Na półkach sklepowych – tak fizycznych jak i tych cyfrowych – znajdziemy całe mnóstwo strategii, dzielących się na fabularne, tycoonowe oraz klikaj aż ci się znudzi. Każda z nich albo powiela jakiś temat, albo rozbudowuje doskonale nam znane mechaniki, ale czasem zdarzają się wyjątki eksperymentujące z gatunkiem i prowadzące graczy przez naprawdę odjechane ścieżki. Jeżeli lubujemy się w strategiach, mamy sporo szczęścia – możemy przebierać wśród wielu pomysłów, rozwiązań i ograniczeń. Do takiego wora różnorodności dołączyło także Zombie Cure Lab, dostępne od grudnia 2022 roku w bazie Steam, które stanowi połączenie strategicznego buildera z grą obronną.
Zombie Cure Lab – co to za gra?
Stworzona przez Thera Bytes GmbH produkcja opowiada o świecie opanowanym przez (urocze) zombie i grupie naukowców, którzy w sposób humanitarny próbują je za wszelką cenę wyleczyć i przemienić w… człombie (hybrydę człowieka z zombiakiem). Tyle i tylko tyle, ale to naprawdę wystarczająco, aby opisać rolę w cyfrowym świecie tego produktu. Jednak pomimo tak skromnego opisu fabularnego, otrzymujemy dość mocno rozbudowaną rozgrywkę.
Zaczynamy tradycyjnie od głównego budynku i lądowiska otoczonych drewnianą palisadą. Naszym zadaniem jest rozpoczęcie pozyskiwania niezbędnych materiałów w postaci drewna, metalu, kamienia i tym podobnych. W tym celu stawiamy kolejne budynki i przydzielamy im ustalaną przez nas liczbę naukowców. Wraz ze zdobytym materiałem, rozwijamy bazę o kolejne budowle, które następnie możemy urządzić korzystając z dostępnych (raczej skromnych) zasobów.
W miarę upływu czasu doświadczamy postępu technologicznego, który ułatwia nam rozgrywkę i urozmaica budynki, ale jednocześnie wymaga sporo czasu i pracy należących do naszej ekipy podwładnych. W tym miejscu nachodzi mnie refleksja, że chociaż przyjdą momenty pełne napięć, w których zaczną otaczać nas wesołe zombiaczki, to ogólnie ta gra ma charakter mocno relaksujący i da się przy niej bardzo przyjemnie spędzić czas. Dużo czasu, bo ten płynie dość niespiesznie.
Jak wygląda rozgrywka w Zombie Cure Lab?
Gra zachowuje przyjemny balans pomiędzy wspomnianymi napięciami a czasem pełnym chillu. Mamy tu przeważnie pracowity, spokojny dzień, a po nim nie-tak-przerażającą noc, gdzie zombie szturmują nasze mury, a także bramy. Czasami napotykamy bossa, który jest wytrzymalszy niż jego mniejsi koledzy i potrafi siać większe spustoszenie, ale warto wiedzieć, że przerwanie murów obronnych nie zawsze oznacza porażkę i często da się odbudować do poprzedniego stanu w ciągu zaledwie jednego dnia.
Zadaniem gracza jest przetrwanie nocnych napaści, poprzez obronę różnymi działkami, zamrażaczami i innymi zbudowanymi przez nas machinami, ale także późniejszy transport zamrożonych stworów do naszych lecznic. W zależności od postępu w grze uzyskujemy różne poziomy wyleczenia i zdolności zombie do wykonywania poszczególnych prac, a tym samym – do dołączenia do naszej społeczności. Im niższy poziom wyleczenia, tym trudniej będzie nam opanować agresję kuracjuszy i zadbać o ich specyficzne potrzeby (na przykład dostęp do rozrywek). W tym wszystkim nasi ludzie mogą stać się zmęczeni, senni czy też głodni, dlatego też musimy cały czas pamiętać o podstawach przetrwania, przerwach czy karmieniu ekipy. Przyda się też sporo strategicznego myślenia w kwestii planowania przestrzeni i rozdzielania czasu na różne aktywności. Przykładowo, rozwój prac nad lekiem dla zarażonych zależny jest od liczby dostarczonych do centrali osobników, dzięki czemu możemy podreperować stan magazynowy lub zwiększyć punkty badań. Stąd też może nam przyjść do głowy taktyka, by wcale nie ubolewać nad ewentualnym szturmem zielonych wrogów.
Jak się prezentuje Zombie Cure Lab?
Bardzo polubiłam warstwę wizualną omawianego tytułu, choć mnogość detali w panelu sterowania jest brutalnie przytłaczająca. I o ile na pececie dawałam sobie z tym spokojnie radę, o tyle na Steam Decku miałam ogromny problem nie tylko z wybieraniem odpowiednich opcji, ale w ogóle z dostrzeganiem ich na ekranie.
Grafika w Zombie Cure Lab może nie jest jakaś szczególnie oszałamiająca, a raczej prosta i kolorowa, ale za to postacie są niezwykle niestandardowe, bo przypominają rozczochrane kukiełki z dużymi oczami. Nie posiadają one jednak znaków szczególnych, po których rozpoznamy ulubionych naukowców. Zainfekowani natomiast, wraz z poziomem wyleczenia, nieco się zmieniają i jest to bardzo przyjemne do obserwowania.
Jeżeli zaś chodzi o świat, w którym toczymy heroicznie, uzdrawiające podboje, to jest on raczej mały i dość ładny, ale niestety monotonny i ograniczony wzniesieniami, co także wpływa na liczbę dostępnych surowców, a zombiaki przybywają do nas z tunelu, na który nie mamy żadnego wpływu.
Poruszanie się małych ludzików czasami doprowadza do wielu irytujących błędów. Potwory blokują się między drzewami, a naukowcy zamiast uciekać do schronów, uparcie próbują przepchnąć się przez blokowaną przybyszami bramę czy drzwi. Interfejs nie do końca jest czytelny i tak na początku, jak i później, czeka nas intensywne szukanie, gdzie co było i jak się to robiło. I nie chodzi tylko o wspomniane wcześniej małe elementy, ale też o bardzo nielogiczny podział pomieszczeń i przedmiotów, które niekiedy występują w naprawdę dziwnych, bezsensownych miejscach w panelu.
Cennym uzupełnieniem przyjemnej, choć monotonnej grafiki, jest wpadająca w ucho muzyka. Muzyka, która nie przytłacza, nie męczy i nie jest tak nachalna, by irytować gracza swoją obecnością. Dla mnie ma to ogromne znaczenie, ponieważ jeśli chcę spędzić w sandboxowej grze więcej czasu, nie może ona odrzucać takimi detalami.
Gdzie problem?
Choć Zombie Cure Lab wzbudza moją ogólną sympatię ze względu na oryginalny pomysł i odrobinę humoru wplecioną w narrację, to nie da się ukryć, że gra ma wiele wad. Po pierwsze: są to liczne bugi psujące rozgrywkę. Po drugie: próg wejścia jest tutaj dość wysoki. Pomimo obecności samouczka, tak naprawdę nie otrzymujemy zbyt wielu informacji dotyczących tego, co w jaki sposób zrobimy. Skomplikowanie interfejsu absolutnie w niczym nie pomaga, a wręcz będzie odrzucające dla wielu początkujących graczy.
Trzeci aspekt, to spadki wydajności, gdy na ekranie dużo się dzieje. Im mocniej rozbudujesz wnętrze bazy, tym jakość obrazu będzie niższa, a liczba zacięć ulegnie zwiększeniu. I choć rozumiem, że po niemal roku od premiery gra nadal ma status early access, to nie wiem, jak długo mamy czekać na to, aby twórcy pozbyli się choćby części jej problemów.
Zombie Cure Lab – krótkie podsumowanie
Choć przy okazji premiery tytuł ten przeszedł raczej bez echa, to uważam, iż jest to propozycja z niezłym potencjałem, a przede wszystkim – ciekawym pomysłem, po którą warto jeszcze sięgnąć. Gry z zombiakiami w roli głównej przyzwyczaiły nas do mnóstwa agresji, wielkiej rąbanko-siekanki i chodników spływających krwią, a tutaj otrzymujemy coś zupełnie innego. Tak, możemy ponieść porażkę, tak, nocami napięcie wzrasta, tak, interfejs ma sporo irytujących elementów, ale jest to ciekawa, oryginalna propozycja, przy której można spędzić parę godzin. Raczej nie więcej, bo choć producenci poszli w dobrą stronę, to obawiam się, że wielu graczy szybko się znudzi, a nawet zirytuje, całkowicie zapominając o ich dziele.
Pomysł jest niezły i gra ma swoje mocne strony, ale ani fabuła, ani postacie nie rozwijają się na tyle interesująco, aby chciało się do tego tytułu wracać miesiącami.
- przyjemna dla oka grafika,
- oryginalny pomysł na fabułę,
- muzyka,
- balans pomiędzy napięciem a luzem.
- skomplikowany interfejs,
- liczne błędy,
- monotonia,
- brak logiki w rozłożeniu elementów menu.
Do przygotowania recenzji otrzymaliśmy kopię gry od https://game.press