Tak kultowej marki, jak Power Rangers, nie trzeba chyba dziś nikomu przedstawiać. Jednak co wyjdzie z mieszanki nostalgii i Netflixa?
Power Rangers: Once & Always to ten przykład produkcji, którego tak naprawdę nie powinno być na rynku. Jednak ktoś miał wspaniały pomysł, żeby z błogosławieństwem niektórych aktorów z oryginalnej ekipy serialowej wersji, słabym i tanim pomysłem na fabułę oraz kiczem wyskakującym zza rogu, aby dać zielone światło na realizowanie.
Znów to samo!
Akcja filmu dzieje się dwadzieścia lat po tym, co przedstawiono nam w serialu Mighty Morphin Power Rangers, i bohaterowie ponownie stają do walki przeciw znanej Ricie Repulsie. Tym razem dysponuje ona tak samo diabolicznym planem. Chce wykorzystać energię Rangersów, żeby zmienić bieg pewnych wydarzeń.
Trudno napisać więcej o wątku fabularnym, który jak widać, nie stanowi czegoś specjalnie rozbudowanego, dodam jedynie, że całości nie ratuje fakt obecności aktorów popularnych już z poprzednich odsłon przygód wojowników mocy.
Nawet dodanie do opowieści nowego pokolenia superbohaterów, niespecjalnie jakoś prowadzi i nie wpisuje się płynnie w to, co już znajome. Ten film z każdą minutą udowadnia niejako — powtarzalność pomysłów żyje dziś jako świetny pomysł na to, by robić projekty, gdy nie posiada się na w storyboardzie innych, bardziej konkretnych pomysłów na jakiekolwiek elementy dzieła jako całości.
Podczas oglądania często nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to jakiś z tych przypadków, gdzie ma się do czynienia z projektem, sugerującym niby, iż to w porządku. Lecz do momentu, bo gdy zaczniecie myśleć, nagle całość sypie się niczym domek z kart.
Dlaczego to powstało?
Po tym, co zobaczyłem na ekranie podczas oglądania, wiem na pewno jedną rzecz, mianowicie nostalgia to porządny powód, by nie robić pewnych rzeczy.
Gdybym jednocześnie szukał powodów, dlaczego warto tracić czas na oglądanie tego wytworu netflixowej kinematografii, to bym równie dobrze od razu mógł anulować swój abonament, bo ich po prostu nie uświadczymy.
Patrząc z szerszej perspektywy, więcej sensu w porównaniu z Once & Always posiada stworzony w 2017 reboot, jakiego kiczowatość teraz wydaje się dysponować prędzej wartością dodatnią niż być gwoździem do trumny na skali ocen. Sam byłem pośród tych recenzentów, jacy pisali o tym filmie, iż to coś bezsensownego. Teraz czuję niesmak, bo nie lubię odwoływać swoich słów, ale Once & Always powinno dostać ten tytuł szybciej niż wyreżyserowany przez Deana Israelite’a twór.
Nie oglądajcie tego
Powód pierwszy oraz oczywisty: jeśli nazywacie siebie fanami przygód Power Rangers, to nie psujcie sobie obrazu postaci, które znacie z seriali, tym czymś z oferty Netflix. Drugi to brak jakiejś sensownej i wciągającej fabuły trzymającej widza przy ekranie.
Kiedy przypomnę sobie, jak w mediach przedstawiano ten film i budowana narracja, iż to produkcja mająca niejako formę hołdu dla nieżyjących już członków oryginalnej obsady serialu, to niestety… to nie wyszło, a wręcz pokazało, że hołd ten jest tak naprawdę elementem dodatkowym, gdyż widać, iż nostalgia oraz profit idą tutaj ze sobą ramię w ramię.
Nie ukrywam, że martwi mnie stan dzieł filmowych od platform streamingowych, ponieważ doszliśmy do takiego cudownego momentu, gdzie mamy marki z wielkim fanbase, do tego masę materiałów i informacji, dzięki którym możemy stworzyć świetne produkty, ale priorytetem okazuje się zgodność z zaplanowanymi wydatkami lub inną dziwną wymierną. To niepodważalna prawda, zwłaszcza w korporacjach, jednak więcej takich wytworów” pokaże użytkownikom, że nie warto subskrybować platformy, jakiej każdy tworzony film bazujący na jakiejś kultowej marce, okazuje się niewypałem.
Niestety, spadek jakości produkcji bywa coraz bardziej widoczny, co sprawia, że wiele filmów czy pomysłów bywa zagrożonych i udowadnia, iż niedługo nie będzie co oglądać, bo wszystko stanowi jeden wielki kicz, a nawet ten potrafi na pewnym etapie stać się czymś niesmacznym.
Tytuł oryginalny: Mighty Morphin Power Rangers: Once & Always
Reżyser: Charlie Haskell
Czas trwania: 55 minut
Rok produkcji: 2023