Trochę gromów i wiele miłości. „Thor: Miłość i Grom” — recenzja filmu

-

Za przekazanie egzemplarza recenzyjnego DVD Thor: Miłość i Grom do współpracy recenzenckiej dziękujemy Wydawnictwu Galapagos Films.

Przed seansem Thor: Miłość i Grom miałem sporo obaw dotyczących nowego filmu Taiki Waititiego. Jakość ostatnich produkcji ze stajni MCU pozostawiała, moim zdaniem, wiele do życzenia. I gdy przyszedł czas na napisy końcowe przygód Gromowładnego, choć ogólnie byłem zadowolony z seansu, to podskórnie czułem, że wydarzyło się coś niedobrego przy tworzeniu tego filmu. 

Ale zacznijmy od początku, dobrze? 

Przepełniony żądzą zemsty Gorr wchodzi w posiadanie potężnego miecza, mogącego zabić każdą żywą istotę we wszechświecie. Wyznacza sobie za cel zabicie wszystkich bogów, których wini za swoje nieszczęście i utratę bliskich. Tymczasem główny bohater, Thor, wyrusza w podróż z grupą przyjaciół, by uratować porwane przez Gorra dzieci z Nowego Asgardu oraz nie doprowadzić do realizacji jego planu Ale nie jest to takie łatwe, tym bardziej, że nagle do jego życia wraca była dziewczyna, Jane Foster.

Kolejny rozdział życia Thora

Ze wszystkich oryginalnych Avengersów to właśnie Thora ceniłem od zawsze najbardziej. Poza dwoma pierwszymi filmami o przygodach Gromowładnego, MCU miało sensowny pomysł na rozwój tego bohatera. Na pewnym etapie uniwersum stawał się on pełnokrwistym charakterem, a nie tylko zabawnym gościem rzucającym to tu to tam żarcikami. W momencie Wojny bez Granic czy Końca gry był on jedną z najbardziej poobijanych przez życie postaci w MCU. Utrata miłości, najbliższych, w końcu depresja spowodowana niepowstrzymaniem Thanosa. 

Thor: Miłość i Grom
Kadr promujący film „Thor: Miłość i Grom” reż. Taika Waititi/Galapagos Films, Marvel

Na początku Miłości i Gromu Thor nie ma sensu życia. Podróżuje po kosmosie ze Strażnikami Galaktyki, próbując go znaleźć. Jednak za sprawą Gorra i jego rzezi bogów, a także faktu, że porwał dzieciaki Asgardczyków, bohater zaczyna widzieć cel, do którego chce dążyć. 

Kolejne minuty filmu pokazują zmiany, jakie w nim zachodzą, czy to w scenach, gdy rozmawia z porwanymi dziećmi, czy dialogach ze swoją eks. Jego kolejne losy nie wydają się tutaj wymuszone, będąc sztucznym przedłużeniem przygód Thora. Faktycznie można poczuć, że są one naturalnym wynikiem jego doświadczeń, jednocześnie otwierajać masę możliwości dla kolejnych przygód syna Odyna. 

Jane Fonda…? Jodie Foster…? Jane Foster!

O wątku miłosnym w filmach o Thorze można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że był dobry. Pokraczne próby reżyserów, by pokazać jakąś chemię pomiędzy Jane Foster a Gromowładnym spełzły na niczym. Jedynym wnioskiem, jakim można było wyciągnąć z ich relacji, to: zakochali się w sobie, bo ona jest piękna i on jest piękny, koniec. 

Wskutek tego całkowite zmarnowano aktorski potencjał Natalie Portman. Jednak Taika Waititi stwierdził, że spróbuje odratować ten wątek i postać Jane w Miłość i Grom. I moim zdaniem udało mu się to na szóstkę z plusem! 

Kluczowe jest tu kilka retrospekcji, które serwuje widzom reżyser. Choć dostajemy jedynie parę scen pokazujących drogę związku Thora i Jane, to czuć w nich dużo więcej chemii niż w dwóch pierwszych filmach razem wziętych. Przede wszystkim możemy dowiedzieć się, dlaczego zerwali, jaki mieli do siebie stosunek. Zabieg ten pozwolił na powrót Jane Foster. 

W Miłość i Grom postać ta w końcu nabiera jakiegoś konkretnego charakteru, dodatkowo posiadając przed sobą solidną drogę. Nie odgrywa ona tutaj roli love interest, a faktycznie jest ona integralną częścią filmu. To również za jej sprawą Thor przechodzi zmianę, która prawdopodobnie nie dokonałaby się bez niej. No i przede wszystkim gdyby nie ona, nie miałby jakiekolwiek szansy w walce z Bogobójcą. 

Chistian “Gorr” Bale 

Dożyliśmy ciekawych czasów, kiedy to nagradzani aktorki i aktorzy wprost wypowiadają się o chęci zagrania w filmach Marvela. A przypomnijcie sobie jak to było kilka lat temu, gdy odbierano to jako coś negatywnego. Dziś taki Christian Bale mówi wprost, że zainteresowany jest wejściem w rolę jakiegoś złoczyńcy w filmie o superbohaterach. Później taki Taika Waitit to słyszy i angażuje go do nowego Thora

Kiedy usłyszałem o zatrudnieniu Bale’a do Miłość i Grom, uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że będzie to na pewno ciekawy występ aktorski. I tak też się stało. Gorr, w którego wcielił się Bale, to najbardziej szarżująca aktorsko rola w całym filmie (chylę również czoła przed Russellem Crowe’em). Tym, co najbardziej spodobało mi się w tym przypadku to fakt dwojakiego odgrywania postaci Gorra.

Z jednej strony widzimy odpychającą zewnętrzną powłokę i dziwne zachowania, jak na przykład próba straszenia dzieci z Asgardu. Z drugiej czuć, że nie jest to do końca zła postać, a droga, którą idzie, wynikła z wielkiej życiowej tragedii. Bale idealnie bawi się tym przeskakiwaniem z jednego bieguna na drugi. Z jego roli czuć, że dla aktora była to dobra zabawa.

Jednocześnie poza samą grą Gorr to naprawdę kompetentna postać i chyba jeden z moich ulubionych wrogów z MCU. Lubię też, gdy nawet ci źli mają ciekawą drogę do przejścia, a ich motywacje sens. Gorr spełnia wszystkie te warunki. Szkoda tylko, że tak rzadko pojawia się na ekranie… 

Quo Vadis, MCU?

I tu przechodzimy do momentu marudzenia. Gdy seans dobiegł końca, poczułem, że czegoś mi zabrakło. Tak jakby film skończył się zbyt szybko. Żeby nie było wątpliwości, w obrębie fabuły Miłość i Grom zostało pięknie spięte i zakończone. Ale sam film wydawał mi się zbyt krótki, tak jakby pędzono z każdym wątkiem na złamanie karku, nie dając widzowi odpocząć. Zgłębiłem temat, posłuchałem wywiadów twórców i aktorów Thora i faktycznie wielokrotnie wspominali oni o ogromnej liczbie wyciętych scen.

Ogólna teoria, która obecnie dominuje w tej kwestii, to chęć skrócenia przez producentów Miłość i Grom do dwóch godzin, tak by zmieścić więcej seansów kinowych filmu w ciągu dnia. Jeżeli to prawda, to nie wiem, jak dalej ma wyglądać MCU. Tym bardziej, że wiadomo o wyciętych scenach z takimi aktorami, jak Peter Dinklage, Jeff Goldblum czy Lena Headey. 

