Spotkania Mangowe były nieodzownym elementem poznańskich sobót przez wiele, wiele lat i z mimowolnym uśmiechem wspominam czasy, gdy i ja stanowiłam ich część. Tym bardziej cieszę się, że pojawiłam się na Hikari Festiwal i mogłam ponownie poczuć tę atmosferę wspólnoty, w której różnorodność wpływa na poczucie jedności.
Poznań, lata ‘00. Na starym rynku, pod pręgierzem, zbiera się coraz liczniejsza grupa nastolatków, część z nich o dość fantazyjnym, by nie powiedzieć: osobliwym wyglądzie: dziewczyna w cylindrze, inna w gorsecie, chłopak w rękawiczkach-kabaretkach i makijażu. Kolorowa, głośna i wesoła zgraja co tydzień, w sobotę, spotykała się w tym samym miejscu, by przemaszerować dumnie, jakby byli władcami tego miasta, do McDonalda pod Okrąglakiem, zamówić ogromną ilość frytek i cheesburgerów i zająć niemal połowę lokalu, kończąc swój pochód pod platanem w parku pod Operą.
Siewcy chaosu, robiący wokół siebie hałas i zamieszanie. Zwłaszcza w czasach, gdy nikt jeszcze nie słyszał o „gender i LGBT”, a o odmiennych orientacjach w Polsce raczej się nie mówiło, lub obracano temat w żart. Wówczas widok takiej ekscentrycznej i dość licznej grupy młodych ludzi u niektórych wywoływał uśmiech, jednak u większości krytyczne lub zgorszone spojrzenie i pełne kpiny komentarze. Członkowie Spotkań Mangowych nic sobie z tego nie robili. Razem czuli się bezpieczni i silni. Na co dzień outsiderzy, raz w tygodniu mogą być swobodni wśród osób dzielących z nimi zamiłowanie do kultury azjatyckiej, a w szczególności do mangi i anime. W tej mikrospołeczności nieistotne bowiem były ani wygląd, ani też orientacja czy zasobność portfela rodziców. Teraz, po latach, myślę, że zainteresowania również nie były najistotniejsze. Najważniejszy aspekt tych spotkań to w rzeczywistości poczucie wspólnoty i podobne problemy. Z samoświadomością i z życiem jako ktoś nie do końca pasujący do ówczesnego wizerunku nastolatka.
Poznań, piętnaście lat później. Na Cytadeli codzienni spacerowicze rozglądają się z szeroko otwartymi oczyma. W parku, w okolicy Rosalium, można się bowiem poczuć, jak w jakimś filmie fantasy, mijając grupki nietypowo ubranych, a niekiedy wręcz przebranych, osób. Z uśmiechem mijam każdą z nich, gdy zatrzymuje mnie kobieta w średnim wieku.
– A Pani wie, co tu się dzieje?
– A tak, tutaj, w szkole obok, jest Hikari.
Widząc niezrozumienie na twarzy rozmówczyni i niepewne zerknięcie na mijającą nas dziewczynę w kusej spódniczce i opasce z futrzanymi uszami, wsuniętej w burzę idealnie wystylizowanych loków, postanawiam nieco rozwinąć wypowiedź.
– Taki Festiwal kultury azjatyckiej. Konwent mangi i anime.
Kobieta przytakuje z cichym i przeciągniętym „aha”. Odwraca się do koleżanki, mówiąc „jakiś konwent tych chińskich bajek”. No tak, myślę sobie, świat się zmienił, ale pewne rzeczy pozostają niezmienne.
Festiwal Hikari, co po japońsku oznacza światło, już od kilku lat przyciąga do stolicy Wielkopolski miłośników mangi i anime niczym światło wabiące ćmy. Stworzony przez fanów, dla fanów, konwent to bardziej kameralne wydarzenie niż dobrze wszystkim znany Pyrkon, Dni Fantastyki czy też typowo zrzeszający zainteresowanych kulturą azjatycką Ryucon, jednak zdecydowanie nie jest to żadną wadą! Wręcz przeciwnie, dzięki temu, mimo sporej frekwencji (w tym roku było niemal trzy tysiące uczestników!), panowała bardzo przyjemna, kameralna atmosfera. Z pewnością sprzyjała temu lokalizacja – Hikari odbywa się na terenie szkoły podstawowej nr 83, zwanej Łejery (o której warto poczytać, bowiem nie tylko łączy w sobie nauczanie z teatrem, ale również ciekawe jest to, jak została zbudowana), sąsiadującej z nią szkoły podstawowej numer 38, oraz w mieszczącym się na Cytadeli Domu Kultury nr 2 w Poznaniu. Można jednak śmiało stwierdzić, iż choć nieoficjalnie, to jednak konwent zajmował też Rosalium oraz teren Cytadeli między szkołami a Domem Kultury.
