Czasem trafiamy na produkcje, które porywają nas od pierwszych odcinków. Tak miałem z pierwszym sezonem produkcji Netflix Zasoby ludzkie. Czy ten poziom został utrzymany?
Zacznijmy od tego, że Zasoby ludzkie to spin-off Big Mouth i tym razem też możemy przyglądać się temu, jak pracuje biuro, którego jedynym zadaniem jest pilnowanie ludzi. By realizowali swoje cele, marzenia, kochali innych, albo robili zwariowane rzeczy, jak seks w miejscu publicznym z policjantem, który przyjechał dać mandat. Oczywiście są to różne przykłady ekstremalnych zachowań, w jakie mogliby wpędzić nas pracownicy wspomnianego biura. Niemniej, przy nich, takie sytuacje nie są niemożliwe.
No to zabawa od początku!
Tym razem również mamy przed sobą typową pracę w Zasobach ludzkich, gdzie kochaluchy chcą, by ludzie czuli miłość, jednocześnie walcząc z logicznymi kamieniami, pragnącymi większej racjonalności. Nie możemy zapomnieć o goblinach ambicji czy też o potworach hormonalnych, co BDSM mają w małym palcu i to lepiej niż sam Christian Grey.
W drugim sezonie kontynuowane są wątki znane z wcześniejszych odcinków. Mourice i Connie mierzą się z rodzicielstwem i dorastaniem ich potworka, Rochelle i Dante zrywają ze sobą. Pette dalej nie ogarnia siebie, bo jest za logiczny. Do tego nie możemy również zapomnieć o boskim Dante, który ma jeden cel – zemstę… Po prostu jeden wielki cyrk na kółkach, a ta cała ekipa ma niby pomagać ludziom.
Właśnie, a co z ludźmi?
Skoro już ustaliliśmy, kto jest głównym klientem działu Zasobów ludzkich, to ta recenzja nie będzie kompletna bez ważnego elementu, czyli diagnozy naszego gatunku. Człowiek z natury jest istotą kruchą, podejmującą złe decyzje, dlatego taka ekipa wariatów, siedząca w wyobraźni, bywa czymś, co często ratuje skórę.
Każdy z odcinków przedstawionych w Zasobach ludzkich ciągnie wątki z poprzedniego sezonu, a te przedstawiane nam są wspólnie, co pozwala zrozumieć znane już postaci. Problem pojawia się jednak później, ponieważ wraz z rozwojem fabuły, nie można pozbyć się wrażenia, iż scenarzyści nie do końca wiedzą, co chcą zrobić ze swoją opowieścią. Tu dają nam kobietę, która ucieka od swojej przeszłości i decyzji oraz pragnie szybkiego seksu z przypadkowymi mężczyznami, najlepiej jeszcze bez zobowiązań. Z drugiej strony mamy mężczyznę, próbującego wrócić do świata randkowania po utracie wspaniałej żony, bez jakiej teraz nie może się odnaleźć. Bohater stara się ogarnąć nowe życie i rzeczywistość z innym obiektem westchnień w roli głównej. Ciężkie emocje do przepracowania zawsze są problematyczne, zarówno dla ludzi, jak i ekipy.
W tym sezonie w sumie nic nie ma
Ponownie wracam do tego, co nie leżało mi wcześniej, czyli właśnie brak jakiegoś większego sensu. Z jednej strony dostajemy masę nawiązań do miłości i jej wielu form w zależności od postaci, które mają, lub nie, z nią problem, a także rozważania na temat tego,jak wpływa ona na klientów działu Zasobów ludzkich. Z drugiej, nie można pozbyć się wrażenia, że nie ma za bardzo tutaj charakterystycznego czynnika, sprawiającego, że ponownie wsiąkniemy w ten świat i jakoś zżyjemy się z jego postaciami z pierwszego sezonu. Jasne, twórcy postarali się, by wplatać gagi z innych produkcji, ale nawet te bywały sztywne i oklepane. Wrzucono je tam, by było śmiesznie, ale humorystyczne sceny nie potrafiły wpisać się w to, co już znaliśmy.
Drugi sezon nie napawa optymizmem
Chciałem, by i ten sezon Zasobów ludzkich był czymś wciągającym i ponownie czarującym nas światem. Niestety, tak się nie stało. Nie potrafię nawet podać jednego przykładu za tym, by można było spokojnie polecić ten serial. Gdzieś zniknęła ta magia znana nam z Big Mouth – w pierwszym sezonie czuć było jej elementy, jednak w drugiej serii j zanikła na dobre.
Nie wiem, co będzie dalej z tą marką, ale patrząc na to, co twórcy zaoferowali nam teraz, nie spodziewałbym się czegoś specjalnego. Zwłaszcza jeśli spojrzymy na fakt, że nie do końca da się określić, o czym tak właściwie były nowe odcinki Zasobów ludzkich.