Thor: Miłość i grom
Kadr promujący film „Thor: Miłość i Grom” reż. Taika Waititi/Galapagos Films, Marvel

Rozumiem, iż niektóre wyrzucone do kosza fragmenty, mogły nie być potrzebne w filmie, ale pozostawienie części z nich nie wpłynęłoby źle na całość seansu. Warto odnieść się choćby do wątku Gorra, którego jest tu bardzo mało. Dobrze chociaż, że widzowie mają okazję obejrzenia w edycjach rozszerzonych tych kilku fragmentów, które wyleciały z ostatecznej wersji produkcji. Ale jeżeli ma się to powtarzać w kolejnych tworach MCU, to ciekawi artyści po prostu nie będą chcieli pracować dla Marvela. 

Efekty specjalne jak z początku wiek

Muszę napisać wprost: efekty specjalne w Miłość i Grom wyglądają koszmarnie. Memy, które porównują nową produkcję o Thorze z filmem Mali Agenci 3D z początku wieku nie są wcale tak nietrafione, jak mogłoby się początkowo wydawać. Jakiś czas temu odświeżałem sobie kilka pierwszych produkcji MCU, takich jak Iron Man czy Kapitan Ameryka, i muszę szczerze napisać, że momentami wyglądały one dużo lepiej niż to, co widzimy w Miłość i Grom

Nie jest tajemnicą, że obecnie Disney katuje zespoły pracujące nad efektami specjalnymi, zarzucając je ogromną ilością projektów. Nawał pracy i krótkie terminy powodują często rozpady ekip VFX, fatalne moralne pracowników, jak i po prostu okropne CGI w filmach. Sam Taika Waititi podczas jednego z wywiadów powiedział wprost, że Miłość i Grom wygląda momentami paskudnie. Oczywiście to nie wina samego VFX, tylko krótkiego czasu na domykanie produkcji i ich ilości. 

Jest to kwestia, która porusza w ostatnim czasie świat filmu. Tym bardziej, że tracą na tym widzowie, jak i artyści związani z tworzeniem efektów specjalnych. 

Jaki jest ten nowy Thor?

Miłość i Grom nie jest produkcją idealną. Cierpi na kilka problemów, jak pędzenie akcji na złamanie karku, złe efekty specjalne, tokenizacja, o której nawet nie wspominałem, zmarnowanie wątków postaci Valkirii i Korga czy zbyt monotematyczna muzyka (rozumiem, że stylistyka i tym podobne, ale James Gunn potrafi dużo lepiej w ścieżki dźwiękowe). Z drugiej jednak strony jest to produkcja ciepła, dająca powiew świeżości dla wydawać by się mogło postaci nie do odratowania. To też ciekawy rozdział dla Thora, otwierający przed nim fascynujące możliwości. 

Wszystko dodatkowo okraszono specyficznym humorem Waititiego, który można kochać lub nienawidzić. Mnie nowy Thor się spodobał. Wolę ten nieidealny film, który w dłuższej perspektywie czasu będzie dużo ciekawszy niż typowe marvelowe produkty typu Spider-Man, Czarna Wdowa czy Shang-Chi. Na pewno wrócę jeszcze kiedyś do tego filmu, by znajdywać coraz to nowe smaczki, jakich nie dojrzałem podczas pierwszego seansu. 

thor: miłość i gromTytuł w oryginale: Thor: Love and Thunder 

Reżyseria: Taika Waititi

Rok produkcji: 2022

Czas trwania: 1 godzina 54 minuty

Więcej informacji TUTAJ

 


podsumowanie

Ocena
7.5

Komentarz

Nieidealna, lecz wciąż pełna uroku produkcja MCU, która wyróżnia się na tle większości tendencyjnych i nudny marvelowskich produktów.
Popbookownik
Popbookownik
Britney była królową popu, a my jesteśmy królowymi i królami popkultury. Nowa recenzja, artykuł czy świeży news? Ups! Zrobiliśmy to znowu! Nie mamy swojego Timberlake’a, ale za to możemy pochwalić się tekstami, które są równie atrakcyjne.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu

Nieidealna, lecz wciąż pełna uroku produkcja MCU, która wyróżnia się na tle większości tendencyjnych i nudny marvelowskich produktów. Trochę gromów i wiele miłości. „Thor: Miłość i Grom” — recenzja filmu