Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego komiksu Mroczne Sąsiedztwo. Zew do współpracy recenzenckiej dziękujemy wydawnictwu Jaguar.
Piękne i smukłe elfy, skrzydlate wróżki i radosne skrzaty. Prawda jednak jest taka, iż charakter tych stworzeń w starych legendach odbiega od przedstawianego współcześnie obrazu nieco psotnych, ale w gruncie rzeczy dobrych istot. Holly Black w swych publikacjach stara się przybliżyć pierwotny wizerunek Małego Ludu. Nie inaczej jest w pierwszym tomie Mrocznego Sąsiedztwa pod tytułem Zew.
Romans folkloru z urban fantasy
Holly Black to autorka dobrze znana miłośnikom young adults fantasy, zasłynęła serią Okrutny Książe, która skradła serca czytelników na całym świecie. Pisarka snuła opowieść o nienawiści, zemście i miłości, osadzając ją w realiach będących połączeniem współczesnego oraz tego inspirowanego szekspirowską komedią Sen nocy letniej.
Podobnie jak we wspomnianej sztuce, domeny elfów i ludzi przenikają się nieustannie, oddzielany jedynie w najważniejszych miejscach cienką, magiczną zasłoną. Biada śmiertelnikom, którzy ją przekroczą. Mieszkańcy Królestwa Elfów nie są bowiem radosnymi, skrzydlatymi istotami lubiącymi zagadki i igraszki. A przynajmniej nie tylko. Nie mogąc kłamać, do perfekcji opanowali sztukę manewrowania prawdą, tak by uzyskać zamierzony cel. Ich uśmiechy są nimi tylko na pierwszy rzut oka, a piękno ma w sobie coś pierwotnego i odrealnionego, w dodatku ich ciała często posiadają cechy zwierzęce. Znudzone wiecznością, kierujące się niezrozumiałą dla śmiertelników moralnością, ludzi traktując jedynie jak zabawki, lub jeszcze gorzej, dając upust swoim żądzom i okrucieństwu.
Właśnie taki obraz elfa, bliski europejskiemu folklorowi, kreuje Holly Black, a Mroczne Sąsiedztwo jest tego najlepszym przykładem.
Gawęda o małej Rue
Rue, niepokorna młoda kobieta, wiedzie swą egzystencje na pograniczu paradoksu łączącego w sobie szarą przeciętność i alternatywnego rocka, bez celu w życiu i wyznająca zasadę: Żyj na luzie, bo od przejmowania się dostaniesz zmarszczek lub nadkwasoty. Ni to niska, ni wysoka, niby posiadająca to coś w sobie, choć w sumie całkiem zwyczajna. Jednak tak naprawdę nie ma w niej nic zwyczajnego. Ale o tym później.
Rue mieszka z rodzicami w West City. A przynajmniej mieszkała, bowiem kilka tygodni temu jej matka zaginęła. Ojca pochłonął marazm, przez co też jakby go tak naprawdę nie było. Gdyby nie trójka przyjaciół, Rue zostałaby sama. Na domiar złego od czasu zniknięcia rodzicielki dziewczyna ma zwidy. Bo czy widok dziwacznych stworzeń, czasem jedynie przypominających ludzi, może oddawać prawdziwy obraz rzeczywistości? Jak gdyby nie dość było tego szaleństwa, jej tata zostaje aresztowany i oskarżony o zamordowanie jednej ze swoich studentek, a w tym samym momencie znikąd pojawia się ojciec jej matki, który zdecydowanie nie wygląda na czyjegokolwiek dziadka, oznajmiając bohaterce, że wszystko, w co wierzyła, to fikcja. Czy świat wróżek i elfów może istnieć naprawdę? Czy jej piękna i ekscentryczna matka może być jedną z nich? I co to oznacza dla samej Rue?
Sen to czy koszmar Nocy Letniej
Zew stanowi nie tyle pierwszy rozdział co wstęp do Mrocznego Sąsiedztwa, wprowadzając nas w historię Rue, ukazując nie to kim jest, na to pytanie dostaniemy odpowiedź wkrótce, a jaka jest, jak wyglądało jej życie do tej pory. Leniwe, bezcelowe i szare, ale przy tym względnie bezpieczne, nie licząc dość ekstremalnego hobby, jakim jest urbex (eksplorowanie opuszczonych, wyłączonych z użytku i często zrujnowanych i zamkniętych budynków). Jednak i ta iskierka inności w zasadzie wpisuje się idealnie w typowy wizerunek outsidera, za którego chce uchodzić protagonistka.
