Annie MacLean to jedna z głównych bohaterek (można stwierdzić, że na równi ze swoją córką, Grace) powieści Nicholasa Evansa zatytułowanej Zaklinacz koni. Jest to książka, która premierę w Polsce miała w 1966 roku. Doczekała się również ekranizacji i – wnioskując po pozytywnych opiniach umieszczonych na różnych portalach – została doceniona w środowisku literackim i filmowym.
Muszę przyznać, że po raz pierwszy zainteresowałam się nią, widząc zapowiedzi wydawnictwa Zysk i S-ka na grudzień 2021 roku. Wznowienie tej opowieści wyróżnia się twardą oprawą i sprawia naprawdę imponujące wrażenie. Jednak nie to jest tu najważniejsze, ale fakt, że po przeczytaniu pozycji odkryłam niezwykłą kobiecą postać, o której chciałabym napisać coś więcej.
>>Polecamy: Czego nauczyła mnie Hermiona Granger?<<
Niewątpliwie powieść ta należy do grupy książek problematycznych, poruszających kilka istotnych w życiu kwestii. W jednej historii autor dotknął mnóstwa ważnych kwestii.
Pierwszą z nich jest miłość do koni i więź człowieka z tym wyjątkowym stworzeniem. Kolejnym zaś akceptacja własnego losu, podniesienie się po porażce i walka ze słabościami po tragicznych wydarzeniach. Jak przetrwać, kiedy zostaje okaleczona nie tylko dusza, ale także ciało córki, traci się ciężko wypracowane stanowisko i uporządkowane życie? Na dodatek Nicholas Evans postanowił ukazać zarówno piękno, jak i ból niespodziewanej miłości. Z tym wszystkim musiała poradzić sobie Annie. Jak jej się to udało? Najlepiej będzie, jeśli sami przeczytacie tę powieści i koniecznie obejrzycie film, bo według mnie to dopiero ekranizacja oddaje całe piękno tej niezwykłej historii.
Silna znaczy odważna
Trzeba przyznać, że Nicholas Evans jest wybitnym kreatorem postaci. Ukazał drogę protagonistki, od dzieciństwa aż po dorosłe życie, w tym sytuację rodzinną. Annie to matka i żona, a jednocześnie kobieta silna, niezależna, próbująca osiągnąć sukces.
Bohaterkę poznajemy w środowisku wykonywanej pracy. Kiedy ona przebywa w apartamencie w Nowym Jorku, mąż z córką spędzają czas na ranczu. Od razu można zauważyć, że Grace ma silniejszą więź z ojcem niż z matką. Maluje się w naszej wyobraźni obraz kobiety stanowczej, która osiągnęła sukces nie bez wysiłku, ale zawziętością i stanowczością. Poza tym w miejscu pracy używa panieńskiego nazwiska, co też można przyjąć za oznakę indywidualności i niezależności. Jednak mimo silnego zaangażowania w życie zawodowe, nie zapomina o rodzinie i swoich innych obowiązkach. Dba także o formę i zdrowy wygląd. Trzeba też dodać, iż nie miała łatwego startu. Jako Angielka nie mogła liczyć na wsparcie w środowisku zawodowym, a mimo to awansowała i stała się redaktorką naczelną w poczytnym nowojorskim czasopiśmie. Z jej postawy bije odwaga, bohaterka umie pracować w warunkach stresujących i zarządzać grupą ludzi, by osiągnąć jak najlepsze efekty. To diwa sukcesu, która pokazuje, iż warto walczyć o swoje i wyjść z ukrycia, pomimo wszelkich trudności.
