Kto potrzebuje historii Cassiana?„Andor” — pierwsze wrażenia, odcinki 1-3

-

Powołując do życia własną platformę streamingową, Disney musiał zrobić ten niepewny krok w stronę intensywnej ekspansji posiadanych marek. Najbardziej widać to w rozrastającym się MCU, którego jakość, z serialu na serial, niestety, spada. Z takim sąsiadem, rozszerzające się uniwersum Gwiezdnych wojen miało się całkiem nieźle, bo fani dostali cudownego Mandalorianina — to kazało mi oczekiwać od twórców kontentu na wysokim poziomie.

Nie jestem wielką fanką, która pochłania absolutnie wszystko ze znaczkiem „SW”, ale obejrzałam tych kilka aktorskich seriali dostępnych na Disney+. Po The Mandalorian, moim ukochanym westernem w kosmosie, The Book of Boba Fett nie udało się powtórzyć sukcesu poprzednika. Coś tam nie kliknęło na etapie scenariusza, bo połowa materiału (który dostali widzowie) była zwyczajnie nudna.

Obi-Wan Kenobi, czyli oczekiwana przez wszystkich wisienka na torcie, okazał się jednym z bardziej niepotrzebnych seriali, jakie widziałam. Gdzie to napięcie, skoro wiemy, że wszyscy przeżyją? Całość to jakiś wielki fan-service, telewizyjne nieporozumienie, sześć odcinków upchnięte w niepamięć.

andor
Kadr z serialu Andor / Lucasfilm / Disney

A teraz Andor, czyli prequel do filmu Rogue One, który już sam w sobie był nudny i raczej nie podbił serc widzów. Serial ma opowiadać historię tytułowego Cassiana Andora, granego przez Diego Lunę — dowiemy się, jak to się stało, że dołączył do Rebelii i był w centrum wydarzeń prowadzących do upadku Imperium. Disney wypuścił aż trzy odcinki z zapowiedzianych dwudziestu czterech (dwa sezony, po dwanaście każdy), żeby zachęcić potencjalnych widzów. Efekt?

Wygląda na to, że dostajemy kolejny niepotrzebny serial o pobocznym bohaterze, który nic ciekawego nie wnosi do uniwersum. Andora nie skreślam, ale moje wrażenia po tych trzech odcinkach są raczej chłodne. Produkcja mnie jeszcze nie kupiła i mam wrażenie, że będzie to przerost formy nad treścią oraz szybkie napychanie platformy kontentem, by dać wrażenie oryginalności i ekskluzywności.

andor
Kadr z serialu Andor / Lucasfilm / Disney

Andor wykorzystuje podobny zabieg, który widziałam w The Book of Boba Fett —  podzielenie fabuły na dwie linie czasowe. Problem polega na tym, że żadna z nich nie jest ciekawa (przynajmniej po tych trzech odcinkach) i głównie opiera się na obserwowaniu, jak bohaterowie o smutnych oczkach łażą z kąta w kąt w swoich brudnych ubraniach. Wrażenie wtórności bije po oczach z siłą stu słońc. Nie ma akcji, nie ma nakreślonego problemu, nie wiadomo też, co w zasadzie robią bohaterowie poza snuciem się, i nie ratuje tego obsada. A ta jest całkiem niezła, bo w tytułowej roli pojawia się wspomniany Diego Luna i w dużej mierze partnerować będzie mu Stellan Skarsgård, którego bohater dodał nieco ostrości. Kwestią jest tylko to, czy panowie będą mieli z czym pracować, bo jak na razie scenariusz nie napawa mnie optymizmem. Same ładne widoczki nie pomogą.

Ponieważ tu muszę Andorowi oddać sprawiedliwość — scenerie, i w ogóle zdjęcia w serialu, są niesamowite, bardzo kinowe. Jakość wizualna na pięć z plusem. Tylko co z tego, skoro jednostajna paleta barw nie pomaga ocalić nudnej treści.

andor
Kadr z serialu Andor / Lucasfilm / Disney

Serial wypadł dla mnie na tyle nijako, że przy pierwszym podejściu udało mi się obejrzeć jedynie dwa odcinki. Podczas tego małego seansu walczyłam z chęcią scrollowania Instagrama i Twittera, a po kolejny epizod sięgnęłam dopiero dwa dni później. I sama nie wiem czy chcę dalej kontynuować tę podróż. Nie udało mi się zapamiętać nazwy jednostki militarnej, grającej kluczowy element tego fragmentu fabuły, ani planety, na której akcja się dzieje, ani nawet imion bohaterów, bo nic nie sprawiło, żebym się zainteresowała. A miałam oczekiwania.

Zapowiedź serialu chciała mnie przekonać, że oto dostaję taki miks Hana Solo i Mando, a główny bohater będzie maczał palce w powstawaniu Rebelii i wbijaniu pierwszych szpilek w kolosa, jakim jest Imperium. Muszę przyznać, że był to bardzo zwodniczy trailer.

Wprawdzie trzeci odcinek przywrócił mi odrobinę wiary w to, że Andor to nie do końca stracony potencjał, że jeszcze jest szansa na jakieś walki w kosmosie i sensowną fabułę. A jednocześnie wiem, że gdybym nigdy po kolejne epizody nie sięgnęła, to nic nie stracę, a może nawet zyskam nieco czasu na obejrzenie ciekawszej produkcji. Podtrzymuję moje słowa, że to serial niepotrzebny, niczym filler w dobrym anime.

Iwona Borkowska
Iwona Borkowskahttps://iwonamagdalena.pl/
Kobieta na emigracji. Mówi o sobie, że jest Gryzipiórką, bo nieustannie próbuje pisać. Czyta od kiedy skończyła 5 lat, najczęściej fantastykę. Ulubiona zabawa z dzieciństwa to szkoła i pisanie literek (chyba coś jej z tego zostało). Miała być dziennikarzem lub pracować w wydawnictwie — nie wyszło. Czasami stawia tarorta i chociaż bywa, że się sprawdza, to stwierdza, że jest z niej World Worst Witch. Nie może mieć czarnego kota, bo ma alergię (na wszystkie koty). Po godzinach udaje, że zna się na k-dramach.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu