Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego komiksu Król w Czerni, do współpracy recenzenckiej, dziękujemy Wydawnictwu Egmont.
Metalowy sznyt, czarny król, symbionty i cała rzesza ziemskich bohaterów – tak rysuje się mroczna opowieść, w której Venom musi stawić czoła największemu zagrożeniu, z jakim kiedykolwiek miał styczność. To nie przelewki, tylko walka na śmierć i życie, a stawka jest równie wysoka – rodzina. Jazda bez trzymanki u progu zagłady świata.
Ciężki kawałek symbionta
Wydanie recenzowanego komiksu Król w Czerni nie wyróżnia się niczym na tle pozostałych, standardowych wydań. Miękka okładka ze skrzydełkami, ciekawa grafika na przedzie i tyle. Czytania nie brakuje, bo tomiszcze jest dość obszerne i wypełnione po brzegi ciężką akcją.
Stylistyka okazuje się zaś okropnie ciężka – to zaleta! Rysunki są przepełnione mrokiem, panele aż wyją z bólu, a wiele zaprezentowanych scen wywołuje ciarki na grzbiecie. Do lektury polecam włączyć mocne brzmienia – metalowe riffy nadadzą akcji odpowiedniego sznytu.
Scenarzysta, Donny Cates, stworzył bardzo wyrazisty wydźwięk historii, a rysownicy, Ryan Stegman i Ivan Coello, pięknie wszystko nakreślili. Opowieść jest niezwykle spójna, a wiele narysowanych momentów nadaje się na nadruki do koszulek.
Mrok
Ziemia została obrana za cel przez Knulla – boga pustki i króla symbiontów. Eddy Brock wyczuwał obecność najeźdźcy i przygotowywał się na uderzenie. Venom dobrze wiedział, czym może skończyć się starcie i do czego zdolni są jego pobratymcy. W pogotowiu byli Avengersi i grono innych superbohaterów broniących planety.
Zapadł mrok. Knull oplótł niebo swoim mackami tak, by żadne światło nie przedostało się na powierzchnię. Miał wszystko zaplanowane, cel również był wyznaczony – dziecko Brocka. Rozpoczęły się walki, padali kolejni herosi, hordy najeźdźców nie ustępowały. Wielu straciło życie, inni zaś ukrywali się i czekali na odpowiedni moment. Chwilę, w której mogliby ruszyć i bić się o swoje jestestwo. Najtęższe umysły świata szukały rozwiązania, punktu zaczepienia, słabości przeciwnika.
Wiele prób poszło na marne, szczególnie do momentu odkrycia stworzonego piekła i sekretu jego pana. Pojawiła się nadzieja, szansa na wygraną. Trzeba było tylko dać się przebić światłu, pozwolić wybrać wojownika, który będzie dzierżył promień wiary. Bohaterowie nie odpuszczali, nie dali się złamać. Musieli walczyć!
Światłość
Wojna ciemności ze światłością to schemat dość znany i powszechny, dlatego też nie zaskakuje. W przypadku komiksu Król w Czerni walka dobra ze złem została właśnie w ten sposób ukazana. Czy mamy do czynienia ze sztampową opowieścią? Tak, jednak historia jest bardzo dobrze napisana i wręcz uszyta na miarę dzisiejszego czytelnika. Bohaterowie muszą podejmować trudne decyzje, często dwojako rozumiane. Nie wszystkie czyny mogą być odebrane w dobry sposób, ale cel wciąż okazuje się wspólny – pokonanie boga Knulla i odpędzenie jego armii.
Poświęcenie, śmierć, odrodzenie, kolejne szanse i podobne motywy są tutaj częste. Dokładając odpowiednią muzykę, wspomnianą na początku, i skracając tom do pokazu określonej liczby slajdów, wyszedłby arcyciekawy teledysk. Akcja, rozwałka, trudne chwile, zwroty sytuacji i wiele innych budują ciekawy, interesująco spójny obraz.
Jestem zachwycony Królem w Czerni, otrzymałem to, czego spodziewałbym się bardzo dobrym komiksie. Tom wciągnąłem z szybkością pędzącego pociągu i nie czułem niedosytu. W tej historii zostały zaspokojone wszystkie moje potrzeby. Obudziła się jednak inna – chęć przeczytania poprzednich wydań, które budowały całe wydarzenie. Z komiksem można zapoznać się tak jak ja, ale uzupełnienie treści na pewno będzie pysznym kąskiem. W tym przypadku leci 9/10, a ja szukam wcześniejszych tomów.
Scenarzyści: Donny Cates, Phillip Kennedy Johnson
Ilustratorzy: Ryan Stegman, Iban Coello
Tłumaczka: Zofia Sawicka
Wydawnictwo: Egmont
Liczba stron: 324
EAN: 9788328161184