Silna znaczy zdeterminowana
To prawda, że Annie ma wymarzoną, choć wymagającą pracę, ale nie wszystko w jej życiu układa się pozytywnie. Z pozoru mogłoby się wydawać inaczej. Ma męża prawnika – spokojnego, kochającego mężczyznę oraz nastoletnią córkę, której pasją jest jazda konna. W pewien feralny dzień Grace ulega wypadkowi i to wydarzenie wywraca świat całej trójki o sto osiemdziesiąt stopni. Do ich spokojnego i poukładanego życia wtargnął chaos, niepokój o przyszłość, a relacje w rodzinie stały się coraz bardziej napięte. Annie jest pewna, iż uzdrawiając konia, który również bardzo ucierpiał w wypadku uratuje także swoją córkę, nie tylko jej zdrowie, ale także duszę. Determinacja kobiety jest pełna podziwu i uznania. Znajduje zaklinacza koni, który ma uleczyć zwierzę. Jednak przewrotny los lubi płatać wiele figli. Jak dalej potoczy się historia protagonistki, każdy musi przekonać się sam. Jedno jest pewne, zakończenie na pewno zaskoczy wszystkich, a cała opowieść stanowi podstawę do wielu refleksji i rozmyślań oraz analizy zachowania człowieka w różnych okolicznościach i niespodziewanych sytuacjach życiowych.
Silna znaczy opanowana i wrażliwa
Annie to bez wątpienia kobieta zadaniowa. Jej postawa w obliczu takiej tragedii, jaka spotkała Grace, zasługuje na podziw i szacunek. Przyjmuje wszystko z opanowaniem, zrozumieniem i myśli o przyszłości. Nie załamuje się, nie krzyczy, nie przeklina rzeczywistości. Podnosi się po porażce i takiej postawy oczekuje od swojej córki. Stawia roszczenia i nie pyta innych o zdanie, tylko robi to, co uważa za słuszne.
Nie oznacza to, że jest perfekcyjna, gdyż można odnieść wrażenie, że jej relacje z córką są napięte i pozbawione ciepła. Nawet opinia własnej pociechy świadczy o jej specyficznym chłodzie względem matki. Przychodzi mi tu na myśl krótki dialog z filmu. Otóż, gdy Annie zwraca się do córki słowami: „Kiedy ja miałam trzynaście lat…”, Grace odpowiada: „Ty nigdy nie miałaś trzynastu lat”. To jedno zdanie jest niezwykle wymowne i perfekcyjnie podsumowuje charakter Annie MacLean.
Jednakże pomimo widocznego opanowania i chłodu, kobieta ta ma dobre serce. Nie jest pozbawia ciepłych uczuć. Dopadają ją momenty słabości, ale co najważniejsze nie ulega im na długo. Po chwili bezradności bohaterka podnosi głowę i idzie dalej, by walczyć o lepszą przyszłość dla siebie i swojej córki.
Silna niejedno ma znaczenie
Z całą pewnością Annie MacLean to kobieta silna. Jednakże, analizując jej osobowość i historię, nie da się nie zauważyć, że pomimo wszystkich dobrych cech, ma też słabości.
Jedną z nich jest niespodziewana miłość. Okazuje się, że może ona pojawić się w każdej chwili i wywrócić świat do góry nogami. Czy warto dla niej poświęcić dotychczasowe życie? Te wszystkie dylematy dotyczą bohaterki książki Zaklinacz koni i sprawiają, że czytelnik angażuje się w jej przeżycia, choć momentami odnosi się do nich z dystansem, swobodą i chłodnym umysłem. Oczywiście w zależności od danej osoby te odczucia mogą być inne, ale mi w stylu pisania autora zabrakło właśnie przekazu głębszych emocji, bym bardziej zaangażowała się w wydarzenia. Co nie oznacza, że nie doceniam pracy pisarza i fabuły, którą stworzył. Z pewnością podziwiam to, jak wspaniale wykreował postać Annie MacLean i pozwolił nam „poznać” silną kobietę.
Nadmienię jeszcze, iż tę historię uznaję za naprawdę ciekawą, ale czytanie jej nie pochłonęło mnie bez reszty. Spodziewałam się czegoś więcej, chciałam przeżyć ją całą sobą, jednak nie wywarła ona na mnie aż takiego wrażenia. Mimo wszystko, warto było poznać tę opowieść, gdyż jest nietuzinkową i naprawdę wyjątkowa. Protagonistka, a zwłaszcza jej silny charakter, zrobiła na mnie ogromne wrażenie, do tego stopnia, iż nie mogłam nie wyróżnić jej artykułem podczas miesiąca silnych kobiet w naszej redakcji. Polecam obejrzeć ekranizację tej powieści, bo jak już wcześniej napisałam: historia w takim przekazie pozwala przeżyć ją w głębszy sposób. Udała się twórcom wyśmienicie.