Jedynym barwnym elementem w jej codzienności była obecność ekscentrycznej matki posiadającej specyficzne poglądy, rękę do roślin i niezwykłą, nieludzką wręcz urodę. Gdy znika, życie dziewczyny, choć przedstawione jako pozornie stateczne i niezmącone, wywraca się do góry nogami, a ona sama przekonana jest, że traci zmysły. Najgorsze jednak dopiero nadciąga.
Opowieść rozplanowana została na trzy tomy, więc nic dziwnego, że w pierwszym nie otrzymujemy wszystkich rozwiązań, a zakończenie ma nas zaciekawić i przekonać do sięgnięcia po kolejne zeszyty. I po części twórcom to wzbudzenie zainrygowania się udało, jednak dobrze by było mimo wszystko dostać coś więcej niż rozbudowany trochę na siłę wstęp, wydłużony przez poboczny wątek, którego rozwiązanie mocno rozczarowuje i pozostawia czytelnika z myślą: „po kiego grzyba mi to było?”. Natomiast docierając do ostatniej strony, nie tyle czujemy zainteresowanie co ogromny niedosyt, bowiem Zew kończy się w chwili, kiedy na dobrą sprawę zaczął się właśnie rozkręcać, a to świadczy o nie najlepiej rozplanowanej historii, mam nadzieję, że w zapowiedzianych kolejnych dwóch tomach będzie pod tym względem dużo lepiej. Tym bardziej, że Holly Black słynie z emocjonujących zwrotów akcji.
Oniryczny świat baśni obok świata szarej rzeczywistości
W powieści graficznej sukces zależy od talentu dwóch osób: tej odpowiedzialnej za tekst i drugiej zajmującej się oprawą graficzną. I trzeba przyznać, że Ted Naifeh perfekcyjne wykonał swoją część pracy nad tym projektem. Jego styl, łączący klimat goth i konwencja komiksów w tej tematyce z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych o ciężkiej formie, mocnym cieniowaniu i charakterystycznym połączeniu ostrych i miękkich linii, idealnie wpasowuje się w snutą przez Holly Black współczesną baśń na pograniczu folkloru i miejskiej legendy. I choć w pierwszej chwili brak wypełnienia kolorem może wywoływać ukłucie zawodu, bo w końcu chciałoby się zobaczyć tę feerię barw Królestwa Elfów i jego mieszkańców, tak już po dwóch przeczytanych stronach w pełni przychodzi zrozumienie, że właśnie ta silna, czarno-biała kreska w doskonały sposób oddaje ducha poznawanej przez czytelnika historii.
Przedstawione przez niego postacie Małego Ludu łączą w sobie hipnotyczne piękno i dzikość zwierzęcego magnetyzmu. Są urodziwe i nieludzkie zarazem. Właśnie tak wyobrażałam sobie zawsze fantastycznych bohaterów Snu Nocy Letniej czy też serii Okrutny Książe.
Tym, co zasługuje na szczególną uwagę, jest sposób, w jaki rysownik oddał dwoistą naturę Rue. Jej zwyczajność, a jednocześnie niepospolitość, które nieustannie przenikają się na naszych oczach. Dziewczyna w na pierwszy rzut oka wygląda jak niewyróżniająca się niczym z tłumu nastolatka, by w drugiej chwili jedno spojrzenie na jej rysy twarzy wystarczyło, by dostrzec niezwykłe, elfie korzenie. To niełatwe zestawić ze sobą w tej samej postaci tak dwie skrajnie różne cechy, a Naifehowi udało się to znakomicie.
Czy warto czekać na Znak?
Jako fanka twórczości Holly Black z utęsknieniem czekałam na polskie wydanie Mrocznego Sąsiedztwa. Zewu, jednak nie do końca sprostał on moim oczekiwaniom. Bo choć wizualnie zachwyca swoją mroczną stylistyką i przywodzącą na myśl senne mary kreską, a sam pomysł na fabułę jest bardzo obiecujący, tak historia w tym tomie gdzieś się rozmywa, aż mam ochotę napisać, iż autorka zamiast konkretnie zacząć, lała wodę, niepotrzebnie wydłużając, i z czegoś, co mogło być wstępem do opowieści, zrobiła akt pierwszy tylko po to, by dało się ich stworzyć kolejne dwa. Niemniej jestem ciekawa, jak dalej potoczą się losy Rue. Czy wybierze ścieżkę śmiertelniczki, czy elfiej córki? A może wytyczy swój własny szlak?
Autorzy: Holly Black, Ted Naifeh
Liczba stron: 128
ISBN: 978-83-8266-149-1
Wydawnictwo: Jaguar
Więcej informacji TUTAJ