Jeśli spojrzymy na historię postępu, znajdziemy w niej ogrom fantastycznych popisów ludzkiej wyobraźni i kreatywności – a każdy (no, dobrze, większość) z nich w jakiś sposób przyczynił się do polepszenia jakości naszego życia. Jakoś tak się jednak dzieje, że te najważniejsze, największe, najbardziej zmieniające obraz naszej codzienności wynalazki wykorzystywano wbrew intencjom twórców: niosąc zniszczenie oraz cierpienie. Każdy kij, w końcu, ma dwa końce. Jeśli sami nie wyznaczymy granicy, wówczas wiele może wydarzyć się w imię postępu.
Niebieski cud, niebieskie przekleństwo
Kai budzi się przypięty pasami do stołu, podłączony do zdecydowanie zbyt wielu różnych kroplówek, w pomieszczaniu oznaczonym znakiem informującym o zagrożeniu biologicznym. Nie wie, gdzie jest. Nie wie, jak tu się znalazł. Ale przede wszystkim – nie wie, kim jest. Zanim jednak zdąży się choćby zastanowić nad swoim położeniem, do sali wchodzi ubrany w kombinezon ochronny człowiek, ale zamiast wyjaśnić mu, co się dzieje, przystępuje do podania tajemniczego, złowieszczo czarnego leku. Wtedy dzieje się kolejna, zaskakująca rzecz – przez ścianę przebija się drobna dziewczyna, na oko nastolatka, o pięknych włosach w odcieniu indygo i kończynach w tym samym kolorze. Przybyła, aby go ratować. Razem umykają korytarzami dziwnego, przypominającego szpital albo bazę wojskową budynku, omijając próbujących ich powstrzymać pracowników. W końcu znajdują tymczasowe schronienie, w którym dziewczyna – Meer – zaczyna opowiadać, co się właściwie dzieje.
Jednostka badawcza, w której obudził się Kai, zajmuje się badaniami nad wykorzystaniem tajemniczego, niebieskiego szafiru – minerału odnalezionego na dnie morza, wykazującego niesamowite właściwości energetyczne. Jeśli udałoby się go w pełni zrozumieć, mógłby stać się najbezpieczniejszym i prawie niezużywalnym źródłem energii na świecie. Sęk w tym, że szafiry te powstają w ludzkich organizmach, powoli mineralizując kości, doprowadzając do odbarwień włosów, oczu oraz skóry, a na końcu – do śmierci. Kai był jednym z badaczy, a Meer jego pozbawionym prawa do decydowania o sobie obiektem badawczym. Razem chcieli stąd uciec i powiedzieć światu, jakie okrutne praktyki stosowano w tym odizolowanym od świata ośrodku. Niestety, Kai został schwytany i pozbawiony pamięci. Wciąż jednak mogą uciec, choć teraz będzie im o wiele, wiele trudniej.
Ci źli, źli naukowcy
Blue Phobia Eri Tsuruyoshi to w zasadzie dylogia, jaka w Polsce ukazała się w ramach serii Jednotomówki Waneko na początku tego roku i jest pierwszą dłuższą historią w na razie skromnym dorobku autorki. To dość opasła, 400-stronicowa lektura, którą jednak czyta się szybko – zwłaszcza pierwszą część, głównie dlatego, że rozmów czy wyjaśnień nie znajdziemy tu zbyt wielu: bohaterowie, z przyczyn oczywistych, nie mają bowiem za bardzo czasu na to, aby usiąść i porozmawiać. Mangaka sprawnie nabudowuje nasze oczekiwania oraz napięcie, „podbijane” przez kolejne informacje dotyczące prowadzonych w tym tajemniczym ośrodku eksperymentów. Łącząc suspens, sensację i fantastykę naukową z nutką horroru, Tsuruyoshi serwuje swoim czytelniczkom i czytelnikom zwartą, nierozwleczoną i – w zasadzie – dość prostą, ładnie narysowaną historię z morałem. Przyjemną, owszem, ale niekoniecznie zostającą z nami na dłużej po skończeniu lektury.
