Przez pół godziny rozkładaliśmy wszystkie potrzebne talie, karty postaci, znaczniki i koperty. Kiedy w końcu zabraliśmy się za grę, pokonanie pierwszego z potworów zajęło nam okrągłe dwie godziny. Ten, kto na pudełku określił czas rozgrywki jako „sześćdziesiąt minut”, powinien przemyśleć swoje zachowanie.
Dla bezpieczeństwa własnego ego, nie mogę przecież zaakceptować faktu, iż (być może) wraz ze znajomymi, jesteśmy po prostu średnio rozgarnięci.
Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego gry Aeon’s End: Nowy Początek Wydawnictwu Portal Games.
Dylemat
Jeszcze praktycznie nie zacząłem tej recenzji, a już mam problem z określeniem jej formy. Z jednej strony, Aeon’s End: Nowy Początek to samodzielny tytuł: wszystko, co znajdziecie w pudełku, gwarantuje wam doświadczenie pełnej rozgrywki. Z drugiej jednak, to także fabularna kontynuacja całej serii, podstawa rozbudowana o historię oraz nową mechanikę ekspedycji. Przepastna, spisana drobną czcionką instrukcja, w ponad dziewięćdziesięciu procentach skupia się na głównych zasadach, tych samych dla każdej z poprzednich części.
Dlatego, by nie dublować dwa razy tego samego tekstu, zrobimy tak: tych, którzy spotkali się ze światem Gravehold po raz pierwszy, serdecznie zapraszam do lektury recenzji (skąd inąd, także mojej) Aeon’s End (link). Tam dowiecie się wszystkiego o głównych mechanikach oraz poznacie fabularny zarys tego postapokaliptycznego rozgardiaszu. Pozostałych natomiast, którzy wiedzą już czym są Bramy, Bezimienni oraz Eter, proszę o przejście do akapitu poniżej.
Mogło być gorzej
Gravehold upadło. Nawet najpotężniejsi magowie nie byli wstanie powstrzymać niezliczonych hord potworów… I tak dalej, domyślacie się, o co chodzi, wszystkie te historie mają podobny wydźwięk. Do puenty: garstka ludzi, która przeżyła poprzedni koniec świata, po kilku dekadach względnego spokoju, musi szykować się na następny. Jednakże tym razem to gracze wychodzą naprzeciw niebezpieczeństwu, a nie czekają na przybycie Bezimiennych. Choć, w ogólnym rozrachunku, nie przynosi to ze sobą nic zaskakującego.
Przynajmniej w kontekście rdzenia rozgrywki, która to, jak już wspominałem, pozostała bez zmian. Wojownicy władający magią bram, kolejno je ulepszają, szykują zaklęcia i tworzą coraz to lepszą talię. Po drodze oczywiście walczą nie tylko z samym Nemezis, ale także z wszelkim plugastwem, które ten na nich nasyła, równolegle broniąc Gravehold. Nowością jest w tym przypadku historia, prezentująca nam Nowy Początek: swoisty balans pomiędzy pierwotną, podstawową wersją gry, a rozbudowaną fabularnie edycją Legacy. Chociaż, po otwarciu pudełka, możecie mieć nieco inne pierwsze wrażenie co do poziomu skomplikowania tego tytułu. Zaklejone koperty i zafoliowane talie, wszystkie z napisami „STOP” lub „NIE OTWIERAJ BEZ WYRAŹNEGO POLECENIA” prawdopodobnie wywołają u niektórych swoisty niepokój. Ale nie ma się czego bać: przynajmniej dopóki nie będziecie musieli tego posprzątać. Ale o tym na koniec.
Zacznijmy w końcu!
Początkowe rozłożenie przygody nie trudne, lecz czasochłonne (gracze Aeon’s End doskanale wiedzą, co mam na myśli: „talia startowa”, „ręka startowa”, „rynek artefaktów”, „ułożenie bram”…). Potem wreszcie pojawia się „Ekspedycja”, czyli linia fabularna, spisana na talii kart. Przyznaję, opowiada dość ciekawą, choć prostą historię. Nie zamierzam tu wchodzić w głębsze spojlery, zatrzymam się więc na starciu z pierwszym potworem, które da wam już niejakie pojęcie o nowościach w tym tytule.
Otóż krótko po wyruszeniu z Nowego Gravehold, natrafiacie na Władczynię Wylęgu: urocze stworzenie, wzywające na pomoc nie tylko standardowych popleczników, ale też larwy, z których wykluwają się gzy. Mają nawet własną, małą planszetkę! Trzeba je ubijać dość prężnie, bo jak namnoży się ich za dużo, walka przegrana. Niby mały dodatek, a potrafi sporo namieszać. Dla równowagi jednakże, czwórka wojowników sterowanych przez graczy także posiada specjalne moce, związane z poszczególnymi bramami. Chciałbym w tym momencie napisać, że walka w takim wypadku staje się wyrównana, ale… Nie zamierzam was oszukiwać. W Nowym Początku, tak jak w każdym Aeon’s End, nie możecie działać na ślepo: poziom trudności bardzo mało wybacza. Każdy błąd będzie kosztował punkty życia (maga bądź Gravehold). Co prawda bohaterowie nie mogą zginąć, ale gdy ich pasek wytrzymałości spadnie do zera, dzieją się naprawdę niemiłe rzeczy…
Komplementy
Mogło być jednak gorzej. Fabularny tryb zabawy, jeśli przegraliśmy, zezwala na ponowne starcie z potworem: tym razem z nieco zmienioną talią. No i kiedy wreszcie ubijemy tą bezimienną zarazę, niczym w rasowym RPGu, czeka nas nagroda! Skarby dla całej drużyny, albo pojedynczego gracza. A potem przeczytanie kolejnej karty historii i otwarcie odpowiedniej koperty. A właśnie: nie znajdziecie tam żadnych naklejek, znanych z edycji Legacy. W przypadku tego tytułu całą przygodę możecie ręcznie zresetować do stanu początkowego, wkładając poszczególne „rzeczy” (jeszcze mi podziękujecie za brak spoilerów) z powrotem na swoje miejsce oraz układając talie w odpowiedniej kolejności. Wszystkie mają stosowne oznaczenia, więc nie będzie to trudne. Choć niezmiernie czasochłonne.
Przyznaję, po pokonaniu ostatniego bossa, uporządkowałem wszystko i umówiłem się ze znajomymi na kolejną partię. A potem połączę magów i Bezimiennych tej edycji z moją podstawką, by stworzyć całkiem nowy miniscenariusz? Ale może zanim do tego dojdzie, zagram solo? Skoro gra daje taką opcję, żal byłoby nie spróbować: na pewno tym razem pójdzie mi dużo lepiej.
Tytuł: Aeon’s End: Nowy Początek
Liczba graczy: 1 – 4
Czas rozgrywki: 60 minut
Wydawnictwo: Portal Games