Kiedy zakończył się pierwszy sezon serialu Timeless, na fanów produkcji padł blady strach. Twórcy w finale zaserwowali dosyć ciekawy cliffhanger – pamiętacie zniszczony świat za oknem, który w swojej wizji zobaczyła Jiya? Niestety stacja NBC postanowiła skasować serial i pozostawić nas z wielką niewiadomą na temat dalszych losów naszych bohaterów. Ale dzięki zaangażowaniu zarówno wielbicieli, jak i pomysłodawców, seria doczekała się drugiej odsłony. Czy jednak warto było ponownie wejść do tej samej rzeki?
Cóż, przyznam szczerze, że od początku Timeless wzbudzał we mnie sprzeczne uczucia. Z jednej strony podobają mi się podróże w czasie – można się dowiedzieć dużo ciekawych rzeczy o przeszłości Stanów Zjednoczonych, co ukształtowało ten kraj i którzy ludzie odegrali najważniejsze role w rozwoju państwa. Jednak największą wadą całej produkcji są jej bohaterowie. Od pierwszego sezonu mam wrażenie, że podejmują oni coraz to bardziej irracjonalne decyzje, a ich absurdalne zachowania doprowadzają człowieka do frustracji. Ale o tym za chwilę. Najpierw dowiedzcie się, co też ciekawego działo się w drugiej odsłonie serialu.
Dobry przyjaciel, nowi wrogowie
Po tym, jak Rittenhouse przejął maszynę czasu i porwał Lucy, nasza znana teraźniejszość stanęła pod wielkim znakiem zapytania. W każdej chwili historia może ulec diametralnej zmianie. Oczywiście Wyatt i Rufus nie zamierzają do tego dopuścić i odbijają kobietę z rąk niebezpiecznej organizacji. Jednak to nie powstrzymuje Rittenhouse przed dalszą zmianą biegu wydarzeń. Okazuje się, że organizacja ma uśpionych agentów w różnych okresach czasu, a ci tylko czekają na znak, aby zacząć działać. Lucy, Wyatt i Rufus muszą ponownie przenieść się w czasie (i to nie raz), aby odnaleźć te osoby i powstrzymać je przed zmianą historii. Niestety nawet wybitna znawczyni przeszłości nie jest w stanie odgadnąć wszystkich zamiarów zaprzysiężonych wrogów. Dlatego Lucy i agentka Christopher postanawiają zrekrutować do ekipy Flynna, co bardzo nie podoba się Wyattowi. W międzyczasie Jiya ma kolejne wizje, a do żywych wraca bliska osoba jednego z podróżników.
Uchronić historię, uratować świat
Zacznijmy od fabuły drugiego sezonu. Po tym, jak Lucy zostaje odbita z rąk Rittenhouse, cała trójka (a nawet niekiedy czwórka!) ponownie wyrusza w przeszłość, aby zapobiec zmianą w historii. Tym razem podróżnicy spotykają na swojej drodze takie osobistości, jak Marię Skłodowską-Curie, nastoletniego Abrahama Lincolna czy też żeńską wersję Sherlocka Holmesa. I wszystko byłoby dobrze, gdyby twórcy nie serwowali nam powtarzającego się co każdy odcinek schematu. Co epizod sięgają po daną postać z historii, podkreślając walory edukacyjne serialu. Oczywiście jest to dosyć ciekawe do momentu, kiedy prosta i dość przewidywalna fabuła nie daje o sobie znać. Bohaterowie wsiadają do szalupy, ratują kogo trzeba i powracają do znanej im rzeczywistości. Prawie znanej, bo jednak zachodzą jakieś zmiany, ale w sumie to drobnostki i można na nie machnąć ręką. Serio? I oczywiście weźmy ze sobą terrorystę, bo jemu ufamy najbardziej.
Chyba najciekawszym pomysłem było przywrócenie do życia Jessiki, żony Wyatta. Oczywiście i ten wątek twórcy spaprali, jak tylko mogli. Brak dobrego zbijania widza z tropu i odwracania uwagi sprawiły, że w momencie odkrycia prawdy o kobiecie, nic nas nie zaskoczyło. Szkoda, bo można było poprowadzić tę historię w naprawdę intrygującym kierunku, jednak scenarzyści przy tym serialu nie silą się na wymyślanie jakiś ekscytujących twistów. Ciekawie jednak poprowadzono losy Jiyi. Dziewczyna otrzymała dar przewidywania przyszłości, który, jak się okazało, nie jest efektem ubocznym wypadku ze skokiem w czasie mającym miejsce w pierwszym sezonie. W drugiej odsłonie nie zostało to do końca wyjaśnione, więc w gruncie rzeczy ta kwestia pozostaje nadal otwarta. Jednak w tym przypadku istnieje duże ryzyko popsucia tego motywu. Nie będę jednak wchodzić w szczegóły, bo oznacza to zdradzenie naprawdę interesującego wątku (chyba jedynego wartego uwagi).
Trójkąciki
Największym problemem drugiego sezonu okazały się jednak mdłe i zbyteczne trójkąty miłosne Wyatt-Jessica-Lucy oraz Flynn-Lucy-Wyatt. Twórcy na siłę chcieli wcisnąć do tego serialu jakieś głębsze emocje, ale wyszło im to bardzo sztucznie. Chwilami miałam ochotę przeskoczyć wątki, w których pojawiały się rozmowy na temat tego, kto w kim się podkochuje. Nawet sami aktorzy nie byli w stanie wywołać u widza jakiś większych reakcji, bo po prostu odgrywali swoje role nienaturalnie do prowadzonego dialogu. Widocznie coś, co kompletnie nie wychodzi w serialu i jest totalnie niepotrzebne, dla scenarzystów wydaje się bardzo ważne. Emocji nie wywołała nawet u mnie śmierć jednego z głównych bohaterów. W końcu wiedzieliśmy o niej od trzeciego odcinka, więc nijako przygotowaliśmy się do tej sceny.
Cliffhanger ma potencjał. Zmienia on kompletnie reguły gry i łamie wszelkie dotychczasowe zasady. Próba uratowania przyjaciela zapewne stanie się głównym wątkiem kolejnej odsłony (o ile takowa powstanie) i przypuszczalnie zepchnie na bok wojnę toczoną z Rittenhousem i ratowanie historii. Ale czy chciałabym, aby ta postać wróciła? Zapewne wolałabym, żeby jednak pozostała martwa – i tak twórcy zmarnowali jej potencjał. Chyba scenarzyści już wyczerpali pomysły na tego bohatera, chociaż i tak pewnie każdy podskórnie czuje, że powróci on do żywych.
Koniec końców…
Ten serial naprawdę ma w sobie potencjał. Wspomniana wcześniej strona edukacyjna jest doprawdy intrygująca i niekiedy po zakończonym odcinku szukałam informacji o danej osobie czy wydarzeniu. Jednak zawodzi fabuła, do bólu przewidywalna i schematyczna. Do tego ten nieszczęsny wątek miłosny… Ale zostawmy to już za sobą. Jestem naprawdę ciekawa, jak twórcy poprowadziliby dalsze losy Jiyi i rozwiązali cliffhanger. Dlatego mam nadzieję, że powstanie trzeci sezon – chociażby dla porządnego zamknięcia tej historii.