W Blue Phobia bowiem nie mamy najmniejszej wątpliwości, kto jest „tym złym”, a kto „tym dobrym”. Pracujący w ośrodku naukowcy to oprawcy, dopuszczający się karygodnych czynów na innych, ludzkich istotach, zafiksowanych na punkcie odnalezienia sposobu na skuteczne użycie szafiru, wyleczenia indygopatii – owego powolnego procesu mineralizowania się układu kostnego dotkniętych chorobą ludzi – oraz wykorzystywania zwłok zmarłych do produkcji tych niezwykłych minerałów. Ci, co stają się kolejnymi obiektami, na których prowadzone są eksperymenty, nie mogą sprzeciwić się żadnym, nawet najbardziej okrutnym i nieludzkim praktykom. To dość prosty, czarno-biały świat, pozbawiony jakiegokolwiek przekonującego, a przede wszystkim później niepodważonego moralnego zniuansowania. Poza Kaiem, na zasadzie (chyba) psychologicznego mechanizmu rozproszenia odpowiedzialności, nikt z pracujących w ośrodku 3740 pracowników nawet przez moment nie spróbował się zbuntować. Już sam fakt, że autorka nie informuje nas o podobnej inicjatywie na kartach mangi świadczy o tym, iż taki efekt właśnie chciała uzyskać. Trochę szkoda – zdecydowanie miała tu miejsce, aby trochę zamieszać i nami wstrząsnąć inaczej niż tylko poprzez pokazywanie efektów kolejnych eksperymentów.
Manga Tsuruyoshi ma też dość istotny mankament, wynikający zapewne z dwóch faktów: małego doświadczenia autorki oraz ograniczonej przestrzeni – miejscami opowieść o ośrodku badań ma nieco zbyt dużo dziur. Jakkolwiek możemy, jako czytelnicy, wybaczać twórcom potknięcia czy dziwne, niekonieczne logiczne rozwiązania, jeśli dostaniemy w zamian dobrą historię, tak w tym wypadku… jest ciężko. Niestety, pomimo szczerych chęci mangaki, nie wszystkie aspekty prowadzonych w ośrodku prac, ich chronologia, trzymają się kupy. Główny antagonista komiksu również pozostawia sporo do życzenia – nie zrozumcie mnie źle, jest odpowiednio tajemniczy i złowieszczy, żeby wzbudzić w nas uzasadniony niepokój, ale jego motywacje i zachowanie w finale są rozczarowujące.
Ale to już było i pewnie jeszcze wróci
Jeśli znacie Resident Evil, World War Z, 28 dni później czy inne wpisujące się w ten schemat horrory, łączące elementy tajemniczych chorób (tu – indygopatii), naukowców prowadzących niehumanitarne badania czy doprowadzających do zagłady, wówczas Blue Phobia wyda się kolejną, całkiem przyjemną, ich iteracją. Bowiem sposób, w jaki Tsuruyoshi prowadzi swoja historię, jakie elementy horroru wprowadza i w jakich momentach, kultura popularna zna od dawna – i nie ma w tym absolutnie niczego złego, zwłaszcza że mangaka dorzuca do nich ciekawe elementy, zastępując, na przykład, wirusa czyniącego z ludzi zombie, energodajnym minerałem. Sprawne przetwarzanie już istniejących schematów pozwala początkującym twórcom na znalezienie pewnej „zahaczajki” wśród czytelników, trafić w gusta tych, którzy szukać będą dla siebie jakiegoś określonego tekstu, wpisującego się w to, co już lubią. A gdy dodamy do tego nowe elementy, tym lepiej. Jeśli jednak szukamy czegoś oryginalnego czy przełomowego w temacie – niestety, Blue Phobia nie będzie mangą, która nasze pragnienia spełni.
Jest mi niebiesko~~
Blue Phobia to manga interesująca, zbudowana z użyciem już znanych bardziej obytym koneserom kultury popularnej schematów, z dorzuconą garścią nowych pomysłów. Widać niedociągnięcia, wynikające – być może – z wciąż niewielkiego doświadczenia autorki. Powinna spodobać się miłośnikom Resident Evil, jak i tym, którzy poszukują krótkiej, niekoniecznie mocno zobowiązującej lektury. Ci pragnący głębszej refleksji nad postępem i człowieczeństwem, będą rozczarowani.
Zainteresowanych twórczością autorki zachęcam do odwiedzenia jej Pixiva lub Tumblr.
Tytuł: Blue Phobia
Autorka: Eri Tsuruyoshi
Gatunek: horror, psychologiczny, sci-fi, supernatural, seinen
Wydawnictwo: Waneko