętna „aktora jednej roli”, z którym kojarzyłem go po Zmierzchu, dlatego naprawdę ciekawiło mnie, jak poradzi sobie z Człowiekiem Nietoperzem. Sam powiedział, że jedną z głównych inspiracji dla jego kreacji był komiks Batman: Shaman, a przede wszystkim skupił się na niewerbalnej prezencji swojego bohatera. I to widać. Jego Batman sprawia wrażenie upiornego, wręcz nie z tej ziemi. Porusza się bardzo powoli, jak ludzki czołg, a kiedy przychodzi do walki, w jego ruchach pojawia się szybkość i precyzja.
Warto również wspomnieć o samym stroju, ponieważ odnoszę wrażenie, że twórcy mocno inspirowali się tym, co dostaliśmy w grze Arkham Knight. Wyraźne płyty pancerza, które działają, i dzięki nim dostajemy kilka scen, kiedy Nietoperz przyjmuje prosto na siebie ogień z karabinków i sunie przez korytarz niczym widmo. Jak to często bywa w przypadku „ludzi w maskach”, kluczowym elementem jest głos. Christian Bale nisko charczał, Ben Affleck miał procesor dźwiękowy w kombinezonie. Pattison… Po prostu zniża ton głosu. I to naprawdę wystarczy. Tym bardziej, że w tej wersji Bruce Wayne notorycznie unika kontaktu z ludźmi, więc nawet nie musi się martwić o to, że ktoś go rozpozna.
I tutaj warto też dodać kilka słów o „publicznej” stronie protagonisty, ponieważ zdarza się, że Bruce Wayne wykorzystuje swoje imię, aby dostać się do kilku ważnych osobistości czy z ukrycia śledzi cele. Owszem, nie są to pojedynki na pięści, ale miło zobaczyć, że Batman nie potrzebuje kostiumu, żeby zwalczać przestępczość.
Wśród ważniejszych postaci drugoplanowych możemy zobaczyć Jeffreya Wrighta jako porucznika Jamesa Gordona. Zoë Kravitz w roli Catwoman dość wiernie oddaje naturę złodziejki i jej bardziej oportunistyczny charakter. Colin Farrel wcielający się w Pingwina świetnie poradził sobie z pokazaniem włoskiego pochodzenia mafioza, ale jednocześnie zapewniał, momentami potrzebny, „comic relief”. A na sam koniec chciałbym trochę więcej opowiedzieć o Andym Serkisie. Tutaj wcielił się on w nikogo innego jak w Alfreda Pennywortha, lokaja rodu Wayne. I jak każdy inny Alfred, jest mentorem dla młodego Bruce’a, pomagając mu zza kulis czy to radą, czy to obsługując zdalny sprzęt. Jednakże jakkolwiek sam Andy Serkis pasuje mi do tego bohatera, tak nie do końca spodobał mi się fakt, że odrzucono tutaj brytyjskie korzenie tej persony i aktor mówi swoim zwyczajnym, amerykańskim akcentem. Może to efekt mojego umiłowania do Michaela Caine’a, ale tutaj mi to strasznie zgrzytało.
Wciągarki i gadżety
Nie licząc wersji z Benem Affleckiem, ten film również stara się „urzeczywistnić” Batmana. Nie dostaniemy tutaj Mechów (tak, patrzę na ciebie, Ligo Sprawiedliwości), Batmobil to nie jakiś prototyp o wytrzymałości czołgu, a motocykl nie ma koła obracającego się w trzech wymiarach. Jasne, że to kwestia gustu, ale często warto zadać sobie pytanie, na ile chcemy wyciągać super z superbohaterów.
Design nowego samochodu Batmana mi się podoba, to na pewno. Kostium jest świetny, chyba najlepszy do tej pory. Ale brakło mi kilku elementów charakterystycznych dla Człowieka Nietoperza. Nie uraczymy w tej produkcji Batarangów, po prostu ich nie ma. Pocieszenie stanowi fakt, że symbol na klatce piersiowej jest przyczepiany na magnes i stanowi pewnego rodzaju nóż, a pasek taktyczny wypełnia masa innych gadżetów w tym linek i wciągarek. Natomiast jedna scena mnie dość mocno zdziwiła w kinie, post factum nie wiem, czy mi się podobała. Otóż w pewnym momencie widzimy Batmana szybującego nad miastem. W trylogii Mrocznego Rycerza dostaliśmy wymyślny materiał z pamięcią kształtu, który mógł się usztywnić i pozwolić szybować, tutaj jednak Batman zapina swoją pelerynę i tworzy z niej strój do skydivingu. Naprawdę utkwiło mi to w pamięci i zacząłem się zastanawiać, czy trend postępującego „realizmu” zapoczątkowany przez Jokera, a jeszcze wcześniej trochę podjęty przez Nolana nie doprowadzi do tego, że nigdy nie zobaczymy na dużych ekranach wrogów pokroju Mr. Freeze’a czy „prawdziwego” Bane’a. Cóż, czas pokaże.
Jestem Batman
Koniec końców filmowi udaje się to samo, co udało się Jokerowi z 2019 roku. Bardziej kameralna opowieść sprawia, że nie trzeba się przejmować zagrożeniami z kosmosu tylko zwykłymi ludźmi, którzy popchnięci na skraj krawędzi mogą zamienić się w przerażające bestie. Robert Pattinson w roli Człowieka Nietoperza sprawdził się wyśmienicie, a zarówno on, jak i Riddler pokazali, iż da się stworzyć niezwykle charyzmatyczne i silne postaci, mając maski na twarzach i odpowiednio korzystając ze swojego głosu. Liczę, że ten film stanowi początek nowej serii lub całego uniwersum, które w odpowiedzi na monopol Marvela da nam więcej mroku i niepokoju, zamiast laserów i żartów. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że próby ściągnięcia Batmana na ziemię mogą go przesadnie ograniczyć, ale mam nadzieję, iż moje obawy się nie spełnią.
Tytuł oryginalny: The Batman
Reżyseria: Matt Reeves
Rok premiery: 2022
Czas trwania: 2 godziny 55 minut