Piaski pustyni i mumie. „Przebudzeni” – recenzja książki

-

Wykorzystywanie w utworach literackich motywów znanych z mitologii różnych kultur nie jest niczym nowym. Na przestrzeni wieków sięgano po starożytne historie i dostosowywano je do konkretnych potrzeb danego autora i epoki, obecnie również często bierze się na tapet opowieści o bogach, boginiach i herosach. Współczesnym pisarzem, który garściami czerpie z dorobku starożytnych kultur, jest niewątpliwie Rick Riordan, autor chociażby serii o przygodach Percy’ego Jacksona, w jakiej wykorzystał mity greckie.

Colleen Houck w swoim najnowszym utworze, Przebudzonych, także wykorzystuje jedne z najpopularniejszych mitów, sięga jednak po historie starożytnych Egipcjan, umiejętnie wplatając je do fabuły wspomnianej książki. Moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki nie należało może do udanych, jej cykl Klątwa tygrysa nie przypadł mi do gustu. Mimo sporej ilości pozytywnych opinii na jego temat, sama nie zatraciłam się w tej opowieści, wręcz przeciwnie – zrezygnowałam z zapoznawaniem się z nią po dwóch tomach. Było za słodko, za nijak i za bardzo przewidywalnie, a bohaterowie nie okazali się zbyt interesujący. Opis najnowszej pozycji autorki okazał się jednak na tyle ciekawy, że postanowiłam sięgnąć po Przebudzonych. Czy było warto?

Klątwa i powinności

Lilliana Young prowadzi spokojne i uporządkowane życie – dobrze się uczy, nie sprawia rodzicom kłopotów, wręcz przeciwnie, stara się spełniać ich oczekiwania względem jej osoby. Jedyną kość niezgody pomiędzy bohaterką a jej bliskimi stanowi wybór studiów. Rodzicom zależy na tym, by ich latorośl wybrała kierunek, który w przyszłości zaprocentuje w postaci dobrze płatnej posady. Dziewczyna nie wie jednak, czy chce iść tą drogą, czy nie woli wybrać się na studia, które przyniosą jej radość i spełnienie, a nie zapewnią finansowy sukces.

Podczas jednej ze swoich wypraw do Metropolitan Museum of Art protagonistka staje się świadkiem niecodziennych wydarzeń. Spotyka dziwnie odzianego chłopaka, który bełkocze jakieś niezrozumiałe rzeczy i wydaje się nieco oderwany od rzeczywistości. Bardzo szybko na jaw wychodzi, że to starożytny książkę, który przez przypadek znalazł się w Nowym Jorku. Powinien być na zupełnie innym kontynencie, ze swoimi braćmi, musi bowiem wypełnić powierzone mu zadanie – stoczyć walkę z Panem Ciemności, Setem. Lilliana nie ma wyboru, tylko pomóc nieznajomemu, a wszystko przez rzucone na nią zaklęcie. Czy dziewczyna poradzi sobie w nowej sytuacji?

Miłosne uniesienia

Z jednej strony Przebudzeni to wciągająca opowieść o walce dobra ze złem, poświęceniu, próbie odnalezienia własnej drogi i sile braterskiej miłości, z drugiej Houck znowu zbyt mocno eksploatuje wątek romantyczny. Podobnie jak w Klątwie tygrysa, tak i tutaj pisarka za szybko sprawia, że bohaterowie, a zwłaszcza protagonistka, zaczynają do siebie wzdychać. I nie są to delikatne miłosne uniesienia, Lilliana nie potrafi powstrzymać się przed wyrażeniem opinii na temat wyglądu nieznajomego. Co chwilę marzy o pocałunkach, co byłoby może i zjadliwe, gdyby nie fakt, iż przecież została uprowadzona. Amon, bo tak ma na imię zmartwychwstały chłopak, rzuca na nią czar, zabiera ze sobą w podróż i nie pozostawia dziewczynie żadnego wyboru, jeśli chodzi o sytuację, w jakiej ta się znalazła.

Oczywiście można tłumaczyć napady miłosnego szaleństwa bohaterki zaklęciem wiążącym ją z egipskim księciem, jednak założenie inkantacji było zupełnie inne, trudno więc uwierzyć, że miała aż taki wpływ na Lillianę.

Niestety ale wątek uczuciowy to najgorszy element powieści. Czasami autorzy potrafią stworzyć ciekawą i wciągającą opowieść o miłości, jednak Houck ma z tym ewidentne problemy, jej romantyczne sceny nie są przekonujące i trudno uwierzyć, że Lilliana tak szybko zapałała uczuciem do swojego porywacza. Syndrom sztokholmski? Wszystko na to wskazuje, jednak byłaby to za daleko idąca konkluzja.

Emocje, walka i mity

Zapomnijmy jednak o tym nieudanym romansie, a skupmy się na pozostałych aspektach powieści. Akcja wciąga od pierwszych stron – czytelnik z zainteresowaniem śledzi losy Amona i jego dwóch braci, ciekawi go to, jak skończy się potyczka dobra ze złem. Do tego należy jeszcze dodać, że Przebudzeni nie są powieścią, gdzie bohaterom wszystko przychodzi z łatwością, żeby osiągnąć dany cel, muszą pokonać wiele trudności, jak choćby armię zombie. Przygoda goni przygodę – walki, zagadki do rozwiązania, nieoczekiwane zwroty akcji, ta pozycja wciąga niczym ruchome piaski.

Nowa pozycja Houck to dobrze napisana historia, autorka wplata do niej wątki znane z powieści podróżniczych, sensacyjnych i oczywiście młodzieżowych. Do tego pojawia się kilka horrorowych smaczków i całe mnóstwo zabawnych dialogów, które bawią odbiorcę. Utarczki słowne Lilliany i Amona są naprawdę niezwykle zabawne i dobrze napisane – nie okazują się wciśnięte na siłę, nie ma się wrażenia, iż są sztuczne i niepotrzebne.

A sama mitologia? Colleen przybliża nam niektóre starożytne opowieści, co sprawia, że nawet osoby niezaznajomione z egipskimi mitami, odnajdą się w fabule.

Przebudzeni to dobra powieść młodzieżowa – Houck tworzy ciekawych bohaterów, sprawnie operuje językiem, dostarcza potężną dawkę akcji. Jedynie wątek miłosny pozostawia sporo do życzenia. Jej najnowsza pozycja okazała się jednak o wiele ciekawsza od Klątwy tygrysa, choć pisarka wykorzystała w Przebudzonych sporo pomysłów, które pojawiły się w jej wcześniejszym cyklu.

Piaski pustyni i mumie. „Przebudzeni” – recenzja książki


Tytuł:
 Przebudzeni

Autor: Colleen Houck

Wydawnictwo: We Need YA

Ilość stron: 485

ISBN: 978-83-7976-111-1

Monika Doerre
Monika Doerre
Dawno, dawno temu odkryła magię książek. Teraz jest dumnym książkoholikiem i nie wyobraża sobie dnia bez przeczytania przynajmniej kilku stron jakiejś historii. Później odkryła seriale (filmy już znała i kochała). I wpadła po uszy. Bo przecież wielką nieskończoną miłością można obdarzyć wiele światów, nieskończoną liczbę bohaterów i bohaterek.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu