Za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki Siedmioro świętych bez twarzy do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu We Need YA.
Kiedy ktoś pyta mnie o ulubiony gatunek literacki, bez chwili namysłu wskazuję fantasy. To nie oznacza jednak, że nie sięgam po utwory reprezentujące inne rodzaje – co i rusz zanurzam się w powieściach Agathy Christie czy rodzimego klasyka. Swoją przygodę z książkami zaczynałam od powieści awanturniczych i historycznych, więc mimo tego, iż najczęściej sięgam po tytuły fantasy, nie zapominam o pozostałych formach.
Najlepsze są jednak mariaże. Łączenie w jednym utworze kilku gatunków literackich to to, co doceniam najbardziej. Oczywiście o ile taka kompozycja rodzajowa wypada przekonująco i jest odpowiednio przemyślana. Debiut M.K. Lobb, Siedmioro świętych bez twarzy, okazał się przykładem na idealne połączenie paru gatunków – fantasy, horroru i kryminału. Co powstało w tym kociołku składającym się z różnych składników literackich?
Zemsta
Rossana Lacertosa ma swój plan – pragnie zemścić się na mordercy jej ojca, który kiedyś był przyjacielem rodziciela dziewczyny. Kiedy jednak bliski bohaterki zdezerterował z wojska, jego kompan dopilnował, by spotkała go za to zasłużona kara – śmierć. Nie omieszkał również wysłać Roz i jej matce głowy zabitego i zhańbionego mężczyzny. Od tego wydarzenia minęło kilka lat, jednak nienawiść w sercu protagonistki nie zmalała, nadal pragnie jednego – zemsty na mordercy ojca. Mordercy, który jest też rodzicielem jej przyjaciela z przeszłości – Damiana Venturiego, dowódcy straży Palazzo.
Relacje pomiędzy bohaterką a jej dawnym kolegą są dość napięte, nie tylko ze względu na fakt, iż jego ojciec jest odpowiedzialny za śmierć członka rodziny Roz. To o wiele bardziej skomplikowane.
Kiedy wydaje się, że drogi bohaterów już nigdy nie zostaną złączone, dochodzi do serii morderstw. Początkowo nikt nie widzi między nimi powiązania, w końcu śmierć kilku nieuprzywilejowanych osób to nic nadzwyczajnego, ale po zabójstwie prominentnego członka Palazzo sytuacja zaczyna przybierać inny obrót. Okazuje się, że wszystkie morderstwa są ze sobą powiązane.
Do zbadania sytuacji, zwłaszcza tej związanej z Palazzo, zostaje wydelegowany Damian. Jakie jest zdziwienie chłopaka, gdy pomoc w rozwiązaniu zagadki zabójcy oferuje mu Rossana. Czy tej dwójce uda się rozwikłać tajemnicę zgonów? Czy przeszłość bohaterów pozwoli o sobie zapomnieć? Czy będą w stanie odłożyć ból i lęk na bok?
Zagadki
Siedmioro świętych bez twarzy to bardzo udany debiut literacki M.K. Lobb. Nie jest może idealny, ale nie tego oczekujemy po pierwszej powieści osoby autorskiej, w końcu na dopracowanie stylu i konceptów pisarka ma czas. Liczy się to, że potrafi zadziwić i zainteresować czytelnika swoją książką. Resztę można doszlifować przy kolejnych tytułach.
Tytuł Lobb to, jak już wspominałam wcześniej, połączenie fantasy, horroru i kryminału. Mamy więc świat, w którym wybrane jednostki, te uprzywilejowane, otrzymały dary od jednego z sześciu (choć kiedyś było ich siedmiu) świętych bez twarzy. Tą wybraną osobą jest chociażby Roz, należąca do zakonu apostołów Cierpliwości. Mamy mroczny klimat i niebezpiecznego mordercę, który z zimną krwią zabija ludzi. Mamy w końcu motyw śledztwa, tajemnice do odkrycia i ślady, jakie mogą wskazać bohaterom zabójcę. To wszystko łączy się ze sobą i tworzy wciągającą oraz odpowiednio poprowadzoną opowieść.
Historię o podziale na klasy, walkach politycznych i społecznych, poszukiwaniu odpowiedzi na wiele pytań i miłości. Tak, Siedmioro świętych bez twarzy zawiera w sobie jeszcze jeden element – romans. Nie jest on może mocno wyeksponowany, ale stanowi kolejny trzon powieści. I niestety jej najsłabszy punkt.
O ile warstwy fantasy, horroru i kryminalna są dobre, o tyle ta związana z uczuciami protagonistów pozostawia sporo do życzenia. I nie chodzi nawet o rozwijające się między nimi uczucie, bo to ma sens i jest logicznie wytłumaczone. Mam na myśli wtrącenia związane z sympatiami Roz i Damiana. W najmniej odpowiednich momentach, zwłaszcza w sekwencjach panny Lacertosy, pojawiają się odniesienia do wyglądu obiektu westchnień osoby bohaterskiej. Nie mają one sensu, nie łączą się z opisywanym w danym rozdziale wydarzeniem, dekoncentrują i wprowadzają chaos. Są najzwyczajniej w świecie niepotrzebne.
Lepiej, i to o wiele, wypadają momenty, w których protagoniści skupiają się na poszukiwaniu mordercy czy te związane z wątkiem polityczno-społecznym. Autorka mocno akcentuje podział, jaki istnieje w społeczeństwie – na tych uprzywilejowanych, apostołów czy służących im strażników, oraz całą resztę. W tej powieści nie wspomina się tylko o nierównościach, pisarka je punktuje i tworzy wątek rozgrywający się wokół tego tematu.
Podsumowanie
Siedmioro świętych bez twarzy to zacna pozycja. Jej plusami są niewątpliwie wątki kryminalne i polityczno-społeczne, kreacja głównych bohaterów, mroczny i niepokojący klimat utworu czy element związany z siódmym świętym bez twarzy – Chaosem.
Tytuł posiada jednak kilka wad, największą z nich jest wątek miłosny, a dokładniej uczuciowe przemyślenia osób bohaterskich. Szkoda również, że autorka tak mało miejsca poświęciła tytułowym personom, czyli świętym bez twarzy. Jedynie o nich wspomina i zarysowuje konflikt z jednym z nich, ale to za mało, by dokładnie poznać prawa rządzące tym literackim światem. Mam ogromną nadzieję, że to zaniedbanie zostanie naprawione w kontynuacji Siedmiorga świętych bez twarzy.
Tytuł: Siedmioro świętych bez twarzy
ISBN: 9788367551885
Wydawnictwo: We Need YA
Liczba stron: 360
Więcej informacji TUTAJ