Boże, zatop Warszawę. „Ślepnąc od świateł” – recenzja serialu

-

W końcu dostaliśmy polski serial potrafiący porządnie przykuć uwagę widza. „W końcu” – za dużo powiedziane. Była przecież Wataha i Pakt, dwie równie udane produkcje, cieszące się sporą popularnością. Teraz nadeszła pora na Ślepnąc od świateł wyreżyserowany przez Krzysztofa Skoniecznego, na podstawie powieści Jakuba Żulczyka, pokazuje Warszawę, jakiej nigdy wcześniej nie widzieliśmy.

Po piętnastu minutach pierwszego odcinka wiedziałam, że wreszcie doczekaliśmy się serialu, który niczym nie odstaje od Breaking Bad, Detektywa czy Prawa ulicy. Jakość produkcyjna jest bezdyskusyjna. Warszawa wygląda w nim jak skrzyżowanie Gotham City z Moskwą. Główny bohater, Kuba, diler kokainy, jeździ po stołecznym mieście swoim wypasionym samochodem, niczym Ryan Gosling w Drive po Los Angeles. I wierzcie lub nie, ale debiutujący w tej roli Kamil Nożyński ma nie mniej charyzmy niż wspomniany hollywoodzki aktor. Jednak jego występ nie do końca mnie przekonał. Ale o tym w dalszej części recenzji.

Boże, zatop Warszawę. „Ślepnąc od świateł” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Ślepnąc od świateł”
Dantejskie kręgi warszawskiego piekła

Jak już wspomniałam, głównym bohaterem historii jest Kuba, warszawski diler kokainy, który zmęczony swoim życiem, postanawia wykupić dwa bilety w jedną stronę do Argentyny. Wylot za tydzień w Boże Narodzenie. Do tego dnia musi jeszcze załatwić pewne spraw. W tym samym czasie z więzienia, po kilkuletniej odsiadce, wychodzi Dario (Jan Frycz), wpływowy i niedający sobie w kaszę dmuchać gangster. Na nieszczęście, losy bohaterów przecinają się, co doprowadza Kubę do przemyślenia swojego dotychczasowego życia. Żeby tego było mało, ambitny prokurator (w tej roli Michał Czernecki) zaczyna walkę z przestępczością narkotykową w stolicy. Kiedy znany celebryta Mariusz Fajkowski (Cezary Pazura) powoduje wypadek pod wpływem alkoholu i kokainy, cień podejrzeń za handel pada na Kubę, któremu coraz bardziej zacieśnia się przysłowiowa pętla na szyi.

Boże, zatop Warszawę. „Ślepnąc od świateł” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Ślepnąc od świateł”
Modlitwa o czarny deszcz

Największą zaletą tego serialu jest jego oryginalność. W pierwszej kolejności wyróżnia go umiejscowienie akcji, a konkretnie ukazanie ciemnej strony stolicy. Bo Warszawa jest jego drugim, jeśli nie równorzędnym bohaterem. Mamy tu kluby służące do kojarzenia par na krócej niż jedną noc, czy apartamenty, których może pozazdrościć każdy korposzczur. Wraz z Kubą jeździmy autem po pięknych ulicach, a nawet zaglądamy w blokowiska pamiętające czasy Edwarda Gierka – jak na przykład garaże zamykane na dwa drewniane skrzydła. Produkcja ukazuje nam stolicę namalowaną pastelową, czasem pulsującą neonami barwą, jednak wszystkie te kolory blakną, kiedy widzimy sceny przepełnione przemocą. Przy czym nie brakuje tutaj siarczystego języka polskiego. Wysyp słownictwa, pełnego „kur…” i „chu…”, momentami może zawstydzić samego Patryka Vegę. Bluźnią tu wszyscy, a różnica pomiędzy poszczególnymi osobami jest taka, że jeśli ktoś należy do świata „wyższego”, potrafi z kilku pikantnych wyrazów stworzyć zdania złożone.

Występ Kamila Nożyńskiego ciężko nazwać dobrym. Jak na debiutanta wypadł przeciętnie, jednak posiada w sobie pewną charyzmę, która z czasem może rozwinąć się w ciekawym kierunku. Natomiast mimika pokerowego mistrza świata i sposób mówienia przypominający generator mowy, zmuszą kulturalnych zazwyczaj ludzi do komentowania jego aktorstwa żywcem wyjętym właśnie z Ślepnąc od świateł. Co więcej, nawet prowokowany scenariuszem Nożyński w najbardziej brutalnych scenach zachowuje zupełny spokój, konsekwentnie robiąc swoje. Dalej mamy Jana Frycza. W serialu jest kwintesencją zła, brutalnym manipulatorem i osobą tak samo pozbawioną moralnych reguł, jak i w sumie zaskakująco niegłupią. Robert Więckiewicz zachwyca w scenach monologów, jak ta pokazująca go na brzegu basenu znajdującego się w drapaczu chmur. Ślepnąc od świateł to też także szansa dla grającej Pazinę Marty Malikowskiej. Swoją obecnością przyćmiła ona inne kobiety i to właśnie jej należą się największe brawa.

Boże, zatop Warszawę. „Ślepnąc od świateł” – recenzja serialu
Kadr z serialu „Ślepnąc od świateł”

Kolejnym dużym atutem serialu jest ścieżka dźwiękowa. Czego tutaj nie ma! Autorski nokaut Marcina Maseckiego, muzyka eksperymentalna, polski i zagraniczny hip hop, klasyka, współczesna elektronika, blues, techno, muzyka kubańska, disco polo, polski pop i punk rock. Nie przypominam sobie żadnego tak hybrydowego serialu pod tym względem. Ślepnąc od świateł wymyka się wszelkim etykietom. Dramat gangsterski – jak najbardziej. Ale też thriller oraz niezaprzeczalnie kryminał z elementami dramatu psychologicznego i horroru.

Kto oślepnie od świateł?

Z początku nie byłam pozytywnie nastawiona do tego serialu, ale jak już wcześniej wspomniałam, wystarczyło piętnaście minut, abym przepadła. Podobno pierwszy sezon całkowicie wyczerpał materiał książkowy, ale wróżąc duży sukces tej produkcji, mam nadzieję na powstanie kontynuacji. Przecież jest już przykład w telewizji, gdzie twórcy po skończeniu fabuły zdecydowali się nakręcić kolejne odcinki. Choćby Opowieści podręcznej – pierwsza odsłona w całości pokrywa się z akcją książki. Trzymam kciuki za powstanie drugiego sezonu i z niecierpliwością czekam na jeszcze większą dawkę adrenaliny.

Serial obejrzałam dzięki uprzejmości

Boże, zatop Warszawę. „Ślepnąc od świateł” – recenzja serialu

https://www.youtube.com/watch?v=Y4l9EK-1tfw

Agnieszka Michalska
Agnieszka Michalska
Pasjonatka czarnej kawy i białej czekolady. Wielbicielka amerykańskich seriali i nienasycona czytelniczka książek, ale nie znosi romansów. Podróżuje rowerem i pisze fantastyczne powieści - innymi słowy architekt własnego życia.

Inne artykuły tego redaktora

Popularne w tym tygodniu