Zanim udało mi się zebrać fundusze na zrealizowanie Wielkiego Marzenia (odwiedzić Japonię chociaż raz) najlepsza na świecie przyjaciółka postanowiła choć trochę pomóc i sprezentowała mi Tokaido – moją pierwszą planszówkę (tak, to możliwe). Taką, która pozwoliła nam pojechać nie dość, że na wycieczkę o całkiem rozsądnym budżecie, a w dodatku nie palcem po mapie, to jeszcze do Japonii okresu Edo (1603–1868), z Tokio (wówczas Edo) do Kioto słynną trasą „tōkaidō” (東海道). Jak informuje autor gry, Antoine Bauza, ta droga łącząca niegdysiejszą i współczesną stolicę państwa, powstała około jedenastego wieku i liczy mniej więcej pięćset kilometrów długości. Odległość tę dzisiaj najszybszym shinkanesenem (Nozomi) pokonamy w jakieś dwie godziny i dwadzieścia minut, czy też, grając – w jakieś pół godziny, zależnie od tego, jak dużo czasu spędzimy, oglądając panoramy albo kupując pamiątki.
Pudełko pełne skarbów
Tokaido samo w sobie nie ma dużo zasad – gracze poruszają się po planszy od jednej gospody do drugiej, wybierając, na które pole przesuną swojego piona. Nie ma żadnego rzucania kostką ani przypadkowości. Jeśli gramy w trzy osoby, wówczas na każdym polu może zatrzymać się tylko jedna osoba, jeśli graczy jest więcej, to na specjalnie oznaczonych polach mogą stanąć dwa pionki. Każdy z graczy wybiera na początku Podróżnika, dającego pewną kwotę pieniędzy (do wydania w sklepie i w gospodach) oraz bonusy. Cel jest jasny: dotrzeć do końca i zgromadzić dostatecznie dużo kart oraz wynikających z nich bonusów, żeby mieć największą liczbę punktów. Zasady opisuje całkiem przystępnie dołączona do gry instrukcja. Jedynym miejscem, które może powodować konfuzję, jest sposób naliczania punktów za kolekcje pamiątek, dlatego znajdziemy w zeszyciku przykład kilku wariantów posiadanych kart i tego, jak będzie w takich przypadkach wyglądała punktacja. Warto się w ten fragment instrukcji trochę uważniej wczytać.
Trasę wycieczkową pokonujemy na trzyczęściowej, solidnej planszy z zaznaczonymi na niej poszczególnymi polami do zatrzymania się – wioskami ze sklepami, świątyniami, panoramami (widoczki!), gorącymi źródłami (sławetne onseny), farmami, a także pięcioma gospodami wyznaczającymi kolejne etapy rozgrywki. Ponadto możemy również spotkać ludzi, którzy skłonni są nam w naszej wędrówce dopomóc na kilka różnych sposobów, gdyż, sami rozumiecie, jesteśmy tacy fajni i zasługujemy na prezenty! Najważniejsze jednak jest to, że planszę wykonano z dobrych materiałów, co zapewni nam długą radość z gry. W pudełku znajdziemy ponadto karty:
- pamiątek,
- gorących źródeł,
- spotkań,
- panoram,
- posiłków,
- osiągnięć, z których część przyznawana jest w trakcie gry, a część dopiero po zakończeniu rozgrywki.
A także, oczywiście, kolorowe piony do gry i pieniądze.
Ruszamy w drogę!
Tokaido nie jest grą dynamiczną, w której wiele się dzieje, a walka jest zaciekła i toczona do ostatniej karty ze sklepu z pamiątkami, choć również tak można w nią grać. Najczęściej rozgrywka opiera się po prostu na dobrej zabawie, gromadzeniu kart, płakaniu, że nie ma się pieniędzy na ładne rzeczy albo że to już kres drogi, a nie zebrało się wszystkich panoram. Można w nią grać również na milion sposobów – pojechać w tę i z powrotem, do zebrania wszystkich kart, z Tokio do Edo i z Edo do Tokio, indywidualnie i drużynowo, rywalizacyjnie i kooperacyjnie. Wszystko właściwie zależy od tego, jakiej rozgrywki nam potrzeba. Można w nią grać z młodszymi i starszymi graczami, mniej i bardziej zaawansowanymi, choć w przypadku tych ostatnich istnieje możliwość, że będą marudzić, iż „nic się w tej grze nie dzieje”. Ale też co ma się dziać, skoro jedziemy na wycieczkę. Wycieczkę! To po prostu gra, która sprawia, że miło razem spędza się czas, a nie uczy, jak zdobywać panowanie nad światem.
Wracając jednak do anegdotki z początku – jak na pierwszy kontakt z grami planszowymi Tokaido okazało się idealne. Śliczne, słodkie, kolorowe i czarujące nie tylko w miarę łatwymi do ogarnięcia zasadami, ale właśnie całą otoczką. Przyznam szczerze, że to był prezent trafiony bardziej niż moja przyjaciółka mogła podejrzewać – kiedy pierwszy raz przechodziłyśmy przez planszę, miałam ochotę płakać, że chociaż w taki sposób spełniła moje marzenie. Nie wiedziała również, że jeszcze długo po tej rozgrywce wyciągałam pudełko tylko po to, aby obejrzeć obrazki. Dzisiaj nie tylko spoglądam z uczuciem na „pierwszą planszówkę”, ale wciąż z wielką chęcią w nią gram – na różne sposoby, z różnymi zasadami, w wersję podstawową czy z dodatkami, wszystko jedno. Ponieważ Tokaido, tak zwyczajnie, mnie kupiło. A teraz wybaczcie, ale biegnę grać, bo od tego całego pisania aż nie mogę się powstrzymać!
Do zobaczenia na drodze!
Tytuł: Tokaido
Liczba graczy: 2-5
Wiek: 8+
Czas rozgrywki: 45 minut
Wydawnictwo: HOBBITY.eu