Triskel to pierwsza powieść Krystyny Chodorowskiej, która ukazała się na rynku wydawniczym. Nauczona doświadczeniem (zazwyczaj niezbyt pozytywnym), do debiutów podchodzę z wielkim dystansem, bo wiadomo – różnie to z nimi bywa. Czy spodobała mi się historia Mayday? Sprawdźcie!
Międzywymiarowe zamieszanie
Mamy złe Imperium, które próbuje tłamsić inne narody, i dziewczynę, próbującą z nim walczyć. Igrzyska śmierci, pomyślicie? No tak, jakby nie patrzeć, schemacik podobny, ale… nie do końca.
Sinead Clarke to z pozoru zwyczajna studentka, jednak w obliczu zagrożenia przywdziewa maskę Maydey i wraz z Kretem i Burzą wyrusza zwalczać przestępczość w Scyld City. (Ten fragment z kolei zalatuje nieco Arrow, gdzie bojownicy walczą o pokój na ulicach Star City… Ale przyznajcie sami, te nazwy to nawet brzmią podobnie, więc nie dziwota, że mi się mimochodem skojarzyło). Wspomniana trójca należy bowiem do Gwardii. To właśnie tam, służąc w imię dobra, mogą spożytkować swoje nadnaturalne moce. Sprawy komplikują się jednak, gdy podczas napadu na muzeum zostaje użyta nowa broń, a w mieście zawita dawny przyjaciel Sinead – Duncan – bojownik o wolność. Jakby tego było mało, pojawia się jeszcze tajemniczy Lazur…
Bohaterowie w natarciu
Czytając Triskel. Gwardię, miałam wrażenie, że przenoszę się do jakiejś superbohaterskiej produkcji Marvela tudzież DC. Krystyna Chodorowska serwuje czytelnikowi sporą dawkę akcji, co w połączeniu z uzdolnieniami bohaterów skłoniło mnie do takich, a nie innych wniosków. Nie wiem zbytnio dlaczego, ale retrospekcje związane z Duncanem nasuwały mi na myśl film o Kapitanie Ameryce (chociaż Kapcio jest zdecydowanie mniej charyzmatycznym i bardziej bezpłciowym protagonistą). Zdecydowanie to jedna z moich ulubionych postaci. Z wielką uwagą śledziłam jej losy i walkę o wyzwolenie Sidheanni.
Charyzmy z całą pewnością nie można odmówić także Sinead. To taki typowy społeczniak, który angażuje się w różne akcje mające wesprzeć ludzi. Jest wrażliwa i empatyczna. Dodatkowo pomaga też w Gwardii.
Burza i Kret zostali skonstruowani na zasadzie kontrastu. Dziewczyna, na co wskazuje jej pseudonim, jest żywiołowa i energiczna. On natomiast wycofany i cichy.
Marsz imperialny
Dzisiaj coś ostro lecę z porównaniami filmowymi, więc teraz mam dla was kolejne. Imperium kontratakuje! (Wybaczcie, ale nie mogłam się powstrzymać. Słowo „imperium” kojarzy mi się wyłącznie z Gwiezdnymi wojnami). Porównanie do GW wydaje się trafne. Jakby nie patrzeć, w książce Krystyny Chodorowskiej mamy starcia rebeliantów z Imperium, bohaterów, którzy nie bacząc na swoje życie, walczą z okrutnym ciemiężycielem, a także magiczne moce (może nie takie jak Rycerze Jedi, ale jednak) i liczne intrygi. Niemniej, od wspomnianych GW Triskel różni brak realizmu. (Biedny cierpiący Han Solo przed zatopieniem w karbonicie czy pozbawiony ręki Luke patrzą na autorkę z dezaprobatą). Niestety, chociaż walki zostały w powieści opisane w sposób obrazowy, to jednak brakuje tego napięcia związanego z faktem, że bohaterom może się coś stać. (Wiem, że są super, mają moce i tak dale, jednak, ale „wypadałoby” ich przecież od czasu do czasu mniej lub bardziej uszkodzić).
Koniec końców
Czas spędzony przy książce mija naprawdę szybko. Lekki styl autorki z całą pewnością ułatwia sprawę. Był moment, który zwolnił akcję, i odniosłam wrażenie, że dalej nie ruszę, jednak później jakoś poszło. Kilka razy miałam także poczucie, że tego wszystkiego jest za dużo, jakby autorka chciała przekazać czytelnikowi zbyt wiele informacji na raz. Mimo że powieść mi się podobała, nie wzbudziła we mnie jakichś większych emocji. Przyjęłam ją raczej ze stoickim spokojem, a podsumowałam słowami: „Było ok”.
Tytuł: Triskel. Gwardia
Autor: Krystyna Chodorowska
Wydawnictwo: Uroboros
Ilość stron: 400
ISBN: 9788328051072