Festiwal ten organizowany jest już któryś rok z rzędu, jednak tym razem było o nim wyjątkowo głośno za sprawą ostrej krytyki radnej partii PiS twierdzącej, iż niektóre z atrakcji, a wręcz cała tematyka eventu, propaguje pornografię i homoseksualizm. Miała nawet przeprowadzić interwencję, co miało być rzekomo odpowiedzią na list zaniepokojonego mieszkańca Poznania. Radna ta zapewne nie spodziewała się, że swoim zachowaniem przyczyni się do rozreklamowania konwentu. Dzięki temu bowiem o Hikari pisano dużo, jego temat poruszył nawet popularny profil na Instagramie, Make Life Harder. Jednak czy obawy radnej i anonimowego, zaniepokojonego Poznaniaka były słuszne?
Cóż. I tak, i nie. Choć organizatorzy Hikari, z uwagi na zaistniałą aferę, zrezygnowali z elementów programu skierowanych do dorosłych, nie da się ukryć, że pomimo tego, iż produkcje typu manga i anime są bardzo różne, a wachlarz poruszanej tematyki niezwykle szeroki, tak samo jak zakres wieku odbiorców, to jednak seksualność, jej odkrywanie, poznawanie i określanie to motyw pojawiający się w wielu tytułach. Czy to coś złego? Odpowiedź jest prosta: nie. Równie dobrze można by potępić za to większość książek young i new adult, nie mówiąc już o tego typu serialach i filmach. Temat akceptacji swojej seksualności i orientacji jest niebywale istotny w produkcjach skierowanych do młodych ludzi, często bowiem pomagają im one przejść ten niełatwy etap dojrzewania.
I choć rozumiem decyzję organizatorów o rezygnacji z punktów programu skierowanych do starszych uczestników, myślę, że można było rozwiązać ten problem w inny sposób – chociażby sprawdzając czy danym wydarzeniem są zainteresowane osoby pełnoletnie. Trochę szkoda mi pracy włożonej w organizację każdego podpunktu planu wydarzeń, niemniej muszę przyznać, iż mimo to, na uczestników czekało sporo atrakcji. Liczne prelekcje, warsztaty cosplayowe, występy artystyczne, możliwość skorzystania z gier rytmicznych oraz muzycznych, w tym takich klasyków, jak Ultrastar, Just Dance lub legendarne wręcz Dance Dance Revolution. Nie zabrakło tytułów konsolowych, jak i tradycyjnych i popularnych w Azji gier, na przykład Mahjonga. Można było się też poczuć jak w kraju kwitnącej wiśni i wylosować wróżbę omikuji, zrobić omamori oraz spisać i powiesić tradycyjne życzenie na tanabacie. Dodatkowo, korzystając z atrakcji festiwalu, była okazja by wziąć udział w konkursie. Każda aktywność traktowana była jako jeden quest, za jego wykonanie otrzymywało się jeden punkt, a za zebranie dziesięciu brało się udział w losowaniu (gacha) i zdobywało nagrodę.
Organizatorzy dołożyli więc wszelkich starań, by biorący udział w wydarzeniu się nie nudzili. Zadbali też o to, by było na co wydać pieniądze. Stoiska z artykułami spożywczymi z Japonii, Chin i Korei, figurkami kolekcjonerskimi postaci z popularnych gier i animacji, rozmaitymi gadżetami dla fanów oraz, co osobiście zawsze najbardziej mnie interesuje, kramiki rękodzielników. Głównie rysowników i grafików, ale również osób tworzących biżuterię a także akcesoria dla cosplayerowców.
Nieco zawiódł mnie mały wybór stoisk gastronomicznych, tym bardziej iż zapowiadano rozbudowaną strefę gastro. Nie zapomniano jednak o bezpieczeństwie: przy kasach, pośrodku szkół, znajdował się namiot pomocy medycznej, z którego osobiście miałam okazję skorzystać. Pozdrawiam więc bardzo serdecznego i sympatycznego pana ratownika!
A jak już o serdeczności mowa, szczerze należy się ogromna pochwała dla całej ekipy, odpowiedzialnej za ten event. Odziani w żółte koszulki wolontariusze i grupa organizatorów wydarzenia z zapałem gotowa udzielić wszelkiej możliwej pomocy dodatkowo sprawiała, iż atmosfera festiwalu była tak swobodna i przyjemna. Mijające się osoby chwaliły swoje kostiumy, posyłały sobie uśmiechy, a przy stoiskach wdawały się w krótkie rozmowy niczym starzy znajomi. I choć nie dane mi było spotkać nikogo z dawnych znajomych, mogłam znów poczuć się jak w sobotnie popołudnie na jednym ze Spotkań Mangowych.